UWAGA!

Najciekawsze filmy dotykają rzeczywistości (Młodzi zdolni, odcinek 12)

 Elbląg, Najciekawsze filmy to takie, które dotykają rzeczywistości, ale stronią od banału, sztampy - mówi Mateusz Wojtyński
Najciekawsze filmy to takie, które dotykają rzeczywistości, ale stronią od banału, sztampy - mówi Mateusz Wojtyński (fot. Michał Skoroboszewski)

Uważa, że życiowe porażki nauczyły go więcej niż niejeden sukces. Swoimi sukcesami chwalić się nie lubi. Mateusz Wojtyński ma 24 lata i jest ambitnym reżyserem i montażystą filmowym z Elbląga.

Anna Kaniewska: - Skąd u Ciebie zainteresowanie kinem?
      
Mateusz Wojtyński: - Kinem interesowałem się od zawsze, oglądałem dużo filmów i czytałem literaturę kierunkową. Moje pierwsze próby robienia filmów pojawiły się dość późno, był to okres liceum. Oczywiście w gimnazjum pierwszymi cyfrówkami nagrywaliśmy swoje zabawy, grę w piłkę nożną. Potem w szkole średniej trafiłem do klasy o profilu humanistyczno- teatralnym. Wtedy dotarło do mnie, że teatr nie jest miejscem dla mnie, ale że bardzo lubię opowiadanie historii. Wiedziałem, że ja również chcę opowiadać historie na swój sposób. Mój start był dość udany, nagrałem film ze znajomymi. Udało nam się wygrać kamerę. Teraz, gdy to oglądam, wydaje mi się to banalne, ale dało mi to sygnał, że może uda mi się odnaleźć w filmie.
      
       - Jednak po maturze poszedłeś na filologię polską…
      
- Tak, nawet skończyłem ten kierunek w Elblągu. Wiedziałem, że te studia zmuszą mnie do czytania większej ilości książek i będę mógł poszerzyć swoje horyzonty. Do PWSFTviT w Łodzi trudno się dostać. W zeszłym roku „The Hollywood Reporter”, amerykańskie czasopismo, umiejscowiło tę szkołę na drugim miejscu w rankingu najlepszych szkół filmowych na świecie. Na moim wydziale na jedno miejsce jest ok. 7-8 osób chętnych. Rzadko przyjmowane są osoby świeżo po maturze. Ale to nie jest ważne, to tylko rubryki, statystyka. Najważniejsze jest, żeby mieć coś do powiedzenia. Mnie udało się dostać za trzecim podejściem. Kieślowski też dostał się za trzecim razem, Gajos za czwartym (śmiech). Wiedziałem, że nawet jeśli nie zdobędę wykształcenia, to chcę to robić, chcę pracować przy robieniu filmów.
      
       - Gdy teraz z perspektywy czasu oceniasz swoje przygotowanie do egzaminów wstępnych, uważasz, że komisja słusznie zrobiła, nie dopuszczając Cię za pierwszym i drugim razem?
      
- Teraz z perspektywy czasu uważam, że postąpili słusznie. Po skończeniu szkoły średniej, byłem takim młokosem. Poza tym żaden sukces nie nauczy cię tyle, co porażka. Sukcesy sukcesami, ale to porażki cię kształtują i pozwalają na wysnucie głębszych wniosków. Gdy po raz pierwszy próbowałem zdawać do szkoły filmowej, bardzo się stresowałem. Za wszelką cenę chciałem dobrze wypaść, a nie zaprezentować prawdziwego siebie. Sądzę, że właśnie o to chodzi na uczelniach artystycznych. Myślę, że komisja egzaminacyjna szuka ludzi autentycznych, którzy będą w stanie ich zaskoczyć. Gdy zdawałem za trzecim razem, dostałem się do ostatniego, trzeciego etapu. Mieliśmy takie zadanie: oglądaliśmy w jednej z sal kinowych czterdziestominutowy „surowy” film, dostaliśmy kartki, na których mieliśmy opisać, jaką historię byśmy z tego stworzyli. Później trzeba było swój pomysł przedstawić komisji. Pamiętam słowa, jakie od nich usłyszałem, m.in. że film im się nie będzie podobał, nie chcieliby czegoś takiego zobaczyć. To już był dla mnie znak, że zawaliłem sprawę. Wychodziłem już z sali i pomyślałem, że znów będę musiał tutaj przyjechać za rok, po raz czwarty. Stwierdziłem, że tak łatwo się nie poddam, zawróciłem i postanowiłem, że przedstawię im jeszcze jedną wersję scenariusza, którą miałem w głowie. Nie miałem nic do stracenia. Druga wersja była bardziej kontrowersyjna, ukazywała, że ludzkie życie jest dosyć paradoksalne, wszystko stoi w miejscu. Ten pomysł się spodobał, otrzymałem kilka miłych słów i już wiedziałam, że tym razem mi się udało.
      
       - Jesteś teraz bardziej świadomy swojej dalszej drogi zawodowej? Już wiesz, jakie kino chciałbyś robić?
      
- Nie (śmiech). Ja nie wiem dokładnie, co chcę robić. Nie mam konkretnego pomysłu na moją twórczość. Próbuję. Przebieram w różnych gatunkach, staram się eksperymentować. Teraz, kończąc kolejne lata, mam więcej determinacji, pokory. Trzeba mieć coś do powiedzenia. Skończenie danej szkoły nie jest gwarancją sukcesu. Nikt nie idzie do kina na film, bo twórca ma takie wykształcenie, a nie inne.
      
       - Jakie filmy udało Ci się nakręcić od momentu dostania się do szkoły?
      
- „Non omnis moriar” (jeszcze przed szkołą), „Oskoma”, „Wspak”, „Klincz”. Nie lubię się za bardzo chwalić. Może po prostu tylko nadmienię, że udało mi się zdobyć trochę nagród. Poza tym specjalizacja, którą studiuję, to montaż filmowy. Często się tym zajmuję. Montowałem m.in. zwiastun do „Obcego ciała” Zanussiego. Teraz nakręciłem film dokumentalny w Elblągu, którego głównym bohaterem jest p. Piotr Imiołczyk. Uważam, że jest on niezwykle charyzmatycznym człowiekiem. Miałem okazję obserwować go, gdy prowadzi lekcje historii. Sposób, w jaki on zaciekawia uczniów, jest niesamowity. Przebiera ich za powstańców, pokazuje, że historia nie musi być nudna. Autorem zdjęć do filmu jest inny elblążanin, Grzesiek Styczeń, bardzo zdolny operator. Mam ponad dwadzieścia godzin materiału, a film ma trwać około piętnastu minut. Nie chcę, żeby to było sztampowe. Wciąż szukam klucza. Myślę, że najistotniejsza będzie konstrukcja tego filmu. Aktualnie szukam jeszcze funduszy na zrobienie postprodukcji. Kiedy skończę film, chciałbym pokazać go w Elblągu. Cieszę się, że udało mi się znaleźć taki temat właśnie tutaj, bo nie ukrywam, że jestem związany z tym miastem. Niestety, mogę tutaj zaglądać coraz rzadziej.
      
       - Jakie kino lubisz oglądać? Masz swoich ulubionych reżyserów, którzy Cię inspirują?
      
- Na pewno miałem jakieś swoje wielkie miłości, z których w końcu wyrosłem. Kiedyś byłem ogromny fanem Lyncha. Dziś najbardziej przemawia do mnie Tarkowski, Bergman, Antonioni, bardzo lubię też filmy Lecha Majewskiego. Najciekawsze filmy to takie, które dotykają rzeczywistości, ale stronią od banału, sztampy.
      
       - Moim zdaniem droga, którą pokonałeś, wymaga wiele determinacji i samozaparcia. Jakich rad udzieliłbyś innym młodym osobom, które chciałyby studiować kierunki filmowe?
      
- Ja nie miałem takiej osoby, która pokazałby mi ten świat, pomogła stawiać pierwsze kroki, ale to nie jest najważniejsze. Osobiście nie podoba mi się, gdy młode osoby próbują kogoś naśladować, opowiadać te same historie, w sposób, w który już wcześniej zostały one opowiedziane. Szukanie własnych rozwiązań, a przy tym siebie, jest bardzo ważne. Trzeba wkładać swoje życiowe doświadczenia w tworzenie filmu. Lepiej powiedzieć coś od siebie, pracę poprzeć bagażem własnych doświadczeń. Historie się powtarzają, kopiują, to normalne. Ważne żeby opowiadać je na swój sposób, z własnego punktu widzenia. Nie trzeba udawać na egzaminach wstępnych, że coś wiemy, kiedy tak nie jest. Lepiej powiedzieć prawdę i dodać, że bardziej zajmuje nas inna kwestia. Myślę, że trzeba być również wrażliwym. Tej wrażliwości uczymy się cały czas. Dzięki niej możemy spojrzeć na nasze postaci w inny sposób, bardziej głęboki. Ja staram się ćwiczyć swoją wrażliwość.

  Elbląg, Najciekawsze filmy dotykają rzeczywistości   (Młodzi zdolni, odcinek 12)
(fot. archiwum prywatne)

 
      
       - Mówisz dużo o wrażliwości. A jak radzisz sobie z krytyką?
      
- Nikt nie lubi krytyki, ale jak już ci wcześniej wspominałem, sukces nie nauczy cię tyle, co porażka. Słyszysz niemiłe słowa, czujesz złość, ale emocje opadają, siadasz, zastanawiasz się nad tym i idziesz dalej. Dostajesz bardzo ważną lekcję.
      
       - Czy oprócz kina masz jeszcze jakieś inne zainteresowania?
      
- Oczywiście. Uważam, że jeśli ktoś chce zrobić dobry film, powinien interesować się wieloma sprawami. Trzeba rozmawiać z ludźmi, w różnym wieku, reprezentujących różne warstwy społeczne, o różnych poglądach, doświadczeniach. Trzeba chodzić do teatru, czytać książki, słuchać muzyki. Film jest wypadkową tych wszystkich doświadczeń.
      
       - Czego mogę Ci życzyć na koniec tej rozmowy?
      
- Chciałbym, aby praca, którą robię skłaniała do refleksji. Jeśli widz po obejrzeniu filmu, myśli, zastanawia się, nawet jeśli film mu się nie spodobał, to twórcy już osiągnęli sukces. Gdy zrobiłem film pt. „Wspak”, byłem z niego bardzo niezadowolony. Pewnego wieczoru dzwoni do mnie ktoś z nieznanego mi numeru. Po głosie poznałem, że jest to dojrzała kobieta. Powiedziała mi, że oglądała mój film, że siedziała w komisji, która na pewnym festiwalu oceniała moją pracę, ale niestety decydujący głos nie należał do niej. Przeprosiła mnie za to, że ten film został tylko wyróżniony, że nie dostał nagrody, że ona o niego walczyła, bo bardzo się cieszy, że ktoś chce poruszać takie tematy. Podziękowała mi, powiedziała, że jest wzruszona i chciałaby mi coś podarować. Okazało się, że jest psychologiem. Zadeklarowała, że jeśli kiedykolwiek będę miał jakiś problem, to mogę się do niej zgłosić, niezależnie od pory dnia. Nigdy nie usłyszałem milszych słów. Proszę życzyć mi więcej takich chwil.
      

Anna Kaniewska

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama