Praktyka spędzania płodów żyje nocnym, nielegalnym życiem - w podziemiu, w kobiecym piekle. - pisze Kazimiera Szczuka w poruszającej książce Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji. Kobiety milczą, bo ukrywają sekretne kontakty z gabinetami, dźwigają winę i wstyd z powodu zabiegu. Nie chcą do niego wracać, nawet w myślach. Mają prawo do prywatności, ale w końcu już nie wiadomo, czy to prywatność, czy jakieś zaszczucie, które każe izolować tę sprawę od świata. W 1929 roku milczenie kobiet nie dziwiło, skoro właśnie wtedy skandaliczny temat wyszedł z podziemi na światło dzienne po raz pierwszy, przy okazji dyskusji nad nowym kształtem polskiego Kodeksu karnego. Dlaczego jednak kobiety milczą również dzisiaj?
Obiecałam sobie, że nie rozpocznę tej książki od zdania: „Wszyscy wiemy, że aborcja jest złem”. Nie jest ono prawdziwe. W wielu wypadkach aborcja jest wybawieniem, choć każda z nas, gdyby mogła, starałaby się tej decyzji i tego doświadczenia uniknąć. Często jesteśmy na siebie wściekłe albo obwiniamy się, że dopuściłyśmy do zapłodnienia, choć niekiedy nie pojmujemy, jak to się mogło stać, skoro zabezpieczałyśmy się na wszelkie sposoby. Bywamy wściekłe na naszego partnera, dlatego że to nie on, tylko my musimy teraz kłaść się na fotelu ginekologicznym. Ciąża, która jest wynikiem gwałtu, potęguje traumę samego gwałtu. Ciąża nastolatki może ją doprowadzić do samobójstwa albo samookaleczenia.
Decyzję o aborcji większość dorosłych kobiet podejmuje w pełni odpowiedzialności etycznej i egzystencjalnej – za siebie, za swoje zdrowie, za swoją samodzielność, za swoją rodzinę. Często płacimy cenę smutku, goryczy, żalu, bo chciałybyśmy móc sobie pozwolić na donoszenie ciąży i urodzenie dziecka. Ale nie zawsze. Bywa, że nie mamy żadnych wątpliwości, nasza decyzja brzmi od początku „nie i koniec”, a po wszystkim odczuwamy ulgę. Moja przyjaciółka Zosia, mama dorastającej córki, wpadła najidiotyczniej w świecie, z powodu pękniętej prezerwatywy. Zapłaciła normalną w podziemiu cenę, trzy tysiące, ale lekarz był przemiły, wspierający i troskliwy. Wczesny zabieg, zero problemów. Ulga, wdzięczność, że się miało od kogo pożyczyć pieniądze. No i wściekłość na system, bo nie każdej kobiecie jest tak dobrze jak mnie. W naszym kraju zdarzają się śmierci kobiet wskutek nielegalnych aborcji – tak umarła dwudziestoletnia Kasia, której przypadek, opisany w prasie, znajduje się w zbiorze Piekło kobiet. Historie współczesne, wydanym przez Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: Przeprowadzona później sekcja zwłok wykazała, że nastąpiło przebicie macicy, uszkodzenie jelita cienkiego, a także wewnętrzny krwotok . Lekarka, przeciwko której toczy się postępowanie karne, wzięła za zabieg cztery i pół tysiąca złotych.
Kobiety umierają również wskutek odmowy wykonania legalnego zabiegu przez lekarzy w szpitalu. W Warszawie w 1995 roku do prokuratury zgłosił się ksiądz z doniesieniem. Lekarze w Szpitalu Wolskim podżegają do przestępstwa, jednej z pacjentek proponują przerwanie ciąży. Ksiądz już z nią rozmawiał, bez skutku. Prokuratura zaczęła sprawę wyjaśniać. Okazało się, że chorą czeka skomplikowana operacja mózgu. Ciąża mogła utrudnić ten zabieg i rekonwalescencję. Choć aborcja byłaby legalna, lekarze – po wizycie prokuratorów w szpitalu – zrezygnowali. Wtedy pacjentka odmówiła operacji. Urodziła i po kilku miesiącach umarła. Osierociła ośmioro dzieci . Historia jak z Boya-Żeleńskiego: ksiądz, prokurator, lekarz i ośmioro osieroconych dzieci. Pozostaje tylko podziwiać czujność księdza donosiciela i karność lekarzy.
Jeśli przerwanie ciąży odbyło się w ludzkich i godnych warunkach, jeżeli traktowano nas z szacunkiem, to nawet mimo goryczy i smutku odczuwamy wdzięczność do lekarza za to, że zrobił to dobrze (jeśli tak było) i do tych, którzy w tej trudnej chwili otoczyli nas opieką (jeśli tacy się znaleźli). W ciągu wieków miliony kobiet umierały wskutek pokątnych aborcji – na zakażenia, na krwotok, z macicami przebitymi wieszakami, szprychami od roweru, drutami, otrute ziołami albo domowymi miksturami na poronienie. W Afryce i innych regionach, zwanych Trzecim Światem, a także w krajach fundamentalizmów religijnych dzieje się tak nadal, chociaż prawidłowo przeprowadzony zabieg przerwania ciąży w pierwszym trymestrze jest dziś jedną z prostszych procedur ginekologicznych. Zajmuje kilkanaście minut i wymaga jedynie miejscowego znieczulenia. Jak dowiadujemy się z powieści Sue Townsend Adrian Mole. Czas cappuccino: Pandora miała kiedyś zabieg podczas przerwy obiadowej.
Niestety, nie wszystkie zaliczamy się do współczesnej londyńskiej elity. Co roku na świecie około pół miliona kobiet umiera z przyczyn związanych z ciążą. Dwieście tysięcy z nich przypłaca życiem pokątne, źle wykonane aborcje. Nie jesteśmy w tak nieszczęśliwym położeniu jak Somalijki czy Afganki, ale nie łudźmy się, że nasz kraj spełnia standardy cywilizacji zachodnich. Na tle państw europejskich katolicka i postkomunistyczna Polska jest raczej osobliwym, półuśpionym wulkanem. Jedynie jakieś bulgoty i pyrknięcia świadczą o tym, iż miejscowe kobiety zdają sobie sprawę, że potraktowano je jako istoty bezmyślne, nieodpowiedzialne i rozpustne, które państwo, pouczone przez hierarchów Kościoła, musiało wziąć pod kontrolę.
Metafora wulkanu nie jest przeze mnie wymyślona. Raport spod wulkanu to tytuł cyklu odważnych reportaży o aborcji publikowanych w miesięczniku „Twój Styl”.
Aborcja nie jest ani morderstwem, ani kosmetycznym zabiegiem, ani podłubaniem w nosie. Aborcja to aborcja – przerwanie ciąży, usunięcie ciąży, spędzenie płodu, sztuczne poronienie. W rozmowach prywatnych Polki między sobą niechętnie używają słowa „aborcja” – jest ono zbyt oficjalne, bezosobowe i groźne. Kobiety mówią: zabieg, kłopot, sytuacja, usunięcie, usuwanie. Starsze i średnie pokolenie używało słowa „skrobanka”, które jednak dla młodszych brzmi obco. Zapewne dlatego, że już w latach osiemdziesiątych ciąże w Polsce często przerywane były metodą próżniową, niewymagającą łyżeczkowania, czyli tzw. skrobania ścianek macicy. „Skrobanka” powraca jednak czasami jako słowo buntownicze: wulgarne, a zarazem prywatne, przypominające o nielegalnym życiu ginekologicznym kobiet i lekarzy. Nie ma co się wzdragać i oburzać na skrobankę, bo jest powszechnym doświadczeniem kobiet w Polsce i na całym świecie.
Kazimiera Szczuka (ur. 1966) krytyk literacki, publicystka feministyczna. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN, jest również wykładowcą na warszawskich Gender Studies. Publikuje w „Gazecie Wyborczej”, „Res Publice Nowej”, „Tekstach Drugich”, „Zadrze”, „Biuletynie OŚKi”. Autorka książki Kopciuszek, Frankenstein i inne (2001). Wspólnie z Witoldem Beresiem i Tomaszem Łubieńskim prowadziła program telewizyjny „Dobre książki”, a także magazyn kulturalny „Pegaz”. Obecnie jest prowadzącą teleturniej w telewizji TVN.
Zapraszamy również wszystkich chętnych na spotkanie z autorką w Teatrze Studio, 20 września, o godz. 19, temat spotkania - Milczenie owieczek (Wszystko, czego chcieliście się dowiedzieć o aborcji, a baliście się zapytać swoich matek)
Informację o tej książce, a także wielu innych ciekawych pozycjach można znaleźć na stronach
Wydawnictwa W.A.B.
wab@wab.com.pl
Decyzję o aborcji większość dorosłych kobiet podejmuje w pełni odpowiedzialności etycznej i egzystencjalnej – za siebie, za swoje zdrowie, za swoją samodzielność, za swoją rodzinę. Często płacimy cenę smutku, goryczy, żalu, bo chciałybyśmy móc sobie pozwolić na donoszenie ciąży i urodzenie dziecka. Ale nie zawsze. Bywa, że nie mamy żadnych wątpliwości, nasza decyzja brzmi od początku „nie i koniec”, a po wszystkim odczuwamy ulgę. Moja przyjaciółka Zosia, mama dorastającej córki, wpadła najidiotyczniej w świecie, z powodu pękniętej prezerwatywy. Zapłaciła normalną w podziemiu cenę, trzy tysiące, ale lekarz był przemiły, wspierający i troskliwy. Wczesny zabieg, zero problemów. Ulga, wdzięczność, że się miało od kogo pożyczyć pieniądze. No i wściekłość na system, bo nie każdej kobiecie jest tak dobrze jak mnie. W naszym kraju zdarzają się śmierci kobiet wskutek nielegalnych aborcji – tak umarła dwudziestoletnia Kasia, której przypadek, opisany w prasie, znajduje się w zbiorze Piekło kobiet. Historie współczesne, wydanym przez Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: Przeprowadzona później sekcja zwłok wykazała, że nastąpiło przebicie macicy, uszkodzenie jelita cienkiego, a także wewnętrzny krwotok . Lekarka, przeciwko której toczy się postępowanie karne, wzięła za zabieg cztery i pół tysiąca złotych.
Kobiety umierają również wskutek odmowy wykonania legalnego zabiegu przez lekarzy w szpitalu. W Warszawie w 1995 roku do prokuratury zgłosił się ksiądz z doniesieniem. Lekarze w Szpitalu Wolskim podżegają do przestępstwa, jednej z pacjentek proponują przerwanie ciąży. Ksiądz już z nią rozmawiał, bez skutku. Prokuratura zaczęła sprawę wyjaśniać. Okazało się, że chorą czeka skomplikowana operacja mózgu. Ciąża mogła utrudnić ten zabieg i rekonwalescencję. Choć aborcja byłaby legalna, lekarze – po wizycie prokuratorów w szpitalu – zrezygnowali. Wtedy pacjentka odmówiła operacji. Urodziła i po kilku miesiącach umarła. Osierociła ośmioro dzieci . Historia jak z Boya-Żeleńskiego: ksiądz, prokurator, lekarz i ośmioro osieroconych dzieci. Pozostaje tylko podziwiać czujność księdza donosiciela i karność lekarzy.
Jeśli przerwanie ciąży odbyło się w ludzkich i godnych warunkach, jeżeli traktowano nas z szacunkiem, to nawet mimo goryczy i smutku odczuwamy wdzięczność do lekarza za to, że zrobił to dobrze (jeśli tak było) i do tych, którzy w tej trudnej chwili otoczyli nas opieką (jeśli tacy się znaleźli). W ciągu wieków miliony kobiet umierały wskutek pokątnych aborcji – na zakażenia, na krwotok, z macicami przebitymi wieszakami, szprychami od roweru, drutami, otrute ziołami albo domowymi miksturami na poronienie. W Afryce i innych regionach, zwanych Trzecim Światem, a także w krajach fundamentalizmów religijnych dzieje się tak nadal, chociaż prawidłowo przeprowadzony zabieg przerwania ciąży w pierwszym trymestrze jest dziś jedną z prostszych procedur ginekologicznych. Zajmuje kilkanaście minut i wymaga jedynie miejscowego znieczulenia. Jak dowiadujemy się z powieści Sue Townsend Adrian Mole. Czas cappuccino: Pandora miała kiedyś zabieg podczas przerwy obiadowej.
Niestety, nie wszystkie zaliczamy się do współczesnej londyńskiej elity. Co roku na świecie około pół miliona kobiet umiera z przyczyn związanych z ciążą. Dwieście tysięcy z nich przypłaca życiem pokątne, źle wykonane aborcje. Nie jesteśmy w tak nieszczęśliwym położeniu jak Somalijki czy Afganki, ale nie łudźmy się, że nasz kraj spełnia standardy cywilizacji zachodnich. Na tle państw europejskich katolicka i postkomunistyczna Polska jest raczej osobliwym, półuśpionym wulkanem. Jedynie jakieś bulgoty i pyrknięcia świadczą o tym, iż miejscowe kobiety zdają sobie sprawę, że potraktowano je jako istoty bezmyślne, nieodpowiedzialne i rozpustne, które państwo, pouczone przez hierarchów Kościoła, musiało wziąć pod kontrolę.
Metafora wulkanu nie jest przeze mnie wymyślona. Raport spod wulkanu to tytuł cyklu odważnych reportaży o aborcji publikowanych w miesięczniku „Twój Styl”.
Aborcja nie jest ani morderstwem, ani kosmetycznym zabiegiem, ani podłubaniem w nosie. Aborcja to aborcja – przerwanie ciąży, usunięcie ciąży, spędzenie płodu, sztuczne poronienie. W rozmowach prywatnych Polki między sobą niechętnie używają słowa „aborcja” – jest ono zbyt oficjalne, bezosobowe i groźne. Kobiety mówią: zabieg, kłopot, sytuacja, usunięcie, usuwanie. Starsze i średnie pokolenie używało słowa „skrobanka”, które jednak dla młodszych brzmi obco. Zapewne dlatego, że już w latach osiemdziesiątych ciąże w Polsce często przerywane były metodą próżniową, niewymagającą łyżeczkowania, czyli tzw. skrobania ścianek macicy. „Skrobanka” powraca jednak czasami jako słowo buntownicze: wulgarne, a zarazem prywatne, przypominające o nielegalnym życiu ginekologicznym kobiet i lekarzy. Nie ma co się wzdragać i oburzać na skrobankę, bo jest powszechnym doświadczeniem kobiet w Polsce i na całym świecie.
Kazimiera Szczuka (ur. 1966) krytyk literacki, publicystka feministyczna. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN, jest również wykładowcą na warszawskich Gender Studies. Publikuje w „Gazecie Wyborczej”, „Res Publice Nowej”, „Tekstach Drugich”, „Zadrze”, „Biuletynie OŚKi”. Autorka książki Kopciuszek, Frankenstein i inne (2001). Wspólnie z Witoldem Beresiem i Tomaszem Łubieńskim prowadziła program telewizyjny „Dobre książki”, a także magazyn kulturalny „Pegaz”. Obecnie jest prowadzącą teleturniej w telewizji TVN.
Zapraszamy również wszystkich chętnych na spotkanie z autorką w Teatrze Studio, 20 września, o godz. 19, temat spotkania - Milczenie owieczek (Wszystko, czego chcieliście się dowiedzieć o aborcji, a baliście się zapytać swoich matek)
Informację o tej książce, a także wielu innych ciekawych pozycjach można znaleźć na stronach
Wydawnictwa W.A.B.
wab@wab.com.pl
AZ na podst. materiałów prasowych wyd. W.A.B.