Przed Sądem Rejonowym w Elblągu odbyła się kolejna rozprawa, w której oskarżonym jest 44-letni Wojciech K. W mieszkaniu mężczyzny przy ul. Okulickiego znaleziono 22 lutego ubiegłego roku naboje, zapalniki i chemikalia. Służby musiały ewakuować mieszkańców bloku. W poniedziałek (11.03) zeznawał przed sądem biegły z zakresu pożarnictwa.
Przypomnijmy. Oskarżony 44-letni Wojciech K. jest farmaceutą, w swoim dorobku naukowym ma doktorat i jak wyjaśniał podczas pierwszej rozprawy (10.01) „25 doświadczenia w pracy w laboratoriach”. Na mężczyźnie ciążą m. in. zarzuty posiadania amunicji bez zezwolenia i posiadania substancji psychotropowych. 22 lutego ubiegłego roku miała miejsce interwencja służb w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Okulickiego 4. Pod ten adres zostali wezwani strażacy, bo w jednym z mieszkań wybuchł pożar. Lokatorów bloku ewakuowano. Drugiego dnia, po znalezieniu wewnątrz lokalu chemikaliów, policja zarządziła ewakuację mieszkańców. Wojciech K., najemca mieszkania, decyzją sądu trafił wówczas do aresztu tymczasowego.
Mężczyźnie postawiono cztery zarzuty. Pierwszy dotyczył posiadania bez pozwolenia przez niego dwóch sztuk amunicji i trzech zapalników. Drugi posiadania znacznej ilości substancji odurzających, w tym, jak dowodzi prokuratura m. in. marihuany, amfetaminy, MDMA (ecstasy) i alprazolamu. Prokuratura oskarżyła farmaceutę również o to, że bez zezwolenia miał zgromadził znaczne ilości substancji chemicznych (azotanu potasu, kwasu siarkowego, eteru dwuetylowego, toluenu, nadtlenku wodoru) mogących stanowić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia mieszkańców budynku oraz o to, że sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w postaci eksplozji materiałów łatwopalnych (benzyny ekstrakcyjnej, denaturatu, acetonu, etanolu) przechowywane w miejscu do tego nieprzeznaczonym.
- Czy pożar wywołany przez świeczkę stanowił zagrożenie? – pytała biegłego sędzia Sądu Rejonowego w Elblągu Sylwia Kamola.
- Samo zdarzenie nie stanowiło zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Jednak przechowywanie materiałów niebezpiecznych pożarowo, podczas gdy większość mieszkańców przebywa w swoich lokalach, stanowiło realne zagrożenie spowodowania pożaru. Nie było zagrożenia pożarowego, ale istniało realne zagrożenie pożarem – wyjaśniał biegły.
Sędzia dopytywała biegłego, które z przechowywanych w mieszkaniu 44-latka materiałów są uważane są łatwopalne? – Proszę wyjaśnić, jak ten pożar mógłby powstać? Mamy zeznania świadka, który uczestniczył w akcji gaśniczej, i on twierdził, że tam takiego zagrożenia nie było. Pożar miał mały promień, powstał od świeczki i zdaniem strażaków zagrożenia pożarem nie było – pytała sędzia Sylwia Kamola.
- W lokalu panował nieporządek, było dużo papierów. Ta osoba miała wiele szczęścia, że szybko zauważyła zdarzenie. Istnieje cienka granica między zarzewiem ognia, który można szybko ugasić, a ogniem, który będzie już trudniejszy do zgaszenia i może bardzo szybko się rozprzestrzeniać. W momencie, w którym doszłoby do zapalenia substancji chemicznych składowanych w mieszkaniu, to wzrost prędkości rozwoju pożaru byłby większy i na pewno niemożliwy do ugaszenia przez osobę przebywającą w lokalu . Taki pożar byłby trudny do opanowania także przez straż pożarną – zaznaczył biegły.
Mężczyźnie tylko za posiadanie niebezpiecznych substancji może grozić kara do 8 lat więzienia. Przypomnijmy, że podczas pierwszej rozprawy przyznał się do dwóch pierwszych zarzutów.
- Przyznaję się do posiadania jednej sztuki amunicji, nie zdawałem sobie sprawy, że to nabój zawierający proch. Znalazłem go 30 lat temu w lesie, zatrzymałem go na pamiątkę. Jeśli chodzi o skorodowany nabój, to ekspertyza wykazała, że jest to złom i nie potrzeba na to żadnego zezwolenia. Zapalniki także znalazłem w lesie ok. 30 lat temu i nie zdawałem sobie do końca sprawy, co to jest. Jeśli chodzi o środki odurzające, to posiadałem marihuanę, ale w mniejszej ilości niż to figuruje w akcie oskarżenia, ponieważ ekspertyza wykazała, że jest to 15 gramów. Posiadałem te środki na własny użytek w celach medycznych. Bardzo żałuję tego czynu. Jeśli chodzi o pozostałe środki odurzające, to miałem te substancje po jednej butelce. Przechowywałem je w związku z moją działalnością gospodarczą. W mieszkaniu przy ul. Okulickiego nie prowadziłem żadnych eksperymentów czy reakcji chemicznych. W tym czasie przygotowywałem te rzeczy do wywiezienia do laboratorium. Z przyczyn niezależnych ten transport został opóźniony – mówił oskarżony przed sądem podczas rozprawy 10 stycznia.
Więcej o sprawie pisaliśmy w tym artykule.