W Elblągu kolejarze za wszelką cenę próbują przekonać pasażerów, żeby biletów nie kupowali w kasie na dworcu. W kolejce po bilet trzeba odstać co najmniej 20 minut i to w przypadku, kiedy akurat jest przerwa w odjazdach pociągów. Im bliżej odjazdu, tym sytuacja się pogarsza.
Dworzec kolejowy w ponadstutysięcznym mieście, czynna jedna kasa biletowa od godz. 7.45 do 17.10. Przed kasą długa kolejka pasażerów, których poziom zdenerwowania rośnie wraz ze zbliżaniem się godziny odjazdu pociągu. Ale na razie jest spokojnie, wybija godz. 12.
Pan John przyjechał do Polski z jednego z angielskich miast. Jutro chce wrócić do siebie, ale najpierw musi dojechać pociągiem do Warszawy. Porę na zakup biletu wybrał idealnie: wybrał się dzień wcześniej na elbląski dworzec i to w południe, kiedy (jak można się spodziewać) nikt nie będzie stał w kolejce na najbliższy pociąg, który odjeżdża 13:21. Mimo to i tak nie uniknął „ogonka”. - Nie rozumiem, dlaczego otwarta jest tylko jedna kasa? - pyta pan John.
Za nim w kolejce stoi pan Marek, który chciałby dojechać do Malborka. Dobrze, że przyszedł na dworzec godzinę wcześniej, stał w kolejce 20 minut.
Gdy pan Marek kupował bilet, na końcu kolejki stanął pan Kazimierz, który też okazał się przewidujący. I bilet na wyjazd do Gdyni w środę postanowił kupić w poniedziałek. Pan Kazimierz wydaje się wzorem klienta PKP – planuje swoją podróż z wyprzedzeniem i nie przeszkadza mu (przynajmniej tak myślą w Warszawie), że aby kupić bilet, musi w kolejce stać już 40 minut. - Tego się nie da skomentować. Chcę jechać o siódmej rano w środę. Jest tylko jedna kasa, to się w głowie nie mieści coś takiego – mówi pan Kazimierz.
O 12:50 na końcu kolejki ustawił się pan Władysław. Autor tego tekstu już wiedział, że pan Władysław biletu na pociąg o 13:21 w kasie nie kupi. Pan Władysław tego nie wiedział i czekał cierpliwie. Do czasu. O 13:10 złość w kolejce do kasy osiągnęła wartość krytyczną. Najpierw jednak pani, potem druga i za chwilę kilkanaście osób dało sobie spokój z czekaniem na cud i pobiegło do pociągu.
- Kupię bilet u konduktora, a jak mi powie, że mam zapłacić za wystawienie biletu w pociągu, to nie wiem, czy moje nerwy to wytrzymają – skomentował pan Władysław.
To, że pasażerowie pobiegli kupić biletu do konduktora nie oznacza, że kolejka spod kasy zniknęła. Kasjerka sprzedająca bilety o przerwie na śniadanie już dawno zapomniała. A do toalety może wyjść, gdy skończy pracę. Inaczej kolejkowicze mogliby ją zlinczować.
Prawdziwa awantura zaczyna się o 17:10, kiedy kasa teoretycznie powinna być zamknięta. Obwiniani za brak kasy biletowej są pracownicy punktów handlowych, znajdujących się na dworcu, wyrazy powszechnie uznane za obelżywe są w powszechnym użyciu.
Tymczasem zbliża się sezon wakacyjny i ludzi na dworcu będzie trzy razy więcej. Ale jak nie kupią biletów, to może zostaną w Elblągu dzień dłużej?
A teraz bardziej poważnie. O problemach z kasami na dworcu w Elblągu pisaliśmy już w kwietniu. Wtedy zapewniano nas, że sytuacja z kasami wróci do normy do końca kwietnia. Tymczasem od 1 czerwca na dwóch kasach spółki PolRegio wisiinformacja, że są zamknięte do odwołania.
Bilety można kupić tylko w jednej kasie – spółki PKP Intercity alboprzez internet. A jeżeli nie ma kto obsługiwać kas, to może warto pomyśleć o biletomacie? Między innymi o to zapytaliśmy przedstawicieli kolejowych spółek. Czekamy na odpowiedź.