Po szkole „uciekł” do zakonu paulinów na Jasną Górę. Następnie został dyrektorem największego sklepu w Toruniu. A potem... został księdzem kościoła polskokatolickiego. Cała Polska poznała go w ubiegła niedzielę, kiedy do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wrzucił ofiarę na tacę z niedzielnej mszy. Panie i panowie: ksiądz Kazimierz Klaban.
Gest proboszcza parafii pw. Dobrego Pasterza w Elblagu zadziwił cała Polskę. No jak to – ksiądz? I dał na Owsiaka? Piekło zamarzło? Jak do tego mogło dojść?
Historia księdza Kazimierza Klabana nie jest zwykła. Urodził się pod Toruniem w rodzinie rzymskokatolickiej.
- Religia była u nas w domu jednym z priorytetów. Nie było możliwości, żeby w niedzielę nie pójść do kościoła. Teraz z uśmiechem to wspominam: u nas na wsi msza była o dziewiątej. O tej samej porze był Teleranek w telewizji. Mam dwoje braci, nikt z nas nie śmiał zapytać rodziców czy można nie iść na mszę – wspominał ks. Kazimierz Klaban, probosz elbląskiej parafii polskokatolickiej w Elblągu.
Po szkole (mały Kazimierz chciał zostać sprzedawcą, albo kucharzem; ostatecznie rodzina postanowiła, że będzie krawcem) było już wiadomo, że Bóg ma jakieś szczególne plany. Kazimierz Klaban trafił do... zakonu paulinów na Jasnej Górze, ale zakonnikiem nie został.
- Byłem tam krótko, kilka miesięcy. Nie wyrzucili mnie, nie wystąpiłem z zakonu. Zakonnicy kazali mi wrócić do domu i przygotować rodziców. Gdyż, mówiąc w cudzysłowie, trochę bez zgody rodziców poszedłem do zakonu – mówił ks. Kazimierz Klaban.
Po wyjściu poza mury zakonu na Jasną Górę już nie wrócił. Spełnił swoje marzenie z dzieciństwa i został... sprzedawcą. Zaczął od stanowiska młodszego sprzedawcy, a skończył jako dyrektor największego w tamtym czasie domu handlowego w Toruniu.
- Jak pracowałem w handlu, to coś ciągnęło. Co dwa tygodnie jeździłem do Częstochowy. Było jakieś pragnienie powrotu, tam gdzie zacząłem stawiać pierwsze kroki – wspominał proboszcz.
O kościele polskokatolickim Kazimierz Klaban usłyszał w... Radiu Maryja. Potem były "rozmowy niedokończone" na ten temat i nasz bohater postanowił zobaczyć co to takiego, ten Kościół Polskokatolicki. Akurat w Toruniu erygowano polskokatolicką parafię.
- Przyznaję, ze wcześniej nie wiedziałem czym jest kościół polskokatolicki. Pod kościołem zaczepił mnie tamtejszy ksiądz, pogadaliśmy, zaprosił mnie na mszę św. I tak jakoś serce zapragnęło, że zostałem w kościele polskokatolickim – mówił proboszcz elbląskiej parafii.
Potem już droga do kapłaństwa była już prosta. W wieku 40 lat kazimierz Klaban wstąpił do polskokatolickiego seminarium duchownego w Warszawie oraz zaczął studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Jeszcze w czasie studiów zaczął posługę w parafii polskokatolickiej w Tolkmicku.
Jak na zmianę wyznania i nową drogę życiową zareagowała rodzina?
- Na początku bardzo sceptycznie. Ciocie, rodzice, dalsza rodzina stwierdziła, że jak chce być księdzem, to już niech będzie, ale czemu polskokatolickim? Mamę próbowała uspokoić sąsiadka, która opowiedziała jak była kiedyś na pogrzebie odprawianym przez polskokatolickiego księdza. Dopiero jak przyjechał mój kolega jezuita (rzymskokatolicki), wiedział już o mojej decyzji i powiedział, pamiętam to jak dziś: Kaziu będzie tam służył Panu Bogu, będzie ludziom służył, będzie przydatny i na pewno do piekła za to nie pójdzie. I to moją mamę uspokoiło – wspominał ks. Kazimierz Klaban.
Po seminarium trafił do parafii w Tolkmicku, gdzie dość szybko został proboszczem. Pięć lat temu dotychczasowy proboszcz parafii w Elblągu poprosił biskupa o zgodę na przejście na emeryturę. I w Elblągu powstał wakat, który objął właśnie ks. Kazimierz Klaban, który obecnie ma dwa probostwa.
I tak pełnił sobie „po cichu” kapłańską posługę do ubiegłej niedzieli.
- Nie jestem człowiekiem do końca zdrowym. Kiedy leżałem w szpitalu, miałem więcej czasu. Jak tak się wodzi wzrokiem po leżących w łóżkach, padnie wzrok na maszynę, urządzenie do leczenia. I zawsze się rzucało w oczy, czy to leżałem w szpitalu w Elblągu, czy w Toruniu, serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - opowiada. - I gdzieś zakielkowala myśl: dlaczego nie? Po swoich przejściach zdrowotnych mam dużą wdzięczność i dla służb medycznych i dla ludzi, którzy mi pomagali. Życie nie polega na tym, żeby tylko z niego brać. Jak dostajemy, to zaciągamy jakiś społeczny, życiowy dług. Ten dług trzeba spłacać i nie chodzi tylko o finanse. To jest tylko taca z jednej mszy w niedzielę przekazana na zbożny cel.
W ten sposób ks. Kazimierz został (niechcący) bohaterem. Przy okazji wyjaśniamy: w polskokatolickim kościele w Elblągu jest tylko jedna msza w niedzielę.
- Tego ofiarowania pieniędzy na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy nie robiłem, żeby kreować się na gwiazdę. To było pragnienie serca, chęć uczestniczenia w tej akcji. A stało się zupełnie inaczej, czym jestem zupełnie zaskoczony. To się nie mieści w mojej głowie – mówił bohater 26 Finału WOŚP. - To nie jest żaden nadzwyczajny wyczyn.
Wierni o wszystkim byli poinformowani już wcześniej i zaakceptowali decyzję swojego proboszcza. A władze zwierzchnie?
- Ze swoim biskupem nie rozmawiałem jeszcze na ten temat. Nie było okazji. Zmarł kanclerz naszej kurii biskupiej i wszyscy są pochłonięci obrządkiem pogrzebowym - mówi ks. Klaban.
Historia księdza Kazimierza Klabana nie jest zwykła. Urodził się pod Toruniem w rodzinie rzymskokatolickiej.
- Religia była u nas w domu jednym z priorytetów. Nie było możliwości, żeby w niedzielę nie pójść do kościoła. Teraz z uśmiechem to wspominam: u nas na wsi msza była o dziewiątej. O tej samej porze był Teleranek w telewizji. Mam dwoje braci, nikt z nas nie śmiał zapytać rodziców czy można nie iść na mszę – wspominał ks. Kazimierz Klaban, probosz elbląskiej parafii polskokatolickiej w Elblągu.
Po szkole (mały Kazimierz chciał zostać sprzedawcą, albo kucharzem; ostatecznie rodzina postanowiła, że będzie krawcem) było już wiadomo, że Bóg ma jakieś szczególne plany. Kazimierz Klaban trafił do... zakonu paulinów na Jasnej Górze, ale zakonnikiem nie został.
- Byłem tam krótko, kilka miesięcy. Nie wyrzucili mnie, nie wystąpiłem z zakonu. Zakonnicy kazali mi wrócić do domu i przygotować rodziców. Gdyż, mówiąc w cudzysłowie, trochę bez zgody rodziców poszedłem do zakonu – mówił ks. Kazimierz Klaban.
Po wyjściu poza mury zakonu na Jasną Górę już nie wrócił. Spełnił swoje marzenie z dzieciństwa i został... sprzedawcą. Zaczął od stanowiska młodszego sprzedawcy, a skończył jako dyrektor największego w tamtym czasie domu handlowego w Toruniu.
- Jak pracowałem w handlu, to coś ciągnęło. Co dwa tygodnie jeździłem do Częstochowy. Było jakieś pragnienie powrotu, tam gdzie zacząłem stawiać pierwsze kroki – wspominał proboszcz.
O kościele polskokatolickim Kazimierz Klaban usłyszał w... Radiu Maryja. Potem były "rozmowy niedokończone" na ten temat i nasz bohater postanowił zobaczyć co to takiego, ten Kościół Polskokatolicki. Akurat w Toruniu erygowano polskokatolicką parafię.
- Przyznaję, ze wcześniej nie wiedziałem czym jest kościół polskokatolicki. Pod kościołem zaczepił mnie tamtejszy ksiądz, pogadaliśmy, zaprosił mnie na mszę św. I tak jakoś serce zapragnęło, że zostałem w kościele polskokatolickim – mówił proboszcz elbląskiej parafii.
Potem już droga do kapłaństwa była już prosta. W wieku 40 lat kazimierz Klaban wstąpił do polskokatolickiego seminarium duchownego w Warszawie oraz zaczął studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Jeszcze w czasie studiów zaczął posługę w parafii polskokatolickiej w Tolkmicku.
Jak na zmianę wyznania i nową drogę życiową zareagowała rodzina?
- Na początku bardzo sceptycznie. Ciocie, rodzice, dalsza rodzina stwierdziła, że jak chce być księdzem, to już niech będzie, ale czemu polskokatolickim? Mamę próbowała uspokoić sąsiadka, która opowiedziała jak była kiedyś na pogrzebie odprawianym przez polskokatolickiego księdza. Dopiero jak przyjechał mój kolega jezuita (rzymskokatolicki), wiedział już o mojej decyzji i powiedział, pamiętam to jak dziś: Kaziu będzie tam służył Panu Bogu, będzie ludziom służył, będzie przydatny i na pewno do piekła za to nie pójdzie. I to moją mamę uspokoiło – wspominał ks. Kazimierz Klaban.
Po seminarium trafił do parafii w Tolkmicku, gdzie dość szybko został proboszczem. Pięć lat temu dotychczasowy proboszcz parafii w Elblągu poprosił biskupa o zgodę na przejście na emeryturę. I w Elblągu powstał wakat, który objął właśnie ks. Kazimierz Klaban, który obecnie ma dwa probostwa.
I tak pełnił sobie „po cichu” kapłańską posługę do ubiegłej niedzieli.
- Nie jestem człowiekiem do końca zdrowym. Kiedy leżałem w szpitalu, miałem więcej czasu. Jak tak się wodzi wzrokiem po leżących w łóżkach, padnie wzrok na maszynę, urządzenie do leczenia. I zawsze się rzucało w oczy, czy to leżałem w szpitalu w Elblągu, czy w Toruniu, serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - opowiada. - I gdzieś zakielkowala myśl: dlaczego nie? Po swoich przejściach zdrowotnych mam dużą wdzięczność i dla służb medycznych i dla ludzi, którzy mi pomagali. Życie nie polega na tym, żeby tylko z niego brać. Jak dostajemy, to zaciągamy jakiś społeczny, życiowy dług. Ten dług trzeba spłacać i nie chodzi tylko o finanse. To jest tylko taca z jednej mszy w niedzielę przekazana na zbożny cel.
W ten sposób ks. Kazimierz został (niechcący) bohaterem. Przy okazji wyjaśniamy: w polskokatolickim kościele w Elblągu jest tylko jedna msza w niedzielę.
- Tego ofiarowania pieniędzy na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy nie robiłem, żeby kreować się na gwiazdę. To było pragnienie serca, chęć uczestniczenia w tej akcji. A stało się zupełnie inaczej, czym jestem zupełnie zaskoczony. To się nie mieści w mojej głowie – mówił bohater 26 Finału WOŚP. - To nie jest żaden nadzwyczajny wyczyn.
Wierni o wszystkim byli poinformowani już wcześniej i zaakceptowali decyzję swojego proboszcza. A władze zwierzchnie?
- Ze swoim biskupem nie rozmawiałem jeszcze na ten temat. Nie było okazji. Zmarł kanclerz naszej kurii biskupiej i wszyscy są pochłonięci obrządkiem pogrzebowym - mówi ks. Klaban.
Sebastian Malicki