UWAGA!

Henryk Horbaczewski: Warto było (Dyrektorzy, do odpowiedzi)

 Elbląg, dr Henryk Horbaczewski, dyrektor IV LO w Elblągu w latach 1994 - 2009
dr Henryk Horbaczewski, dyrektor IV LO w Elblągu w latach 1994 - 2009 (fot. Anna Dembińska)

- Chciałem stworzyć szkołę, w której uczniowie będą mieli prawo do błędów. Oczywiście bez przesady: jest regulamin, są wychowawcy, jest dyscyplina, są oczekiwania rodziców - mówi dr Henryk Horbaczewski, dyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego w latach 1994-2009. Z okazji 30-lecia IV LO rozpoczynamy cykl rozmów z byłymi dyrektorami szkoły.

- Przyszedł Pan do IV Liceum, żeby je „stworzyć“. W 1994 r. Zespół Szkół Pedagogicznych przekształcano w samodzielne liceum.

- Taka była decyzja ówczesnych władz oświatowych. W ramach Zespołu Szkół Pedagogicznych funkcjonowało cztreroletnie liceum i dwuletnie Studium Nauczycielskie oraz internat mieszczący się przy ul. Puławskiej. Zaproponowano mi utworzenie samodzielnego IV LO im. Komisji Edukacji Narodowej. Do końca nie jestem pewien, ale na pomysł przekształcenia ZSP w LO wpadł chyba ówczesny kurator oświaty śp. Edward Murdzia. Były dyrektor Zespołu Szkół Pedagogicznych, nawiasem mówiąc. Ale na 100 procent pewny nie jestem. W Elblągu była wtedy potrzeba organizacji kolejnych ogólnokształcących szkół ponadpodstawowych. Funkcjonowały trzy licea, „moje“ miało być czwarte, w planach było jeszcze kolejne. Do 2009 roku nie mieliśmy żadnych problemów z naborem... To nie była szkoła „robiona na siłę“. Było na nią autentyczne zapotrzebowanie.

 

- Na czym polegały te zmiany? Jak się przekształca ZSP w LO?

- Początkowo obie szkoły funkcjonowały w jednym budynku. Po trzech latach „pedagodzy“ wyprowadzili się do Miasteczka Szkolnego przy ul. Saperów. Internat się usamodzielnił. Zmienił się też organ prowadzący: ZSP prowadziło kuratorium, liceum - miasto Elbląg. Staliśmy się szkołą samorządową razem ze wszystkimi zaletami i wadami takiego rozwiązania.

 

- Skąd się wziął pomysł na zostanie dyrektorem?

- Wcześniej byłem nauczycielem historii i WOS-u w II Liceum Ogólnokształcącym. Nauczycielem byłem „od zawsze“, od kiedy ukończyłem Liceum Pedagogiczne w Kwidzynie. Po pierwsze: dostałem taką propozycję. Po drugie: zagrała ambicja, chęć zmierzenia się z takim wyzwaniem. Podjąłem się. Miałem szczęście do współpracowników: wicedyrektorem była Bożena Kamińska, doskonały organizator. Ja wziąłem na siebie kontakt i współpracę z naszym nowym organem prowadzącym, czyli wydziałem edukacji w ratuszu. I muszę powiedzieć, że współpraca z mojego punktu widzenia układała się dobrze, chociaż problemów nie brakowało.

 

- Był Pan też pierwszym dyrektorem z konkursu. O co pytała komisja?

  Elbląg, Dyrektor G. Horbaczewski otwiera szkolną Izbę Pamięci w 2007 r. (strona int. IV LO)
Dyrektor G. Horbaczewski otwiera szkolną Izbę Pamięci w 2007 r. (strona int. IV LO)

- Byłem jedynym kandydatem na to stanowisko. Przede wszystkim o koncepcję zarządzania szkołą. Moim głównym celem było stworzenie dobrej atmosfery pracy, zarówno jeżeli chodzi o uczniów, jak i nauczycieli. I myślę, że mi się to udało... Dobra atmosfera sprzyja nauce i wychowaniu młodzieży. I to wychowanie chciałbym szczególnie podkreślić, gdyż szkoła ma nie tylko uczyć, ale i wychowywać. Przekonałem komisję, która jednogłośnie poparła moją kandydaturę.

 

- Przy czym zmiana „stołka“ z nauczyciela na dyrektora to też zmiana perspektywy. Nauczyciel ma swoją klasę i problemem jest, że Jacek jest zagrożony... A dyrektor martwi się, że dach przecieka...

- Różnica jest... Przy czym nawet jako dyrektor nie przestałem być nauczycielem. Początkowo, tak jak w II LO uczyłem historii i WOS - u. Potem godziny historii oddałem innym nauczycielom, w miarę jak się nasza szkoła rozrastała. Jako dyrektor musiałem się np. zmierzyć z elektryką. Okazało się, że po wprowadzeniu komputerów do szkoły, nasza infrastruktura nie mogła sobie poradzić z dodatkowymi urządzeniami pobierającymi energię elektryczną. To tylko przykład „dyrektorskich“ problemów. Nie powiem, że mnie zaskoczyły, ponieważ wiedziałem „na co się piszę“, ale... jakąś nowością były. Na szczęście, współpraca z Urzędem Miasta układała się dobrze, mieliśmy więc wsparcie, aby takie problemy rozwiązywać. Przy czym trzeba mieć świadomość, że to nie był jedyny problem, z jakim ratusz musiał się wówczas zmierzyć. Wszystkie szkoły miały jakieś swoje problemy, jednym z wyzwań było ich racjonalne i w miarę bezproblemowe rozwiązanie. Konsekwentnie, rok po roku, radziliśmy sobie z kolejnymi wyzwaniami aż do kompleksowej modernizacji budynku. Kiedy kończyłem swoje „dyrektorowanie“ wyzwaniem stawała się komputeryzacja.

 

- Na ile obejmując stanowisko dyrektora myślał pan „A teraz zrobię szkołę moich marzeń“?

- Miałem bardzo dobre doświadczenia z II Liceum, gdzie dyrektorką była Izabela Babraj. Świetny dyrektor, wiele z jej zachowań przejąłem. Na to nałożyły się także doświadczenia moich wychowawców jeszcze z czasów Liceum Pedagogicznego w Kwidzynie, z czasów studiów na Uniwersytecie Gdańskim... Z drugiej strony jestem człowiekiem cierpliwym i trudno mnie „wyprowadzić z równowagi“. Chciałem stworzyć szkołę, w której uczniowie będą mieli prawo do błędów. Oczywiście bez przesady: jest regulamin, są wychowawcy, jest dyscyplina, są oczekiwania rodziców.

 

- Przy czym to jest ten wiek, kiedy młodzież sprawdza na ile można sobie pozwolić mimo mniej lub bardziej formalnych zakazów.

- Oczywiście. Ale za to później na studniówce mamy swoje chwile radości. Cztery lata wcześniej widzieliśmy dzieci, dziś widzimy dorosłych ludzi, którzy wiedzą, czego chcą. Rozpiera nas duma, kiedy na egzaminie maturalnym przekazują, czego się nauczyli przez te kilka lat. I w czym my im pomogliśmy. Kiedy prezentują swoją dojrzałość, mądrość. To jest ten finał, kiedy ma się satysfakcje z dobrze wykonanej pracy. Wtedy jako nauczyciele wiemy, że było warto.

 

- Jaka to była szkoła?

- Myślę, że dobra. Młodzież była różna, myślę tu głównie o poziomie wiedzy, z jaką przychodzili do nas. Byli uczniowie bardzo dobrzy, ale byli też ci odrobinę słabsi. Przychodzili też uczniowie, którzy z różnych względów nie odnajdywali się w innych liceach. To były pojedyncze przypadki, nie mniej takie zjawisko występowało. Jeżeli za miarę sukcesu szkoły przyjąć losy jej absolwentów, to możemy być zadowoleni. Nie chcę wymieniać konkretnych nazwisk, bo jest ich dużo, a pewnie i tak o kimś bym zupełnym przypadkiem zapomniał. Można ich spotkać np. w naszym ratuszu, niektórzy „porobili“ doktoraty, innych można zobaczyć w telewizyjnych serialach.

 

- A kadra nauczycielska? Przynajmniej na początku był pan „ciałem obcym“ z II LO.

- Kadra się zastanawiała „Jaki on będzie?“. Przyznam, że byłem zaskoczony w jaki sposób mnie przyjęli. Było pełne wzajemne zrozumienie i nie idealizuję w tej chwili przeszłości. Wiedzieliśmy, że wspólnie musimy rozwiązywać trudne problemy, szczególnie wychowawcze. A te są nieuniknione w każdej szkole. Na spotkaniach z rodzicami powtarzałem, że dzieci mają prawo do popełniania błędów. A my musimy im pomóc wyjść z nich z podniesioną głową. I to jako grono robiliśmy wychodząc z założenia, że lepiej robić błędy za młodu. Jeszcze raz chcę podkreślić, że szkoła ma nie tylko przekazywać wiedzę, ale także wychowywać i pomagać młodym ludziom.

 

- Z czego jest Pan najbardziej dumny?

- Stworzyłem szkołę, w której dominowała atmosfera tolerancji, zrozumienia, otwartości na świat, wysokiej jakości w pedagogicznym podejściu do młodzieży. Rozbudzaliśmy w uczniach głód wiedzy, który oni później przenosili na studia i następnie na dalsze życie. Tak jak dziś: nasi uczniowie to były dzieci swojego czasu. To był czas, kiedy kończyła się tradycyjna edukacja, wchodziły komputery i trzeba było się dostosować do ich wzrastającej roli. Zwiększyły się możliwości dotarcia do wiedzy. Przy czym uważam, że „biblioteka musi być“, książka się nie starzeje.

 

- A co się nie udało?

- Z rozmów z nauczycielami wnioskuję o niedosycie, że zawsze byliśmy w cieniu I, II i III liceum. Nie udało się zrobić z IV LO najlepszego elbląskiego liceum. Tłumaczyłem wtedy, że może nie osiągamy najlepszych wyników na egzaminie maturalnym, ale osiągamy najwyższe standardy w zakresie wychowania, kształtowania osobowości, inicjowania twórczego podejścia do życia. Naszym sukcesem było jeżeli ucznia dwójkowego wyciągnęliśmy na ocenę dobrą. To był rzeczywisty sukces, taki sam jak z ucznia bardzo dobrego „zrobić“ celującego. Nie chcę tu oceniać, co jest „lepsze“.

 

- Szkołę zostawił Pan w rękach Sylwestra Stanickiego, wicedyrektora w 2009 r. Wychował Pan sobie następcę?

- Dwa lata przed moim odejściem na emeryturę przeszła „moja prawa ręka“ Bożena Kamińska, niesamowita osobowość. Wtedy wicedyrektorem został Sylwester Stanicki. To już był przedstawiciel nowego pokolenia dyrektorów. Dwa lata przy moim boku opanowywał sztukę „dyrektorowania“. tworzenia relacji. Był naturalnym kandydatem naszej szkoły na nowego dyrektora. Razem ze swoją zastępczynią wprowadzili szkołę w erę komputeryzacji. Znam swoje miejsce w historii i wiem, jaką rolę odgrywa wymiana pokoleń. I w edukacji również ta wymiana musi następować.

 

- Większy sentyment, czy też tęsknota jest za IV czy za II liceum?

- Kiedy przechodzę ulicą Sienkiewicza, to serce zaczyna mocniej bić. Do II Liceum idę w dniach wyborów, bo tam mam „swoją“ komisje wyborczą. I pojawia się sentyment. Ale niczego nie żałuję.

 

- Dziękuję za rozmowę.

 

W piątek (4 października) opublikujemy rozmowę z dr Sylwestrem Stanickim, dyrektorem IV LO w latach 2009 - 2019.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Dokąd zmierza polskie szkolnictwo w szerokim pojęciu (od podstawówki do uczelni wyższych) jeżeli w Małopolsce (kolepce szkolnictwa wyższego w Polsce) zabrania się uczyć sześciolatków pisania liter, jeżeli demontuje się najlepsze ośsrodki badawcze w polsce, jeżeli z zapowiada się usunięcie z programów nauczania fizyki, chemii, biologii, usuwa się historię? Po co ogranicza się liczbę godzin niektórych przedmiotów jak chociażby religii? Czy po to, czy w szkołach już mówią nauczyciele, by wprowadzić jako obowiążkowy język niemiecki? Niestety nasuwa to tylko jedno skojarzenie: wykształcić dzieci tylko tak by rozumiały język niemiecki i by rozumiały co do nich mówią niemieccy gospodarze. Wprowadzenie przyrody zamiast innych przedmiotów niosących wiedzę (FIZYKA, CHEMIA), świadczy o tym że mają rozróżniać rośliny i znać język niemiecki. Być może ktoś stwierdzi że to populizm z mojej strony, ale proszzę pomyśleć samodzielnie, a nie iść na ślepo za informacją w mediach
  • Do szkół weszka polityka i ideologia, wystarczy posłuchać młodzieży
  • Szkoła za Tuska to bieda z nędzą.
  • Cudowny człowiek, najlepszy dyrektor jakiego można mieć. Nikt nie potrafi go zastąpić.
  • A obecnie tylko jedna klasa licealna - bez sportowych rozszerzeń - szkoda, bo był to dobry ogólniak szczególnie dla młodzieży niepełnosprawnej (miał komplet nauczycieli specjalistów).
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    15
    1
    nauczyciel 54(2024-10-01)
  • @gość_po_60tce - Mitomanią bym to nazwał nie populizmem. Takie komentarze powinni być opiniowane przez biegłego psychiatrę a prawa wyborcze odbierane ludziom odklejonym od rzeczywistości. Jaki to przedmiot jest religia co? Taki to dla chętnych. Godzina w szkole. Godzina na mszy w niedzielę. Może stworzymy przedmiot: Wiedza o wyznaniach świata. Wtedy się larum podniesie w Kościele ale jak to nauczać o religii tylko nie tej naszej.
  • Mówisz o czasach PiS. Ja biorę do ręki podręcznik historii a tam Kaczor i Duda. Wałęsa jakby niewidzialny. Tam od 2015 r. takie dzbany weszły do MEN, że Giertych to przy nich aniołek.
  • @gość_po_60tce - Najlepiej zjedz kilka śliwek, popij mlekiem i idź proszę pomyśleć samodzielnie.
  • Czemu akurat ten Pan do odpowiedzi? Wyż demograficzny i przeskok zaczął się od założenia III LO na Saperów. Rok 1991 de facto reaktywacja szkoły pod szyldem III LO. Paradoks był taki, że próg egzaminów był niski a poziom wysoki. Z papierami przychodzili odrzuceni z I LO i II LO i wszyscy mieli to gdzieś. Upychało się 4 klasy i tyle na temat. W latach 1994-1998 takie akcje kończyły się już biletem w jedną stronę. I semestr I klasy i koniec balu - ludzie odchodzili do szkół z gorszym poziomem. Nauczyciele po części mieli niespełnione ambicje akademickie i jechali z uczniami do spodu. Fakt faktem nauka języków z rozszerzonym językiem angielskim i poziom nauczania był na wysokim poziomie.
  • Ciało pedagogiczne to patologia przesiąknięta polityka i zawiścią, szkoła to obozy podzielne przez dyrektora. A uczeń to cyfra jak wybitny to jeszcze ktoś na niego patrzy reszta w liceum to wynik z matur. Tylko tak dyrektorzy liceum oceniają swoją pracę i naukę dzieci... wynkkiem z matur. E Elblągu szkoły to XIX w. uczeń je posiłek na siedzac na podłodze, sala gimnastyczna w każdej szkole to obraz nędzy jak słoneczko poświęci w salach 31 stopni, pedagodzy to farsa skupaja się na łagodzeniu problemów. Każde dziecko bierze korepetycje bo tak wymyślono sposób na dorobienie więc poswszechne jest określenie w szkole że nUczyciele sprawdzają jął się dzieci nauczyły. Tak wygląda najlepsze o ciemnnych sprawach w naszych liceach wiem więcej... narkotykach, alkoholu ale też o funduszach dodatkach i bucie tych co prowadzą te szkoły.... dyrektorów którym się wydaje że robią dobra robotę bo mają ambicje żeby polatać dach
  • Nowa Pani Minister unowocześnienia szkołę tylko niestety w złym kierunku
  • szkoła za Tuska..... może rozwiń ten swój "wywód"
Reklama