- Myślę, że największym przeciwnikiem dla nas jesteśmy my sami. Boimy się opuścić strefę komfortu, boimy się wyzwań, ciągle walczymy ze strachem – mówił w Elblągu Marek Kamiński, człowiek, który zdobył dwa bieguny: północny i południowy. Teraz zdobywa kolejny, ale tym razem duchowy. Zobacz, jak podróżnik szedł przez Elbląg.
Siła bierze się z umysłu
Jak mówił, jego pasja wzięła się z czytania książek, a rodzice nigdy nie przypuszczali, że mały Marek, chłopiec w gumowych bucikach, dotrze na dwa bieguny.
Pierwsza, większa podróż, czyli rejs statkiem do Safi w Maroko, zrobiła na nim ogromne wrażenie.
- To właśnie wtedy zetknąłem się z inną kulturą. Nauczyło mnie to szacunku, a także tego, że coś, co może wydawać się śmieszne, wcale nie jest głupie – opowiadał na spotkaniu w Ratuszu Staromiejskim Marek Kamiński. - To był kapitał na całe życie, taki wstęp do eksploracji i poszukiwań.
Później były dwa bieguny, sprawdzian wytrzymałości, wiedzy i przygotowania. Jak mówił podróżnik, z taką wyprawą jest tak jak z górą lodową.
- Widać tylko jedną siódmą, reszta jest schowana – opowiadał Kamiński. - Kiedy szedłem na biegun północny, trenowałem z czterema oponami. Wtedy mówiłem ludziom, że samochód mam niedaleko.
Ciągnięcie opon to tylko kropla w morzu przygotowań. Trzeba również pomyśleć o sprzęcie (na biegun północny Kamiński zabrał 636 rzeczy, łącznie ważyło to 130 kilogramów), wiedzieć jak zachować się sytuacji, gdy wpadniemy na przykład do szczeliny lodowej, co jeść. Mimo to i tak nie jesteśmy w stanie absolutnie wszystkiego przewidzieć.
- Ważne jest czytanie języka rzeczywistości. Człowiek do natury może się tylko przystosować, osiągnąć jakiś cel, ale jej nie pokona – opowiadał podróżnik. - Mogłoby się wydawać, że to siła fizyczna jest w takich wyprawach najważniejsza, ale to głowa o wszystkim decyduje.
Biegun inny niż wszystkie
Teraz, kiedy ma za sobą wyprawy w miejsca ekstremalne, chce zdobyć inny biegun. Dlatego wybrał się szlakiem św. Jakuba, który prowadzi od Kaliningradu przez Polskę, Niemcy, Belgię, Francję, aż do Santiago de Compostela, czyli do miejsca, gdzie według przekonań wiernych pochowano św. Jakuba. Na jego trasie znalazło się również Tolkmicko, Jagodnik i Elbląg.
- To naprawdę bardzo fajny teren, takie małe Bieszczady, bardzo dobrze się szło. Trasa jest bardzo dobrze oznakowana. Myślę, że każdy może iść tym szlakiem bez mapy. No i dziś miałem fajną asystę, szedł ze mną m.in. pan Wojtek [Ławrynowicz, znany w Elblągu odtwórca historyczny -red.] – mówił Marek Kamiński. - To kolejny biegun w moim życiu, może ważniejszy niż tamte dwa poprzednie... Dużo dowiaduję się o ludziach, wielu wspaniałych spotykam. Ile będę szedł? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że zdążę na koniec roku szkolnego moich dzieci – dodał z uśmiechem podróżnik, który wizytę w Elblągu zakończył wizytą w Muzeum.
Jak mówił, jego pasja wzięła się z czytania książek, a rodzice nigdy nie przypuszczali, że mały Marek, chłopiec w gumowych bucikach, dotrze na dwa bieguny.
Pierwsza, większa podróż, czyli rejs statkiem do Safi w Maroko, zrobiła na nim ogromne wrażenie.
- To właśnie wtedy zetknąłem się z inną kulturą. Nauczyło mnie to szacunku, a także tego, że coś, co może wydawać się śmieszne, wcale nie jest głupie – opowiadał na spotkaniu w Ratuszu Staromiejskim Marek Kamiński. - To był kapitał na całe życie, taki wstęp do eksploracji i poszukiwań.
Później były dwa bieguny, sprawdzian wytrzymałości, wiedzy i przygotowania. Jak mówił podróżnik, z taką wyprawą jest tak jak z górą lodową.
- Widać tylko jedną siódmą, reszta jest schowana – opowiadał Kamiński. - Kiedy szedłem na biegun północny, trenowałem z czterema oponami. Wtedy mówiłem ludziom, że samochód mam niedaleko.
Ciągnięcie opon to tylko kropla w morzu przygotowań. Trzeba również pomyśleć o sprzęcie (na biegun północny Kamiński zabrał 636 rzeczy, łącznie ważyło to 130 kilogramów), wiedzieć jak zachować się sytuacji, gdy wpadniemy na przykład do szczeliny lodowej, co jeść. Mimo to i tak nie jesteśmy w stanie absolutnie wszystkiego przewidzieć.
- Ważne jest czytanie języka rzeczywistości. Człowiek do natury może się tylko przystosować, osiągnąć jakiś cel, ale jej nie pokona – opowiadał podróżnik. - Mogłoby się wydawać, że to siła fizyczna jest w takich wyprawach najważniejsza, ale to głowa o wszystkim decyduje.
Biegun inny niż wszystkie
Teraz, kiedy ma za sobą wyprawy w miejsca ekstremalne, chce zdobyć inny biegun. Dlatego wybrał się szlakiem św. Jakuba, który prowadzi od Kaliningradu przez Polskę, Niemcy, Belgię, Francję, aż do Santiago de Compostela, czyli do miejsca, gdzie według przekonań wiernych pochowano św. Jakuba. Na jego trasie znalazło się również Tolkmicko, Jagodnik i Elbląg.
- To naprawdę bardzo fajny teren, takie małe Bieszczady, bardzo dobrze się szło. Trasa jest bardzo dobrze oznakowana. Myślę, że każdy może iść tym szlakiem bez mapy. No i dziś miałem fajną asystę, szedł ze mną m.in. pan Wojtek [Ławrynowicz, znany w Elblągu odtwórca historyczny -red.] – mówił Marek Kamiński. - To kolejny biegun w moim życiu, może ważniejszy niż tamte dwa poprzednie... Dużo dowiaduję się o ludziach, wielu wspaniałych spotykam. Ile będę szedł? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że zdążę na koniec roku szkolnego moich dzieci – dodał z uśmiechem podróżnik, który wizytę w Elblągu zakończył wizytą w Muzeum.