Oprowadza grupy turystów z całego kraju i wciąż poszukuje ciekawostek o naszym regionie. Zna wiele kawałów i anegdot, ale przede wszystkim jest skarbnicą wiedzy o zabytkach Fromborka i życiu Mikołaja Kopernika. O ciekawej i pełnej wyzwań pracy przewodnika turystycznego opowiada Edward Urbanowicz z elbląskiego PTTK.
- Kamil Zimnicki: - Jak zaczęła się Pana przygoda z turystyką?
- Edward Urbanowicz: - Było to bardzo dawno temu, bo w 1963 roku. Wtedy pracowałem już prawie dwa lata w szkole i współpracowałem z LZS-ami [Ludowe Związki Sportowe- red.], to była taka organizacja dla wszystkich. Mój ówczesny szef zaproponował żebym pojechał na kurs organizatorów turystyki i kierowników wycieczek. Uczestniczyliśmy w wakacje w bardzo ciekawych zajęciach, przejechaliśmy całą Polskę, zwiedzając różne obiekty i słuchając po drodze wykładów m.in w Poznaniu. Ten rok utkwił mi w pamięci… Choćby dlatego, że nie mogliśmy wjechać do Wrocławia, bo panowała tam wtedy ospa.
- Jak w tamtych czasach wyglądała turystyka szkolna?
- Miałem specjalne uprawnienia, aby jeździć z dziećmi na wycieczki i na wszelkie zawody sportowe. Dyrektor szkoły zawsze mówił, że skoro mam takie papiery, to mogę jeździć z młodzieżą sam. W związku z tym zdarzały się czasem dziwne sytuacje. Kiedyś zimą, kiedy wracaliśmy z Krakowa, w pewnym momencie zorientowałem się, że brakuje mi jednej uczennicy. Okazało się, że zwinęła ją milicja, bo zobaczyła, że dziewczyna idzie sama, a ona tylko zatrzymała się na chwilę, żeby coś kupić. Musiałem po nią wrócić, a reszta uczniów dotarła do domu z pomocą innych pasażerów.
- Turystyka szkolna to nie jedyne pole Pana działalności. Wiem, że ma Pan też uprawnienia przewodnika po dawnym województwie elbląskim i warmińsko-mazurskim.
- Kiedy odchodziłem na emeryturę w 1989 roku, mój kolega Zygmunt Czarnecki ze Szkolnego Związku Sportowego otwierał biznes turystyczny, czyli wieżę widokową we Fromborku i chciał, żebym przyprowadzał tam grupy zwiedzających. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z przewodnictwem i oprowadzaniem turystów - po Fromborku jak i całym województwie.
- Dzięki wieloletniemu doświadczeniu, zdobytemu w tej pracy, na pewno jest Pan w stanie ocenić jak mocno na przestrzeni lat zmienił się nasz region pod względem turystyki?
- Wtedy, w latach 90-tych nie było tu specjalnego nastawienia na turystykę. Dzisiejszy stopień rozwoju jest niesamowity - ludzie zwiedzają, jeżdżąc rowerami, chodząc pieszo, przyjeżdżają z różnych rejonów świata i tutaj im się bardzo podoba. Szczególnie po rewitalizacji starówki w Elblągu. Wszyscy są zaskoczeni, że jest tak czysto. Przyjezdnym podoba się nie tylko nasze miasto, ale i jego okolice. To teren bogaty w różnego typu zabytki zarówno z infrastruktury wodnej jak i historycznej. I to ludzi przyciąga a co ciekawe jest bardzo dużo turystów ze Śląska.
- Kogo jeszcze, poza Ślązakami, można spotkać w trakcie oprowadzania?
- Niezależnie od pochodzenia turystów, w pracy przewodnika można spotkać ludzi niesamowitych, wyjątkowych. Często wspominam pana Jerzego Sikorskiego, który odkrył miejsce pochówku Mikołaja Kopernika. Niedawno spotkałem jego bliskiego przyjaciela, też wspaniałego człowieka. Spotykam ludzi, którzy mieli kontakt z Janem Pawłem II w okresie, kiedy jeszcze nie był papieżem. Jako Karol Wojtyła uczestniczył w dwóch uroczystościach we Fromborku w latach 1966 i 1973. Ja to pamiętam, ale nie tak szczegółowo, a są osoby, które - kiedy pokazuję zdjęcia z tych wydarzeń - mówią, że tam były.
- Co do niezwykłych postaci, jakie napotkał Pan w trakcie wypraw, nie można tu pominąć… Mikołaja Kopernika.
- Frombork przyciąga niesamowicie od momentu, kiedy zostały tu znalezione szczątki Mikołaja Kopernika, czyli od końca 2005 roku Dotychczas nikt nie wiedział czy one tutaj są czy ich nie ma - czy może zostały wywiezione Królewca. Odnalezienie miejsca, w którym pochowano astronoma, sprawiło też, że w mieście pojawiło się tylu turystów, że oprowadzania trwają do października, a nawet do listopada. Jeszcze kilka lat przed odkryciem grobu Kopernika sezon wycieczkowy kończył się we Fromborku 15 sierpnia.
- Wielkim turystycznym magnesem Fromborka, poza grobem Mikołaja Kopernika i pięknym Wzgórzem Katedralnym, są organy.
- Zgadza się. Niedawno w katedrze podszedł do mnie chłopak, który miał problemy z wymową i poruszaniem się. Jego mama powiedziała mi o jego pasji. Bardzo by chciał zagrać na organach. Nie wiedziałem wtedy jaka jest jego historia, ale dowiedziałem się, że uznano go za chorego na autyzm, on po prostu był głuchy. Wszczepiono mu implant i od tego momentu bardzo zainteresował się muzyką, nauczył się grać na fortepianie. Kiedy po raz pierwszy w życiu usiadł przy organach - za zgodą pana Arka, [organisty katedry- red.] to zagrał rewelacyjnie, niczym wirtuoz!
- Co jest najważniejsze w pracy przewodnika turystycznego? Wiedza, otwartość na sytuacje, takie, o jakich Pan wspomina?
- Przede wszystkim to, żeby cały czas się doskonalić. Oczywiście na początku niezbędna jest taka podstawowa wiedza. Kiedyś zresztą kursy odbywały się w innej formie, miały pewne stałe elementy - trzeba było się nauczyć wielu rzeczy odnośnie bezpieczeństwa, opanować wiedzę historyczną. I tych ram trzeba było się trzymać, oprowadzając turystów. W tej chwili to wygląda inaczej, a największą zmianą jest to, że dziś każdy może być przewodnikiem, co nie zawsze jest dobre. Możemy na przykład trafić na osoby, które idą na łatwiznę i ściągają pewne nieprawdziwe informacje z internetu i potem, żeby ludzi zafascynować, wymyślają bajeczki. Nie ma w tym żadnej prawdy historycznej, żadnych rzetelnych wiadomości.
- Czyli jednak każdy sprawdzi się w roli przewodnika?
- Na pewno nie. Osoba z wadą wymowy niestety się nie nadaje. Myślę, że najważniejsza jest kwestia kontaktu z ludźmi. Spotykam w grupach, które oprowadzam, przewodników z całej Polski. Niektórzy prezentują bardzo wysoki poziom wiedzy i kultury, ale są też tacy, którzy przyjeżdżają do Fromborka po raz pierwszy i w trakcie, gdy wycieczka ma przerwę, próbują się czegoś dowiedzieć.
- Zatem co zmieniła w pracy przewodników ustawa deregulacyjna?
- Wyrządziła wiele szkód. Kiedyś chętniej grupy zwiedzały nowe miejsca z przewodnikiem, teraz, przez przewodników, którzy opowiadają bajki, turyści są uprzedzeni. Zdarzają się tacy oprowadzający, którzy przy miejscu pochowania Kopernika opowiadają historię województwa elbląskiego… Trzeba być zawsze przygotowanym, zawód przewodnika jest tak profesjonalny jak na przykład strażaka czy kierowcy.
- Jak przewodnicy przygotowują się do sezonu?
- Na początku sezonu jest zawsze pewien problem, nie wszystko zostaje w głowie po zimie. Dlatego dobrzy przewodnicy przyjeżdżają do Fromborka, spacerują i sobie wszystko przypominają. A ci, którzy robią to “z marszu”, później wpadają w konsternację przy grupie, bo się co nieco zapomniało. Oprowadzanie polega na tym, że ma się pewien plan i, co najważniejsze, wiedzę na temat tego, z kim pracujemy, kogo oprowadzamy, skąd turyści są i czego oczekują. Jeśli poznamy ich zainteresowania i potrzeby, to wtedy wszystko fajnie idzie.
- Czy przewodnicy zrzeszeni w jednym oddziale współpracują ze sobą czy działają tylko indywidualnie? I jak wyglądają ich kontakty?
- Przewodnicy na ogół są bardzo grzeczni i dla turystów, i dla siebie. Spotykając się po raz pierwszy, od razu przechodzą na “ty”, nie ma u nas “pań” ani “panów”. Wzajemnie sobie pomagamy, tak przynajmniej jest u nas w oddziale. W praktyce zdarza się, że jedna grupa się spóźni, a druga przyjedzie za wcześnie i wszystko się korkuje, więc trzeba współpracować.
- Co Pana najbardziej fascynuje w pracy przewodnika?
- Przede wszystkim to, że cały czas coś się dzieje i wciąż można się dowiedzieć czegoś nowego. Ludzie, którzy przyjeżdżają do Elbląga, dziwią się, że miasto zniszczone i odbudowane z ruin ma taki wiele ciekawych miejsc i historii, które przetrwały. Na przykład w mieście wciąż stoi pięknie zachowany dom, w którym mieszkał pradziadek kanclerz Angeli Merkel, są tu pozostałości po zakładach Schichau’a. Do znanych elblążan należą na przykład Franz Komnick, który miał wielką fabrykę samochodów, mieszkał tutaj ksiądz Klimuszko, o którym też można bardzo dużo opowiadać...
- A co jest najtrudniejsze w tej pracy?
- Wszystko zależy od tego, kogo się oprowadza. Najgorzej jest, jeśli są to mieszane grupy, czyli dorośli z dziećmi. Wtedy trzeba opowieści wypośrodkować tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Ale największy problem pojawia się wtedy, gdy ktoś z grupy zadaje głupie pytania. Początkowo na to reaguję, staram się odpowiadać, lecz przeważnie taka osoba pyta ciągle o to samo.
- Czy wiedza przewodnika przydaje się w codziennym życiu?
- Zdarza się. Często, przy okazji oprowadzania, opowiadam nie tylko o historii, ale na przykład o sprawach medycznych. Bo przecież we Fromborku mamy ogródek botaniczny, muzeum medycyny - trzeba ludziom pewne rzeczy unaocznić. Rzymski lekarz Galen powiedział, że człowiek nigdy nie umiera z powodu choroby - człowiek umiera, jak już go zaczną leczyć (śmiech). Jeden z turystów, którego raz oprowadzałem, powiedział nawet, żebym rzucił w cholerę to przewodnictwo i doradzał ludziom w przychodni. Okazało się że był to lekarz i nazywał się Dobija, co często wprawia w konsternację pacjentów (śmiech).
- Czyli odrobina humoru w pracy przewodnika się przydaje?
- Nawet bardzo! Zwiedzający to doceniają. Kilka lat temu zdarzyło mi oprowadzać fajną grupę gimnazjalistów z południowej Polski. W trakcie wycieczki zeszliśmy na tematy śmieszne, na kawały. Po zwiedzaniu Fromborka, wycieczka pojechała do domu, ale co jakiś czas dzwonili do mnie i prosili o opowiedzenie żartu, bo im się nudziło. Takie wycieczki się pamięta przez całe życie!
- I oby było ich jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę.
- Edward Urbanowicz: - Było to bardzo dawno temu, bo w 1963 roku. Wtedy pracowałem już prawie dwa lata w szkole i współpracowałem z LZS-ami [Ludowe Związki Sportowe- red.], to była taka organizacja dla wszystkich. Mój ówczesny szef zaproponował żebym pojechał na kurs organizatorów turystyki i kierowników wycieczek. Uczestniczyliśmy w wakacje w bardzo ciekawych zajęciach, przejechaliśmy całą Polskę, zwiedzając różne obiekty i słuchając po drodze wykładów m.in w Poznaniu. Ten rok utkwił mi w pamięci… Choćby dlatego, że nie mogliśmy wjechać do Wrocławia, bo panowała tam wtedy ospa.
- Jak w tamtych czasach wyglądała turystyka szkolna?
- Miałem specjalne uprawnienia, aby jeździć z dziećmi na wycieczki i na wszelkie zawody sportowe. Dyrektor szkoły zawsze mówił, że skoro mam takie papiery, to mogę jeździć z młodzieżą sam. W związku z tym zdarzały się czasem dziwne sytuacje. Kiedyś zimą, kiedy wracaliśmy z Krakowa, w pewnym momencie zorientowałem się, że brakuje mi jednej uczennicy. Okazało się, że zwinęła ją milicja, bo zobaczyła, że dziewczyna idzie sama, a ona tylko zatrzymała się na chwilę, żeby coś kupić. Musiałem po nią wrócić, a reszta uczniów dotarła do domu z pomocą innych pasażerów.
- Turystyka szkolna to nie jedyne pole Pana działalności. Wiem, że ma Pan też uprawnienia przewodnika po dawnym województwie elbląskim i warmińsko-mazurskim.
- Kiedy odchodziłem na emeryturę w 1989 roku, mój kolega Zygmunt Czarnecki ze Szkolnego Związku Sportowego otwierał biznes turystyczny, czyli wieżę widokową we Fromborku i chciał, żebym przyprowadzał tam grupy zwiedzających. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z przewodnictwem i oprowadzaniem turystów - po Fromborku jak i całym województwie.
- Dzięki wieloletniemu doświadczeniu, zdobytemu w tej pracy, na pewno jest Pan w stanie ocenić jak mocno na przestrzeni lat zmienił się nasz region pod względem turystyki?
- Wtedy, w latach 90-tych nie było tu specjalnego nastawienia na turystykę. Dzisiejszy stopień rozwoju jest niesamowity - ludzie zwiedzają, jeżdżąc rowerami, chodząc pieszo, przyjeżdżają z różnych rejonów świata i tutaj im się bardzo podoba. Szczególnie po rewitalizacji starówki w Elblągu. Wszyscy są zaskoczeni, że jest tak czysto. Przyjezdnym podoba się nie tylko nasze miasto, ale i jego okolice. To teren bogaty w różnego typu zabytki zarówno z infrastruktury wodnej jak i historycznej. I to ludzi przyciąga a co ciekawe jest bardzo dużo turystów ze Śląska.
- Kogo jeszcze, poza Ślązakami, można spotkać w trakcie oprowadzania?
- Niezależnie od pochodzenia turystów, w pracy przewodnika można spotkać ludzi niesamowitych, wyjątkowych. Często wspominam pana Jerzego Sikorskiego, który odkrył miejsce pochówku Mikołaja Kopernika. Niedawno spotkałem jego bliskiego przyjaciela, też wspaniałego człowieka. Spotykam ludzi, którzy mieli kontakt z Janem Pawłem II w okresie, kiedy jeszcze nie był papieżem. Jako Karol Wojtyła uczestniczył w dwóch uroczystościach we Fromborku w latach 1966 i 1973. Ja to pamiętam, ale nie tak szczegółowo, a są osoby, które - kiedy pokazuję zdjęcia z tych wydarzeń - mówią, że tam były.
- Co do niezwykłych postaci, jakie napotkał Pan w trakcie wypraw, nie można tu pominąć… Mikołaja Kopernika.
- Frombork przyciąga niesamowicie od momentu, kiedy zostały tu znalezione szczątki Mikołaja Kopernika, czyli od końca 2005 roku Dotychczas nikt nie wiedział czy one tutaj są czy ich nie ma - czy może zostały wywiezione Królewca. Odnalezienie miejsca, w którym pochowano astronoma, sprawiło też, że w mieście pojawiło się tylu turystów, że oprowadzania trwają do października, a nawet do listopada. Jeszcze kilka lat przed odkryciem grobu Kopernika sezon wycieczkowy kończył się we Fromborku 15 sierpnia.
- Wielkim turystycznym magnesem Fromborka, poza grobem Mikołaja Kopernika i pięknym Wzgórzem Katedralnym, są organy.
- Zgadza się. Niedawno w katedrze podszedł do mnie chłopak, który miał problemy z wymową i poruszaniem się. Jego mama powiedziała mi o jego pasji. Bardzo by chciał zagrać na organach. Nie wiedziałem wtedy jaka jest jego historia, ale dowiedziałem się, że uznano go za chorego na autyzm, on po prostu był głuchy. Wszczepiono mu implant i od tego momentu bardzo zainteresował się muzyką, nauczył się grać na fortepianie. Kiedy po raz pierwszy w życiu usiadł przy organach - za zgodą pana Arka, [organisty katedry- red.] to zagrał rewelacyjnie, niczym wirtuoz!
- Co jest najważniejsze w pracy przewodnika turystycznego? Wiedza, otwartość na sytuacje, takie, o jakich Pan wspomina?
- Przede wszystkim to, żeby cały czas się doskonalić. Oczywiście na początku niezbędna jest taka podstawowa wiedza. Kiedyś zresztą kursy odbywały się w innej formie, miały pewne stałe elementy - trzeba było się nauczyć wielu rzeczy odnośnie bezpieczeństwa, opanować wiedzę historyczną. I tych ram trzeba było się trzymać, oprowadzając turystów. W tej chwili to wygląda inaczej, a największą zmianą jest to, że dziś każdy może być przewodnikiem, co nie zawsze jest dobre. Możemy na przykład trafić na osoby, które idą na łatwiznę i ściągają pewne nieprawdziwe informacje z internetu i potem, żeby ludzi zafascynować, wymyślają bajeczki. Nie ma w tym żadnej prawdy historycznej, żadnych rzetelnych wiadomości.
- Czyli jednak każdy sprawdzi się w roli przewodnika?
- Na pewno nie. Osoba z wadą wymowy niestety się nie nadaje. Myślę, że najważniejsza jest kwestia kontaktu z ludźmi. Spotykam w grupach, które oprowadzam, przewodników z całej Polski. Niektórzy prezentują bardzo wysoki poziom wiedzy i kultury, ale są też tacy, którzy przyjeżdżają do Fromborka po raz pierwszy i w trakcie, gdy wycieczka ma przerwę, próbują się czegoś dowiedzieć.
- Zatem co zmieniła w pracy przewodników ustawa deregulacyjna?
- Wyrządziła wiele szkód. Kiedyś chętniej grupy zwiedzały nowe miejsca z przewodnikiem, teraz, przez przewodników, którzy opowiadają bajki, turyści są uprzedzeni. Zdarzają się tacy oprowadzający, którzy przy miejscu pochowania Kopernika opowiadają historię województwa elbląskiego… Trzeba być zawsze przygotowanym, zawód przewodnika jest tak profesjonalny jak na przykład strażaka czy kierowcy.
- Jak przewodnicy przygotowują się do sezonu?
- Na początku sezonu jest zawsze pewien problem, nie wszystko zostaje w głowie po zimie. Dlatego dobrzy przewodnicy przyjeżdżają do Fromborka, spacerują i sobie wszystko przypominają. A ci, którzy robią to “z marszu”, później wpadają w konsternację przy grupie, bo się co nieco zapomniało. Oprowadzanie polega na tym, że ma się pewien plan i, co najważniejsze, wiedzę na temat tego, z kim pracujemy, kogo oprowadzamy, skąd turyści są i czego oczekują. Jeśli poznamy ich zainteresowania i potrzeby, to wtedy wszystko fajnie idzie.
- Czy przewodnicy zrzeszeni w jednym oddziale współpracują ze sobą czy działają tylko indywidualnie? I jak wyglądają ich kontakty?
- Przewodnicy na ogół są bardzo grzeczni i dla turystów, i dla siebie. Spotykając się po raz pierwszy, od razu przechodzą na “ty”, nie ma u nas “pań” ani “panów”. Wzajemnie sobie pomagamy, tak przynajmniej jest u nas w oddziale. W praktyce zdarza się, że jedna grupa się spóźni, a druga przyjedzie za wcześnie i wszystko się korkuje, więc trzeba współpracować.
- Co Pana najbardziej fascynuje w pracy przewodnika?
- Przede wszystkim to, że cały czas coś się dzieje i wciąż można się dowiedzieć czegoś nowego. Ludzie, którzy przyjeżdżają do Elbląga, dziwią się, że miasto zniszczone i odbudowane z ruin ma taki wiele ciekawych miejsc i historii, które przetrwały. Na przykład w mieście wciąż stoi pięknie zachowany dom, w którym mieszkał pradziadek kanclerz Angeli Merkel, są tu pozostałości po zakładach Schichau’a. Do znanych elblążan należą na przykład Franz Komnick, który miał wielką fabrykę samochodów, mieszkał tutaj ksiądz Klimuszko, o którym też można bardzo dużo opowiadać...
- A co jest najtrudniejsze w tej pracy?
- Wszystko zależy od tego, kogo się oprowadza. Najgorzej jest, jeśli są to mieszane grupy, czyli dorośli z dziećmi. Wtedy trzeba opowieści wypośrodkować tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Ale największy problem pojawia się wtedy, gdy ktoś z grupy zadaje głupie pytania. Początkowo na to reaguję, staram się odpowiadać, lecz przeważnie taka osoba pyta ciągle o to samo.
- Czy wiedza przewodnika przydaje się w codziennym życiu?
- Zdarza się. Często, przy okazji oprowadzania, opowiadam nie tylko o historii, ale na przykład o sprawach medycznych. Bo przecież we Fromborku mamy ogródek botaniczny, muzeum medycyny - trzeba ludziom pewne rzeczy unaocznić. Rzymski lekarz Galen powiedział, że człowiek nigdy nie umiera z powodu choroby - człowiek umiera, jak już go zaczną leczyć (śmiech). Jeden z turystów, którego raz oprowadzałem, powiedział nawet, żebym rzucił w cholerę to przewodnictwo i doradzał ludziom w przychodni. Okazało się że był to lekarz i nazywał się Dobija, co często wprawia w konsternację pacjentów (śmiech).
- Czyli odrobina humoru w pracy przewodnika się przydaje?
- Nawet bardzo! Zwiedzający to doceniają. Kilka lat temu zdarzyło mi oprowadzać fajną grupę gimnazjalistów z południowej Polski. W trakcie wycieczki zeszliśmy na tematy śmieszne, na kawały. Po zwiedzaniu Fromborka, wycieczka pojechała do domu, ale co jakiś czas dzwonili do mnie i prosili o opowiedzenie żartu, bo im się nudziło. Takie wycieczki się pamięta przez całe życie!
- I oby było ich jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę.