Na wokandę wróciła sprawa słynnego przesłuchania na elbląskiej komendzie policji. Dzisiaj (15 stycznia) sąd przesłuchał dwoje świadków, m. in. młodą kobietę, która nagrała dźwięk z czynności podjętych wobec niej przez funkcjonariuszy.
Feralne przesłuchanie
Przypomnijmy raz jeszcze. Sprawę przesłuchania świadka w Komendzie Miejskiej Policji w Elblągu ujawniliśmy w czerwcu ubiegłego roku w tym artykule. 18-latka przekazała naszej redakcji nagranie dźwiękowe z przesłuchania, które zarejestrowała swoim telefonem komórkowym, wcześniej powiadomiła o zdarzeniu prokuraturę. Nagranie trwa kilkanaście minut. „Myślisz, że przyszłaś tutaj i będziesz nas wk.. od samego rana”, „18-letnia gówniara będzie nam mówić, że się nachlała i nic nie pamięta!” - to niektóre z odzywek do świadka podczas przesłuchania. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Kościerzynie, bo elbląskie się ze niej wyłączyły.
Bartłomiejowi K., jednemu z przesłuchujących 18-latkę policjantów, w styczniu 2023 r. postawiono zarzuty. Chodzi o "przekroczenie uprawnień podczas przesłuchania świadka Natalii T. poprzez stosowanie przemocy w postaci szarpania za odzież, kierowania gróźb pozbawienia wolności oraz pobicia, wielokrotne znieważanie pokrzywdzonej słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe, całokształtem swojego zachowania w toku czynności, znęcanie się psychicznie nad świadkiem celem uzyskania określonych zeznań i informacji". Funkcjonariuszowi grozi nawet do 10 lat więzienia. O pierwszej rozprawie pisaliśmy tutaj.
"Postąpiłam niewłaściwie", "bałam się o swoje życie"
Dziś sąd przesłuchał dwoje świadków, m. in. autorkę nagrania z przesłuchania.
- Miałam obawy, że coś będzie nie tak, bo różne rzeczy się słyszy (o przesłuchaniach przez policję – red.) – tak uzasadniała rejestrowanie dźwięku ze swojej wizyty na komendzie Natalia T. Młodą kobietę przesłuchiwano na komendzie w związku z uszkodzeniem taksówki, czego dopuściła się, jak ostatecznie przyznała, znana jej osoba. Według niej "zeznania zostały z niej wymuszone siłą i groźbami" po tym, jak policjantka zajmująca się sprawą uszkodzonego auta poprosiła o pomoc w czynnościach swoich kolegów.
- Wychodząc byłam strasznie roztrzęsiona i zapłakana, od razu zadzwoniłam do rodziców, żeby powiedzieć im o całej sytuacji. Rodzice wysłali mnie do psychologa, po tym całym zdarzeniu miałam okropne traumy, później stwierdziłam, że trzeba coś z tym zrobić i chciałabym, żeby ten policjant poniósł konsekwencje, żeby nie robił tak komuś innemu – mówiła Natalia T.
Zapewniała, że nie ingerowała w nagranie, a policja dostała je w później w całości (co nastąpiło przez zgranie go z popularnego komunikatora internetowego na policyjny komputer).
- Już tego nagrania w telefonie nie posiadam – przyznała, zaznaczając później, że telefon oddała komuś innemu i go zresetowała. Dodajmy, że wcześniej, w ramach postępowania przygotowawczego, Natalia T. zeznawała, że policjantka prowadząca sprawę uszkodzenia auta poinformowała ją o konsekwencjach składania fałszywych zeznań dopiero po powrocie z rozmowy z trzema policjantami, w tym z oskarżonym.
"Jak płacząc chciałam wstać i wyjść, pan policjant zaczął mnie szarpać za ramiona, żebym znowu usiadła". Zeznawała też, że policjanci byli w strojach cywilnych, nie przedstawili się, nie wylegitymowali etc. "Po tym zdarzeniu korzystam z pomocy psychologa, zamierzam nadal korzystać". "Przesłuchanie wpłynęło ma na moje postrzeganie instytucji policji, w chwili obecnej nie poszłabym sama na przesłuchanie w charakterze świadka" - brzmią zeznania, które sąd dzisiaj odczytał. Natalia T. podkreślała wówczas, że w czasie przesłuchania czuła bezsilność, a z powodu obaw o reperkusje czy zemstę ze strony funkcjonariuszy przeprowadziła się do innego miasta.
Dziś przed sądem Natalia T. potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania. Odpowiadała m. in. na pytania o to, dlaczego nie chciała podać danych sprawcy uszkodzenia taksówki i czy była do tego namawiana. Świadek zaznaczyła, że nie widziała się z oskarżonym o uszkodzenie taksówki po jej przesłuchaniu. Ostatecznie przyznała, że spotkała się z nim w dniu uszkodzenia taksówki, a przed przesłuchaniem "ewentualnie pisali ze sobą".
- Spotkałam się z nim w dniu, kiedy było uszkodzenie taksówki, później może coś do siebie napisaliśmy, ale na pewno się nie spotkaliśmy – mówiła. Na pytanie, czy była namawiana do zatajenia danych sprawcy, odpowiadała: - Nie wiem, czy (...). zasugerował mi, żebym nie mówiła, że to on, ale każdy ma swój rozum. Nawet jeżeli by mi tak zasugerował bądź nie zasugerował, to postąpiłabym w ten sam sposób – stwierdziła.
Decyzję o nieujawnianiu danych miała podjąć pod wpływem emocji, będąc pierwszy raz w roli świadka. - Czasu nie cofnę. Jeżeli by to było jeszcze raz, to powiedziałabym od razu – przyznała.
Argumentowała, że sprawca był znajomym jej byłego już chłopaka i nie chciała mu robić problemów. - Dzisiaj bym tak nie postąpiła, bo wiem, że postąpiłam niewłaściwie – mówiła.
Przyznała też, że przed jej przesłuchaniem na komendzie nie słyszała o niewłaściwych zachowaniach ze strony konkretnie elbląskich funkcjonariuszy podczas wykonywania takich czynności. Na temat takich sytuacji dotyczących policji w ogóle czytała np. w relacjach internetowych.
- Po tym, co mi się przydarzyło, ludzie w komentarzach na portElu pisali różne rzeczy o tym, co przydarzyło im się na komendzie w Elblągu – zastrzegła jednak. - Decyzję podjęłam tak naprawdę, gdy już to powiedziałam i było już za późno i trzeba było brnąć w to dalej – mówiła jeszcze o swojej początkowej decyzji o nieujawnieniu danych sprawcy uszkodzenia taksówki. Co do samego nagrywania wizyty na komendzie, uznała, że postąpiła słusznie zatajając ten fakt, "bo nie wie, czy by uszła z życiem".
- Wychodząc stamtąd cieszyłam się, że nie zabrali mi tego telefonu i nie zobaczyli, że nagrywam, bo bałam się o swoje życie - mówiła. Podkreślała, że straszono ją zatrzymaniem, trafieniem "na dołek". Później podkreślała też, że wolałaby ponieść odpowiedzialność karną w związku ze składaniem fałszywych zeznań niż uczestniczyć w takim przesłuchaniu jak tamto.
"Odgrywała jakąś scenę"
Kolejnym świadkiem był jeden z funkcjonariuszy, który zabezpieczał monitoring w związku ze sprawą uszkodzenia samochodu. Razem z oskarżonym został poproszony o zabezpieczenie telefonu młodej kobiety przez koleżankę. Wg funkcjonariusza dziewczyna od początku zachowywała się irracjonalnie i histerycznie.
- Zauważyłem, że sytuacja jest dosyć dziwna, Natalia T. nie zachowywała się adekwatnie do sytuacji, w jakiej się znalazła. Zacząłem domniemywać, że pani Natalia odgrywa jakąś scenę – stwierdził przyznając, ze domyślał się, że rozmowy mogą być nagrywane. Miał nabrać co do tego pewności, gdy już po powrocie do pokoju policjantki zajmującej się sprawą uszkodzenia taksówki, zmieniło się zachowanie dziewczyny.
- Gdy Natalia T. wyciągnęła telefon i okazała mi kontakty, wcześniej kliknęła coś, moim zdaniem było to po prostu wyłączenie nagrywania. Potem zaczęła się inaczej zachowywać, jej stan emocjonalny się mocno zmienił, uspokoiła się, zaczęła normalnie ze mną rozmawiać – stwierdził świadek. - Podczas tych czynności nikt nie użył wobec pani Natalii siły fizycznej i nie naruszał jej nietykalności cielesnej – zaznaczył.
Przyznał jednocześnie, że byłoby to uprawnione, by zabezpieczyć telefon jako dowód w sprawie, po uprzednim ostrzeżeniu o takim zamiarze (lub odebrać jej torebkę, by zapobiec usunięciu danych na telefonie, na co nie potrzeba wiele czasu). Według niego policjanci dążyli jednak do uniknięcia siłowego rozwiązania wobec dziewczyny. Świadek mówił też, że nie widział, by dziewczyna była przytrzymywana za ramiona, by nie mogła wstać z krzesła etc. Stwierdził także, że mówienie o odpowiedzialności karnej to informacja, nie groźba.
Policjant przyznał, że podczas rozmowy dziewczyny z policjantami miała miejsce krótka próba wyrwania jej torebki, padały słowa jak "gówniara" czy o nastrzelaniu przesłuchiwanej klapsów. Wulgaryzmy wg jego relacji nie były skierowane do niej, nie została nazwana przez oskarżonego "k...", to słowo zostało użyte "w formie przecinka". We wcześniejszych zeznaniach świadek podkreślał, że nie grożono kobiecie, nie przymuszano jej do pokazania telefonu, ale proszono ją o to. On sam został później ukarany w ramach postępowania dyscyplinarnego za to, że nie zareagował na wulgarne słowa oskarżonego.
Prowadzący rozprawę sędzia Maciej Rutkiewicz dopytywał funkcjonariusza o powody, dla których odprowadzono dziewczynę z pokoju policjantki na oddzielną rozmowę z trzema policjantami.
- Każdy ma swój pokój, w którym pracuje. Jeżeli się wykonuje jakąś czynność, którą się wykonuje osobiście, to się przechodzi do swojego pokoju – tłumaczył policjant. Zapewniał, że w każdej innej sytuacji każdą inną osobę by w taki sposób przeprowadzono do drugiego pomieszczenia, bo gdyby doszło do zabezpieczenia telefonu, policjant przeprowadzający czynność pisałby protokół na swoim komputerze. Telefon został przy dziewczynie, więc dalsze czynności prowadziła ponownie jego policyjna koleżanka w swoim pokoju.
- Czynności są nam nieraz zlecane przez osoby prowadzące dochodzenia (w tym przypadku policjantkę, z którą najpierw rozmawiała nastolatka – red.), a my je wykonujemy w swoich pomieszczeniach – mówił świadek.
- Struktura naszej pracy wygląda w ten sposób, że dochodzeniowcy proszą nas o pomoc w ramach postępowania, które wspólnie prowadzimy - dodał później oskarżony Bartłomiej K. - W praktyce jest tak, że protokoły zatrzymania w większości sporządzają policjanci operacyjni – zaznaczył.
Kolejni świadkowie i autentyczność nagrania
Podczas dzisiejszej rozprawy powracały też kwestie techniczne dotyczące nagrania z elbląskiej komendy, późniejsze wizyty funkcjonariuszy w domu dziewczyny celem uzyskania nagrania, ostatecznego sposobu przekazania go przez nią policji poprzez zalogowanie się na komunikatorze internetowym na policyjnym komputerze. Drugi świadek wskazywał na możliwość manipulacji czy skrócenia nagrania, gdyż nie słyszy na nim słów, które wg niego wypowiedział w czasie spotkania na komendzie, między innymi dotyczących zaproponowania dziewczynie wody, uspokajania jej, zapewnieniach, że nic złego nie stanie się jej na komisariacie etc. Tych wątków nie będziemy teraz rozwijać, bo one jeszcze będą podejmowane w kontekście ewentualnego powołania biegłego sądowego, który sprawdzi nagranie. Najpierw sąd zdecydował jednak o uwzględnieniu wniosku obrony o przesłuchaniu innych funkcjonariuszy, którzy przebywali wtedy w pobliskich pokojach.
Kolejna rozprawa odbędzie się 27 marca.