- To jest piękna szkoła życia. Dla mnie obraz, kiedy sportowiec prosi na studniówce do tańca dziewczynę na wózku, to jest obraz pełen wartości. To jest kwintesencja tej szkoły. Oni pójdą w świat i zawsze będą akceptować odmienność i różnorodność – mówi Hanna Szuszkiewicz, dyrektor Zespołu Szkół i Placówek Sportowych z Oddziałami Mistrzostwa Sportowego, a więc także IV LO. To nasza ostatnia rozmowa w cyklu "Dyrektorzy, do odpowiedzi" z okazji 30-lecia ogólniaka przy Sienkiewicza.
- "Zawsze marzyłam, żeby zostać nauczycielką". To słowa Pani Dyrektor z jednego z wywiadów na portElu. Wcześniej jako piłkarka ręczna i reprezentantka Polski zdobywała Pani tytuły mistrzowskie.
- Dojście do momentu, w którym podjęłam decyzję o zostaniu nauczycielką, było jednocześnie skomplikowane i bardzo proste. Już gdy miałam 4 lata tata bardzo często bawił się ze mną... w szkołę. Uwielbialiśmy tę zabawę, dzwonek do drzwi w domu służył nam jako dzwonek na lekcję. Potem trafiłam do Studium Nauczycielskiego, czyli obecnego IV LO i tam wiedziałam już, że to mój pomysł na moje przyszłe życie, plan B po sporcie, bo już w liceum wiedziałam, że to sport będzie planem A., miałam podpisany kontrakt zawodowy z elbląskim Startem. Czas spędzony w szkole pokazał mi jej słabości, zwłaszcza w szkole podstawowej. To było motorem napędowym, żeby zostać nauczycielem i wprowadzać zmiany w takich kwestiach, jak hierarchizacja szkoły, relacje między uczniem a nauczycielem. Uwielbiam dzieciaki i mam świadomość, że edukacja jest w trudnym położeniu, cały czas tkwimy trochę w tym systemie pruskim, a ja jestem otwarta na zmiany. Moim zdaniem powinniśmy dawać młodym ludziom więcej przestrzeni do wyborów, do decydowania o życiu w szkole. Zawsze marzyłam o trochę innej szkole i społeczności opartej o wzajemne wspieranie siebie, akceptującej odmienności itd.
- Bycie zawodniczką wpłynęło na to, jakim została Pani nauczycielem, dyrektorem?
- To są kwestie, które się absolutnie przenikają. Oprócz tego, że ukształtował mnie dom rodzinny, to zawodowo ukształtował mnie właśnie sport: dyscyplina, odpowiedzialność, współpraca w grupie, to jest wszystko, z czego czerpię przez lata mojej pracy zawodowej. Nic mi nie dało tyle, jak umiejętność patrzenia na drugiego człowieka, na jego słabości i na walory właśnie w sporcie. W zespole trzeba się uzupełniać, na boisku każda z nas wiedziała, na kogo może liczyć, wiedziałyśmy, kto ma słabszy, a kto mocniejszy dzień, łącznie z trenerem i z całym sztabem. Dążę do tego, żeby taką ekipę tworzyć w Zespole Szkół i Placówek Sportowych, razem z dziećmi i z rodzicami, choć jest to bardzo trudne.
- Co jeszcze denerwowało albo denerwuje Panią w edukacji?
- Schematyzm 45-minutowych lekcji i brak modułowego nauczania. Powinniśmy łączyć wiele przedmiotów w całość i to na wszystkich etapach edukacji, tak jak przenikają się one w różnych dziedzinach życia. Tu jest dużo pracy do wykonania, żeby szkoła była odkrywcza, ciekawa i zainteresowana dzieckiem, ale w przestrzeni zabawy, przygody i zachęty do uczenia się przez całe życie.
- Między tym etapem kariery sportowej i pójściem w edukację nie było zachęt ze strony środowiska, żeby zostać np. trenerką czy zostać w sporcie w jakiś bardziej typowy dla sportowca sposób?
- To był chyba rzeczywiście trochę unik z mojej strony, bo ja drogi trenerskiej nigdy dla siebie nie widziałam, mówię to otwarcie, chociaż może był to błąd? Na pewnym etapie treningu zawodowego może zabrakło ze strony klubu podpowiedzi, żebyśmy zrobiły papiery trenerskie? Z drugiej strony wiele moich koleżanek to dziś świetne trenerki, one wybrały tę drogę i się w niej realizują i spełniają. We mnie na całe życie zostało to Studium Nauczycielskie, z fenomenalnymi profesorami, kadrą pedagogów z krwi i kości, nieważne czy uczyli biologii, czy matematyki, czy polskiego. Oni uczyli w taki sposób, że my od razu uczyłyśmy się, jak uczyć innych. To było cudowne. Do dziś wspominam mojego pana dyrektora Pestkę, fenomenalnego nauczyciela i świetnego dowódcę, panią wicedyrektor Kamińską, osobę o nieprawdowpodobnej charyzmie... Ta szkoła mnie przygotowała do przyszłego zawodu.
- IV LO to klasy integracyjne i sportowe, które wymagają specyficznej kadry. Jak się kompletuje taki zespół? W Polsce w wielu miejscach brakuje nauczycieli.
- Wielki ukłon dla moich poprzedników, pana Horbaczewskiego, pana Stanickiego i pani Boros, ja do tego zespołu dołączyłam dwa lata temu i trafiłam na ekipę osób absolutnie przygotowanych do takiej pracy już od wielu lat. To jest przedziwny konglomerat, ale świetnie się uzupełniający. Obok siebie mamy sportowców i dzieci integracyjne z jakimiś swoimi deficytami i od razu dodam to, co powtarzam zawsze, że sportowcy to też są dzieci ze specjalnymi potrzebami. Żaden uczeń nie przeżywa tyle porażek, co sportowiec. Jego sportowa droga też zawsze może zakończyć się na plus albo na minus. W związku z tym oni także wymagają dodatkowego zaopiekowania. Gdy "sportowcy" przychodzą do pierwszej klasy, wydaje mi się, że nie są przygotowani na to, co ich czeka w spotkaniu z klasami integracyjnymi. Jednak cztery lata edukacji pozwalają na przepiękną wymianę między nimi, na naukę, na uświadomienie sobie, że obok mnie są różni ludzie, odmienni co do zdrowia, co do psychiki. To jest piękna szkoła życia. Dla mnie obraz, kiedy sportowiec prosi na studniówce do tańca dziewczynę na wózku, to jest obraz pełen wartości. To jest kwintesencja tej szkoły. Oni pójdą w świat i zawsze będą akceptować odmienność i różnorodność.
- Wspomniała Pani o drodze sportowej kończącej się sukcesem lub porażką. Nie każdy, kto marzy o sportowej karierze, będzie w stanie to marzenie zrealizować. Czy IV LO ma jakiś pomysł na to, jak pokazać tym osobom plan B, gdy już opuszczą mury szkoły, z maturą bez niej?
- Tak. W tej chwili prowadzimy intensywne rozmowy w tym kierunku. Jesteśmy już po podpisaniu porozumienia z AWF-em w Gdańsku, ale nie ukrywam, że zależy nam na tym, żeby zapewnić młodzieży możliwość rozwoju edukacyjnego po szkole średniej na terenie Elbląga. Mamy m. in. klasy fizjoterapeutyczne, rozwijamy ten kierunek. Marzy nam się, żeby uruchomić filię AWF-u w Elblągu, żeby młodzi ludzie mogli kształcić się na trenerów, instruktorów, żeby "po sporcie mogli zostać w sporcie". Organizujemy też kursy sędziowskie, to też droga rozwoju dla młodych ludzi. Chcemy, żeby mogli mieć różne pomysły na siebie, ale jakoś w sporcie zostawali, żeby wykorzystywali swoje umiejętności choćby np. w pracy z dziećmi.
- Co jest najtrudniejsze w kierowaniu szkołą?
- Człowiek. Zatrudniam 163 osoby, to jest potężna grupa osobowości, charakterów, różnych spojrzeń na życie i na świat, osobistych problemów i wyjątkowych, trudnych do ocenienia sytuacji. To jest taka substancja, dla której trzeba mieć wyjątkową wrażliwość, wyrozumiałość, delikatność... i nie zawsze się to udaje. Życie jest, jakie jest i czasem trzeba podejmować trudne decyzje. Dla mnie relacje i współpraca to numer jeden, a jeżeli ludzie będą chętnie przychodzić do pracy w szkole, to ta praca będzie dawała satysfakcję wszystkim dookoła.
- O powstawaniu Zespołu Szkół i Placówek Sportowych rozmawiałem niedawno z panią Kamilą Boros. Jak to wszystko wyglądało z perspektywy Pani Dyrektor?
- Gdy w 2018 roku powstawała sportowa podstawówka "trójka", nie ukrywam, że sama byłam pełna obaw, czy pomysł się sprawdzi, czy się uda. Zaczynaliśmy z nieco ponad setką dzieci, po latach dochodzimy do ponad 500 uczniów w podstawówce, a cały Zespół Szkół i Placówek Sportowych ma dziś uczniów 840. Było to wyzwanie, ale chociaż mówiłam wcześniej, że człowiek to najtrudniejszy element układanki, to też jest najwspanialszy, jeśli chodzi o realizację celu. Cała ekipa doprowadziła do miejsca, w którym jesteśmy i mamy bardzo dobry nabór do obu szkół, mamy specjalistów, mamy trenerów, rozwijamy się w dyscyplinach, co do których były obawy, że może się nie udać. W tym roku w SSP 3 otworzyliśmy pierwszą w kraju klasę wrotkarską, jest więc się czym chwalić. Rozwijamy się też w tych flagowych dyscyplinach dla miasta, jest judo, piłka ręczna, piłka nożna, siatkówka. Udało nam się pozyskać wysokiej klasy trenerów. Z tym ostatnim nie miałam problemów, kiedy zapraszałam do współpracy, rzadko spotykałam się z odmową. Mam takie poczucie, że rzeczywiście jesteśmy w bardzo dobrym miejscu i widzimy cel. A celem jest rozwój i rekreacja dzieciaków, tu nie zawsze chodzi o sport, ale po prostu o zdrowie, żeby oni mieli w sobie imperatyw zajmowania się swoim ciałem i swoją psychiką.
- W rozmowie z okazji 30-lecia IV LO jeden z Pani poprzedników, dyrektor Stanicki, wspominał, że w pewnym momencie pojawiła się idea, żeby "czwarte" zlikwidowano i dlatego musiało ono znaleźć na siebie pomysł. Zgadza się Pani z tym, że sport i klasy integracyjne w pewien sposób uratowały tę szkołę?
- To był bardzo dobry pomysł na rozwój tej placówki, ona przeszła dużą przemianę ze szkoły z korzeniami pedagogicznymi do integracyjno-sportowej. Tylko w tym liceum w Elblągu są takie klasy i stąd cieszymy się też ogromnym zainteresowaniem uczniów spoza miasta. Duży ukłon w stronę pomysłodawców nadania liceum takiego charakteru. Nie można zapomnieć o tym, że praktycznie 80 proc. kadry IV LO musiało uzupełnić kwalifikacje jeśli chodzi o pracę z uczniami z klas integracyjnych i dlatego mamy rewelacyjnych specjalistów w tym zakresie. Chyba mało jest szkół, gdzie jest tyle osób wykształconych nie w jednym, a w dwóch czy trzech kierunkach.
- A teraz zostawmy na jakiś czas klasy integracyjne i sport. Co jeszcze charakteryzuje to liceum, co poza tym dzieje się w szkole?
- Myślimy o rozszerzeniu naszego pomysłu na siebie w kontekście większego rozwoju języków obcych, to też bardzo ważna kwestia, która będzie wracać jeśli chodzi o rozwój tych dzieciaków. Tak naprawdę IV LO jest ciągle w trakcie budowania własnej tożsamości. Bardzo dużo działań szkoły wychodzi w sferę szukania pomysłu na swoje przyszłe życie, uruchomiliśmy kierunek psychologiczno-biznesowy, było tym ogromne zainteresowanie, w związku z kierunkiem psychologicznym mamy klasę patronacką z Akademią Nauk Stosowanych. Jest sporo działań charytatywnych, w takich sytuacjach rzesza młodych ludzi zgłasza się do pomocy, teraz mieliśmy np. zbiórkę dla powodzian. Szkoła ma ogród dydaktyczny cieszący się dużym zainteresowaniem, tam się odbywają lekcje otwarte, poza klasami, a sama jestem za tym, żeby nie "ławkować" uczniów na siłę, a wychodzić na zewnątrz, pokazywać wolną, swobodną edukację. Często zapraszamy znanych ludzi, autorytety, bo mamy w tej chwili kryzys autorytetu. Nazywamy to "Spotkaniami z mistrzem", teraz zgłosiliśmy tę inicjatywę do Budżetu Obywatelskiego. Chcemy dać młodzieży możliwość spotkań z ludźmi sukcesu, sportowców, naukowców, artystów, którym się udało, a którzy nie zawsze byli wybitnymi uczniami, jednak mieli determinację, pomysł na siebie i pasję. Uważam, że musimy mocno zwracać uwagę na młodych ludzi, którzy niekoniecznie są najlepsi we wszystkim, ale w czymś konkretnym już się specjalizują. Chciałabym, żeby IV LO było szkołą, która nie skupia się tylko na samej maturze, ale też potrafi odkrywać talenty, zainteresowania, pasje młodzieży. Szkoła musi dawać szeroki rozwój. Bardzo mi się podoba idea szkoły renesansu, gdzie otrzymuje się różne narzędzia, podsuwa różne pomysły, a uczeń po prostu chce tego spróbować. Stąd choćby nasze uczestnictwo w zajęciach teatralnych, kołach zainteresowań.
- W rozmowie z nami pierwszy dyrektor "czwartego", Henryk Horbaczewski, podkreślał, że z jego rozmów z nauczycielami wyłaniał się wniosek o ich niedosycie, "że zawsze byliśmy w cieniu I, II i III liceum. Nie udało się zrobić z IV LO najlepszego elbląskiego liceum". Jak to wygląda z Pani dzisiejszej perspektywy jako dyrektora? Jest podobnie?
- W ogóle nie mam takiego poczucia. Może powiem coś niepopularnego jako sportowiec, ale ja nikogo nie gonię, z nikim się nie ścigam. Gdyby odwrócić sytuację i postawić u nas wybitnych nauczycieli, ale bez tego całego zaplecza kwalifikacyjnego, związanego z klasami integracyjnymi i sportowymi, nie wiem, jak by sobie poradzili.
- Faktycznie mało sportowe podejście.
- Wiem, że jest I, II, III liceum i często się słyszy, że IV LO musi walczyć o swoją pozycję. Ja jednak nie mam takiego poczucia, że walczymy o swoją pozycję, kiedy patrzę na nabór i zainteresowanie szkołą. Oczywiście nam też zależy na tym, żeby osiągać jak najlepsze wyniki maturalne, z roku na rok podnosimy te efekty kształcenia. Pracujemy nad tym z młodzieżą, ale jest to wyjątkowa młodzież, której trzeba poświęcić wiele czasu, wiele energii, empatii.
- Dawniej uczniom "czwartego" zdarzało się odwiedzać szkołę, nauczycieli, już po maturze. Jest tak dzisiaj? Macie kontakt z absolwentami, śledzicie ich losy?
- Mamy nawet taką grupę nauczycieli, którzy odpowiadają za śledzenie losów absolwentów, taką siatkę szpiegowską (śmiech). Z ostatniego roku mamy informację, że ponad 90 proc. naszych absolwentów wybrało jakieś studia. Dawni uczniowie odwiedzają nas licznie i często, co nas bardzo cieszy.
- Co w "czwartym" trzeba poprawić, zmienić, jakie jest największe wyzwanie tego rodzaju?
- Nie ukrywam, że rzeczywiście wyzwaniem są dla nas wyniki maturalne. Moim celem jest też stworzenie zespołu wspierającego się, żeby młodzież ze sobą kooperowała w zrozumieniu, w tolerancji, akceptacji. Mamy różne dzieci, różną młodzież, m. in. dlatego stworzyliśmy dwa pokoje sensoryczne, relaksu, gdzie młodzież może spędzać czas, rozmawiać, lepiej się poznawać. Dla mnie wyzwaniem jest, by oni wychodzili ze szkoły każdego dnia nie z poczuciem stresu, ale satysfakcji, że poznałem coś nowego w drugiej osobie, w koledze, koleżance, że nawiązałem fajną relację z nauczycielem, z konserwatorem czy z panią, która sprząta. To są wszystko trybiki wielkiej maszyny, ale każdy ma wpływ na całość. Podobnie osoby, które pomagają osobą z niepełnosprawnością, są dla nas bardzo ważne, mają wielki wpływ na wszystkich uczniów i na to, że ci... przestają się dziwić. Chyba dzieciakom z klas integracyjnych najbardziej przeszkadza to "dziwienie się". U nas w szkole każdy w naturalny sposób przyjmuje już obecność dziecka na wózku, dziecka z kulami, dziecka, które niedowidzi, to jest rzecz naturalna. Jesteśmy w jednym społeczeństwie i wszyscy uczymy się siebie nawzajem.
- Jaką macie informację zwrotną jeśli chodzi o klasy integracyjne?
- Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż rodzic przychodzący w drugim tygodniu nauki, który oznajmia, że nie przypuszczał, że jego dziecko będzie do szkoły frunąć na skrzydłach, bo jest zaopiekowane i doznaje sporo empatii np. od osoby, która dopiero zaczęła pracę jako pomoc nauczyciela. Na koniec edukacji słyszymy np., że to były cudowne cztery lata w klasie integracyjnej i szkoda, że się już kończą. To ludzie tworzą klimat szkoły.
- Na zakończenie powiedzmy krótko o samych obchodach jubileuszu 30-lecia IV Liceum Ogólnokształcącego.
- Właściwie to one rozpoczęły się już na początku września. Młodzież zapoznaje się na godzinach wychowawczych i historii z historią szkoły, 11 października mamy uroczyste obchody wewnątrzszkolne z uczniami, będzie m. in. odsłaniania tablica pamiątkowa poświęcona jubileuszowi na kamieniu pamiątkowym przed szkołą, uroczysty apel. Główne obchody planujemy na poniedziałek, 14 października o godz. 14, z przedstawicielami władz, byłymi dyrektorami, nauczycielami, absolwentami. Wieczorem będzie z kolei bal wspomnieniowy.
Rozmowa z Henrykiem Horbaczewskim jest dostępna tutaj, z Sylwestrem Stanickim tutaj, a z Kamilą Boros pod tym linkiem.
Ostatnia studniówka IV Liceum Ogólnokształcącego. Fot. Anna Dembińska, arch. portEl.pl