„Antykwariat” w pojęciu słownikowym jest miejscem, w którym sprzedaje się stare przedmioty, mające wartość historyczną lub estetyczną. W polskich miastach niewiele jest antykwariatów, których działalność pokrywa się z tą definicją. Za to nie ma praktycznie miasta, w którym nie byłoby miejsca skupu książek, kiermaszu używanych podręczników, który działa pod tą nazwą.
Obserwujemy obecnie wszechogarniające przemieszanie nazewnicze. Nasze czasy dostarczają szczególnych wrażeń pod tym względem, pamiętam ogólnopolską dyskusję, czy „J… Walker” powinniśmy nazywać „Jasiem Wędrowniczkiem”. Na co dzień bombardowani jesteśmy „dywersyfikacją dostaw gazu” lub „dziurą budżetową”. Niektórzy prowadzą „wojnę na górze”, inni w tym samym czasie „siadają przy wspólnym stole”. W nawyk wielu osób wchodzą sformułowania typu „dokładnie” czy „generalnie”, inni nadużywają leksemów „fajnie” i „żal”.
Antykwariusz, czyli osoba prowadząca antykwariat, to nie tylko handlarz, to także osoba katalogująca zbiory, znająca księgozbiór i poruszająca się w nim niezwykle sprawnie.
W polskiej rzeczywistości, tak wyjątkowej i charakterystycznej, zdecydowaną rację bytu mają sklepy z tanimi książkami, beletrystyką, słownikami i przede wszystkim podręcznikami szkolnymi. Komplet książek do którejkolwiek klasy szkoły powszechnej, obowiązkowej, to wydatek rzędu kilkuset złotych. Jest on niewspółmierny do zarobków dużej części społeczeństwa, które uzyskuje ze stosunku pracy najniższe, gwarantowane prawnie, wynagrodzenie lub świadczenie przewidziane dla bezrobotnych, których na domiar złego liczba rośnie.
Do tej ponurej wizji dostosowuje się elbląski „antykwariusz”, który z łaską przyjmuje podręczniki od sfrustrowanej osoby. Pracownik ten o swej pracy wie tylko tyle, co potrzeba, jak i kiedy przyjąć książki, jak je rozliczyć. Informacji udzielać on niekoniecznie musi, tym bardziej pomóc w poszukiwaniach, w odnalezieniu spośród bezładnie odłożonych na półkę wolumenów, interesującej nas pozycji.
Na zakończenie… nie napiszę nic. Namawiam do dyskusji. Mówi się, że Polacy potrafią tylko narzekać. Moi drodzy. My naprawdę mamy do tego powody. U nas niszczeje to, co piękne, chlubny „antykwariat” staje się miejscem popisu jednego aktora, człowieka skupującego książki, areną, na której prowadzony jest nierówny pojedynek.
Antykwariusz, czyli osoba prowadząca antykwariat, to nie tylko handlarz, to także osoba katalogująca zbiory, znająca księgozbiór i poruszająca się w nim niezwykle sprawnie.
W polskiej rzeczywistości, tak wyjątkowej i charakterystycznej, zdecydowaną rację bytu mają sklepy z tanimi książkami, beletrystyką, słownikami i przede wszystkim podręcznikami szkolnymi. Komplet książek do którejkolwiek klasy szkoły powszechnej, obowiązkowej, to wydatek rzędu kilkuset złotych. Jest on niewspółmierny do zarobków dużej części społeczeństwa, które uzyskuje ze stosunku pracy najniższe, gwarantowane prawnie, wynagrodzenie lub świadczenie przewidziane dla bezrobotnych, których na domiar złego liczba rośnie.
Do tej ponurej wizji dostosowuje się elbląski „antykwariusz”, który z łaską przyjmuje podręczniki od sfrustrowanej osoby. Pracownik ten o swej pracy wie tylko tyle, co potrzeba, jak i kiedy przyjąć książki, jak je rozliczyć. Informacji udzielać on niekoniecznie musi, tym bardziej pomóc w poszukiwaniach, w odnalezieniu spośród bezładnie odłożonych na półkę wolumenów, interesującej nas pozycji.
Na zakończenie… nie napiszę nic. Namawiam do dyskusji. Mówi się, że Polacy potrafią tylko narzekać. Moi drodzy. My naprawdę mamy do tego powody. U nas niszczeje to, co piękne, chlubny „antykwariat” staje się miejscem popisu jednego aktora, człowieka skupującego książki, areną, na której prowadzony jest nierówny pojedynek.