Mgliste wspomnienia z dzieciństwa i czarno-białe fotografie, a na nich rodzina i Syrena, w czasach PRL królowa szos. Gdy Michaś stał się Michałem i założył własną rodzinę też chciał mieć takie auto. Żona jednak nie podzielała jego entuzjazmu i odradzała dość drogi zakup. Na początku więc na posesji zagościł ... Moskwicz 400, ale swojego miejsca doczekała się i "skarpeta". Zobacz zdjęcia i film!
- Pamiętam, choć może wspomnienia mieszają się z opowieściami rodziców, jak razem z bratem spaliśmy na półce pod tylną szybą Syreny – mówi. - Syrena była żółta, hałasowała i dymiła, ale to było dobre auto. Takie też chciałem mieć. Początkowo żona sceptycznie podchodziła do tego pomysłu, bo zakup za drogi, a i trzeba będzie przy takim zabytku "dłubać" – kontynuuje opowieść. - Na chwilę nawet dałem się odwieść od Syrenki, ale wtedy wypatrzyłem na jakiejś posesji w Elblągu ciekawe auto, a właściwie to, co z niego zostało. Przywiozłem do siebie ... Moskwicza 400. Z którego roku to auto? Tego nikt nie wie – śmieje się Michał Mroczkowski.
Auto w ruinie, ale Michał nieco je odnowił, by przynajmniej z zewnątrz prezentowało się elegancko. Uruchomić się go nie da, ale zdobi posesję. Na pewno jest to lepszy wybór niż szkaradne krasnale ogrodowe. Rodzina chętnie się przy Moskwiczu fotografuje, a przejeżdżający obok kierowcy odwracają głowy i z zaciekawieniem patrzą na cud techniki [te radzieckie samochody osobowe były produkowane w latach 1947 - 1956, na bazie niemieckiego Opla Kadetta K38].
Michał jednak nie ustawał w staraniach o Syrenkę. W końcu się udało. Wypatrzył ogłoszenie o sprzedaży modelu 105. - Zobaczyłem tę żółtą Syrenę i pomyślałem, ze musi być moja – wspomina. Trochę daleko – pomyślał patrząc na odległy od Elbląga Kraków, ale czego się nie robi dla realizacji marzeń.
Tata mówił, byśmy przyjechali "skarpetą" do domu, ale to już lekka przesada – mówi ze śmiechem Michał Mroczkowski. - To auto z 1974 r., po drodze wszystko może się z nim zdarzyć, zdecydowałem więc, że przyjedzie na lawecie.
Syrena Michała to model 105, żółta jak niegdyś auto jego taty. U poprzedniego właściciela była przez 10 lat, ale ten, z racji wieku, nie chciał już naprawiać wiekowego auta i dlatego je sprzedał. Jednak jak na swój wiek, "skarpeta" trzyma się nieźle.- Wymaga drobnych napraw, ale takich, które potrafię sam zrobić – mówi Michał. - Jeździła już do Pasłęka, do Nowego Dworu Gdańskiego. Wiadomo, jak każda kobieta stroi też fochy – śmieje się właściciel Syrenki. - Czasem po prostu nie chce jechać i już. Robi też dużo hałasu i dymi, no, ale ma dymić!
Żona Michała też już przekonała się do "nowego" auta. - Cieszy się, że gdy jedziemy, ludzie się oglądają za naszym samochodem – przyznaje sympatyczny kierowca. - Do codziennego jeżdżenia używamy Opla Vectry, no, ale to nie to samo.
Ponad 40-letnia Syrena wygląda dziś tak, jak kiedyś. W środku, dla podkreślenia klimatu PRL, są paczki papierosów: "Popularne" i "Klubowe", "setka" z Waryńskim i "pięćdziesiątka" ze Świerczewskim, a nawet stary aparat fotograficzny z lampą błyskową. I pod tylną szybą obowiązkowy piesek z kiwającą się główką. Czar auta pomyślanego, jako "popularny, oszczędzający czas środek przewozu, przy wykonywaniu czynności służbowych i wypoczynku, przeznaczony dla racjonalizatorów, przodowników pracy, aktywistów, naukowców, przodujących przedstawicieli inteligencji". Tak przynajmniej głosiła uchwała Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i Prezydium Rządu z maja 1953 roku.