Otwieramy drzwi... Pod ścianami stoją automaty do gier z takimi klasykami jak Mortal Kombat, Tekken, Sega Rally Championship i kilkudziesięcioma innymi. Zanim rozpowszechniły się domowe komputery, w takich salonach spędzało się dużo czasu robiąc to, co umiało się wtedy najlepiej – grało w gry. Jest okazja wrócić do szalonych lat 90. Zobacz zdjęcia.
Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... Tak naprawdę, nie tak dawno, bo w latach 80. i 90. XX wieku. I nie w odległej galaktyce, ale w Polsce. Przez jedno pokolenie świat gier zrobił niesamowity postęp...
W czasach, kiedy nie było Internetu, a prywatne komputery należały do rzadkości [I mówimy tutaj o takich markach jak ZX Spectrum, rodzina Atari czy Commodore C-64], żeby pograć w gry telewizyjne, chodziło się na automaty. Co to było – wystarczy kliknąć na fotoreportaż. Automaty stały w salonach. Wystarczyło przejść przez drzwi, wrzucić monetę i kilka chwil można było bronić galaktyki przed najazdem kosmitów, strzelać do wrogich żołnierzy, ścigać się na torze samochodowym, albo zwyczajnie na ekranie „obić komuś twarz”. Jeden z takich salonów istniał w Elblągu przy ul. Wyczółkowskiego.
- Wszystko przez tatę, który był fanatykiem elektroniki. W drugiej połowie lat 70. na Międzynarodowych Targach Poznańskich wypatrzył grę telewizyjną. W 1980 r. zaczął już budować własną. Potem budował kolejne i kolejne. W październiku 1984 r. dostałem od taty na jedenaste urodziny urodziny pierwszą grę telewizyjną dziś nazywaną Pongiem I tak się zaczęło - wspomina Andrzej Krawczyński, dziś kustosz elbląskiego Muzeum Arcade Classics. Do kwestii muzeum jeszcze wrócimy.
Tata pana Andrzeja (też Andrzej) to bardzo nietuzinkowa postać. Zbudował m.in. pierwszy polski joystick – element niezbędny ówczesnym graczom. Dość napisać, że ówczesny gracz bez joysticka czuł się jak bez ręki. - Sterowanie opierało się na dwóch pokrętłach: jeden do ruchu pionowego, drugi do poziomego. Tacie udało się to połączyć w jeden – tak w skrócie syn opisuje wynalazek ojca.
Jak się później okazało, urodzinowy prezent wywarł ogromny wpływ na przyszłość Andrzeja Krawczyńskiego. W 1997 r. powstał jeden jeden z najchętniej odwiedzanych salonów gier wideo w Elblągu. W miarę rozwoju technologii i upowszechniania się komputerów w domach, automaty z salony przy ul. Wyczółkowskiego powędrowały do różnych punktów najczęściej w miejscowościach turystycznych. Tam można było walczyć w Mortal Kombat 4, Tekken, pościgać się w Out Run, czy pograć w piłkę w Virtua Striker 2. Świat gier szedł do przodu, pojawił się internet, gry były coraz ładniejsze pod względem wizualnym, można było grać z kumplami w sieci nie wychodząc z domu. Wydawać by się mogło, że automaty z grami podzielą los dyliżansów i odejdą w mrok historii.
- Jak się właściwie przechowuje gry, nie dopuszcza do wilgoci, korodowania , to mogą przetrwać lata – mówi Andrzej Krawczyński i wyjmuje „mózg” automatu. Na desce zamontowana jest kaseta z grą i trochę elektroniki. Kasety można wymieniać, więc teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na jednym urządzeniu grać w różne. Pozostaje kwestia w co?
Dziś... W jednym z lokali przy ul. Wyczółkowskiego wisi kartka >>Muzeum Gier Video Lat 90.<<. Wchodzimy do środka i... trochę nam mowę odejmuje. Z prawej strony klasyczny flipper, a poza tym prawie dwadzieścia automatów z różnymi grami głównie z lat 90. Do wyboru m.in. Terminator 2-Midway z 1991 r., Mortal Kombat-Midway (1992 r.), Out Runners-Sega (1992 r.), Super Street Fighter II-Capcom (1993 r.), Suzuka 8 Hours (edycja 2)-Namco (1993, r.), Daytona USA-Sega (1993 r.), Jurasic Park-Sega (1994 r.), Tekken-Namco (1994 r.), Cyber Cykles-Namco (1995 r.), Tekken II-Namco (1995 r.), Time Crisis-Namco (1995 r.), Sega Rally Championship-Sega (1995 r.), Cruisin World-Midway/Nintendo (1996 r.), Scud Race-Sega (1996 r.), Daytona 2 USA-Sega (1997 r.), Off Road Challenger-Midway (1997 r.), Sega Rally 2 Championship-Sega (1998 r.), Ferrari F355 Challange 2 (wersja z 3 monitorami)-Sega (1999 r.), 18 Wheeler-Sega (1999 r.), Pump It Up-Andamiro (1999 r.).
Rozmawiam z Andrzejem Krawczyńskim o jego pasji, ale nie mogę oderwać wzroku od mojej ulubionej gry z czasów dziecięcych. Staroć, jeszcze z lat 80. , cała koncepcja to zestrzelić jak najwięcej wrogich statków kosmicznych. Od razu przypominają się czasy, kiedy urywało się od babci do pobliskiego salonu. Moi współpracownicy zrobili już zdjęcia, załatwili swoje obowiązki i szaleją na wyścigach. W przerwach toczą niekończące się pojedynki na gołe pięści i różne inne rzeczy.
Po skończonej rozmowie w końcu mogę zacząć... Lewa ręka na joystick, prawa na przycisk do strzelania. Tak, wyszedłem z wprawy... Tak, kiedyś rozbijałem wrogą flotę jedna po drugiej. Widać lata bez treningu. Kiedy automat zestrzelił wszystkie moje „życia”, bez zastanowienia wciskam start i zaczynam od nowa. Wspomnienia wracają...
Widać, że lepszą grafikę ma dziś kalkulator. Ale to przecież nie o to chodzi. Na chwilę wracamy w szalone lata 90. , kiedy jedynym zmartwieniem było jak zabić kolejnego potwora, kimkolwiek by nie był... Z biegiem czasu te gry nie straciły na "grywalności" , albo to po prostu siła wspomnień.
W tym muzeum na szczęście można dotykać eksponatów. W cenie biletu dostaje się godzinę grania na dowolnym urządzeniu i w dowolnej grze, która akurat jest zainstalowana.
W sobotę w samo południe wielkie otwarcie.