Niespełniona miłość, nietrafione inwestycje finansowe, a może problemy rodzinne czy też zupełnie inny powód sprawiają, że człowiek czasami „ląduje” na bruku i to dosłownie. Oni sami mówią, że są tu z własnej woli, że takie życie wybrali i jest im z tym dobrze, mowa o ludziach bezdomnych, których nie brakuje również w Elblągu.
Ostatnio w sposób szczególny upodobali sobie oni rewir przy ulicy Żeromskiego. Pobliskie sklepy zdają się być doskonałym miejscem do przetrwania. Duża ilość kupujących sprawia, że jest to doskonałe miejsce, aby pozyskać pieniądze, rozległy parking zapewnia życiową przestrzeń, a sąsiedztwo budynków schronienie przed deszczem. Można by przewrotnie powiedzieć, że mają wszystko by funkcjonować, ale … no właśnie zawsze pojawia się jakieś „ale”. Do prawidłowego rozwoju człowiek potrzebuje również wody nie tylko do picia ale i do higieny osobistej. Każdy z nas posiada w mieszkaniu łazienkę z bieżącą wodą i problemy natury potrzeb fizjologicznych zdają się być niezauważalne dopóty dopóki mamy do niej dostęp. Bezdomni nie mają takich „luksusów”, co więc zastępuje im łazienkę? I tu pojawia się problem, ponieważ dla nich miejscem, do którego król chodzi piechotą stał się właśnie parking oraz przyległe budynki. Zarówno elblążanie jak i przyjezdni klienci mini marketu oraz drogerii i apteki znajdujących się przy wspomnianej ulicy stają się codziennie mimowolnymi świadkami dantejskich scen. Publiczne oddawanie moczu i nieco „grubszych rzeczy” stało się codziennością, do tego dochodzą awantury o ostatnią szklankę „napoju” czy też głośno wypowiadane „ciepłe słowa” do kompana, który śmiał zająć miejsce zapewniające dobry wgląd w teren na murku odgradzającym parking od budynków mieszkalnych. Można by w humorystyczny sposób opisywać wiele innych zdarzeń, które rozgrywają się w życiu codziennym tych ludzi, ale czy powinno być nam do śmiechu? Wątpię. Bezdomni z każdym dniem stają się coraz bardziej zuchwali w swych poczynaniach. Zarówno nachalne zdobywanie pieniędzy, które można w wielu wypadkach nazwać wymuszaniem - szczególnie w stosunku do kobiet czy małoletnich klientów mini marketu jak i wspomniane załatwianie potrzeb fizjologicznych stało się zjawiskiem patologicznym. Pomijając aspekt wizualny, klienci zmuszani są do obcowania z ludźmi, którzy - powiedzmy to otwarcie - śmierdzą. Odór jaki dochodzi od „mieszkańców” parkingu przy ulicy Żeromskiego powoduje wręcz odruch wymiotny. Czy tak musi być ? Nie szukam osób odpowiedzialnych za to, że w naszym sąsiedztwie są tacy ludzie, bo i tak za chwilę pojawią się komentarze, że wszystkiemu winni są politycy itd. Porady w stylu: „zmień sklep” nie rozwiążą problemu. Moje pytanie brzmi: co władze naszego miasta zamierzają zrobić, aby nie narażać mieszkańców na tego typu sytuacje? Nie przeszkadza mi, że ktoś z własnego wybory mieszka na ulicy. Problemem staje się fakt, iż moje nastoletnie dzieci boją się wychodzić po zakupy, a ja obawiam się o bezpieczeństwo żony, która jest w ósmym miesiącu ciąży i często wychodzi do apteki. Nie chcę, aby była zmuszana na towarzystwo ludzi z siedliskiem chorób. Póki co, staram się wyręczać członków mojej rodziny w obowiązkach robienia zakupów, ale jak długo jeszcze i co kiedy mnie nie będzie przez kilka dni?