Na wokandę wróciła sprawa słynnego przesłuchania nastolatki w budynku elbląskiej KMP. Dziś (27 marca) sąd przesłuchiwał policjantów, którzy mają pokoje przy korytarzu, którym dziewczyna była prowadzona na komendzie, a także dwoje funkcjonariuszy, którzy w domu zapraszali ją do ponownego stawienia się na policję.
Od uszkodzenia taksówki do słynnego nagrania
Najpierw przypomnijmy raz jeszcze. Bartłomiejowi K., jednemu z przesłuchujących 18-latkę policjantów, w styczniu 2023 r. postawiono zarzuty dotyczące "przekroczenia uprawnień podczas przesłuchania świadka Natalii T. poprzez stosowanie przemocy w postaci szarpania za odzież, kierowania gróźb pozbawienia wolności oraz pobicia, wielokrotne znieważanie pokrzywdzonej słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe, całokształtem swojego zachowania w toku czynności, znęcanie się psychicznie nad świadkiem celem uzyskania określonych zeznań i informacji". Funkcjonariuszowi grozi nawet do 10 lat więzienia. O pierwszej rozprawie pisaliśmy tutaj.
Przypomnijmy też relację z rozprawy, na której sama pokrzywdzona uzasadniała, dlaczego zdecydowała się nagrywać przesłuchanie.
- Miałam obawy, że coś będzie nie tak, bo różne rzeczy się słyszy (o przesłuchaniach przez policję – red.) – tak uzasadniała rejestrowanie dźwięku ze swojej wizyty na komendzie Natalia T. Młodą kobietę przesłuchiwano na komendzie w związku z uszkodzeniem taksówki, czego dopuściła się, jak ostatecznie przyznała, znana jej osoba. Jak twierdziła podczas jednej rozpraw mówiła, że "zeznania zostały z niej wymuszone siłą i groźbami" po tym, jak policjantka zajmująca się sprawą uszkodzonego auta poprosiła o pomoc w czynnościach swoich kolegów. Dziewczyna podkreślała, że początkową decyzję o nieujawnianiu danych sprawcy miała podjąć pod wpływem emocji. - Czasu nie cofnę. Jeżeli by to było jeszcze raz, to powiedziałabym od razu – przyznała. Argumentowała, że sprawca był znajomym jej byłego już chłopaka i nie chciała mu robić problemów. - Dzisiaj bym tak nie postąpiła, bo wiem, że postąpiłam niewłaściwie – mówiła. Więcej tutaj.
Spacer korytarzem
Przypomnijmy, że Bartłomiej K. został już ukarany dyscyplinarnie w ramach wewnętrznego postępowania policji. Był zawieszony w czynnościach przez kilka miesięcy, ale po tym okresie wrócił do pracy w komendzie. Nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów, podczas pierwszej rozprawy przyznawał natomiast, że jego zachowanie było naruszeniem etyki policjanta. Świadkowie-policjanci, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w przesłuchanie nastolatki, ale pracują w pobliżu miejsca, gdzie przesłuchanie się odbyło, zeznawali dziś, jak cała sytuacja wyglądała z ich perspektywy.
- Zwróciła moją uwagę swoim irracjonalnym zachowaniem – mówił jeden z policjantów, wskazując na oburzenie dziewczyny, wzywanie przez nią pomocy, opryskliwość. Przyznał, że osoby doprowadzane, w kajdankach, wobec których stosuje się przymus bezpośredni etc. zachowują się różnie. - Wtedy bym zrozumiał, że może krzyczeć czy coś, ale ta osoba szła sama i policjanci jej nie dotykali – mówił.
- Darła się na całą komendę, "ratunku", tyle tylko pamiętam. Jeszcze jakieś inne słowa, których już nie pamiętam – mówiła o zachowaniu dziewczyny kolejna policjantka. - Zazwyczaj drą się tak ludzie pod wpływem alkoholu, narkotyków, zatrzymani na dołku – stwierdziła. Również podkreślała, że inni funkcjonariusze jej nie dotykali, dziewczyna nie miała kajdanek etc. Opisywała, że wyszła z pokoju bo pomyślała, że ktoś potrzebuje pomocy, gdy zobaczyła, że dziewczyna jest w towarzystwie funkcjonariuszy, zrozumiała, że pomoc nie jest potrzebna.
- W mojej ocenie to była osoba, która mogła mieć albo jakieś choroby psychiczne, albo mogła być pod wpływem jakichś środków, albo mogło to być zwyczajnie wyreżyserowane, też taka opcja istnieje – mówiła o tamtej sytuacji świadek.
Prośba a nie wezwanie, zgranie a nie zabezpieczenie materiału
Dziś w roli świadka zeznania składała też m. in. policjantka, która z jednym z kolegów udała się do domu pokrzywdzonej. Celem wizyty było zaproszenie (nie wezwanie) nastolatki do stawienia się ponownie na komendę w celu zgrania nagrania z jej telefonu.
- Próbowaliśmy ustalić w prokuraturze, czy prokuratura posiada oryginalny zapis tego nagrania – relacjonowała. - Tak naprawdę ja miałam wrażenie, że nikt nie zainteresował się na tyle tą sprawą, żeby pomóc nam w pozyskaniu tego materiału. Komendant polecił mi wtedy zaprosić panią T. Na spotkanie i poprosić ją o przekazanie tego materiału od niej samej – opowiadała funkcjonariuszka. Pokrzywdzona stawiła się w tym celu na policji w ustalonym dniu. Dwóch policyjnych informatyków poproszono o zgranie materiału audio.
Tu ponownie wróciła poruszana już wcześniej podczas tego postępowania kwestia autentyczności i pełności nagrania, ewentualnej manipulacji nim, sposobu zgrania materiału audio na komputer policyjny itd. Na wniosek obrony sąd przychylił się do tego, by w dalszym toku postępowania przesłuchać też informatyków zaangażowanych w te czynności, stąd nie będziemy tego wątku rozwijać teraz. - Nasze czynności opierały się na podstawie ustawy o policji, czyli wykonywaliśmy tylko czynności wyjaśniające w sprawie – wyjaśniała policjantka pytana przez obronę o sprawdzenie przez policję integralności nagrania. Jak tłumaczyła, w takich sytuacjach policja nie ma możliwości np. powołania biegłych. Podobnie uzasadniała niezabezpieczenie telefonu, czyli oryginalnego nośnika, przez policjantów, bo ustawa o policji ma dawać funkcjonariuszom ograniczoną możliwość zabezpieczania takich materiałów. Policjantka podkreśliła, że nie miała takiego polecenia od zwierzchnika ani uprawnień, by samodzielnie podjąć na tamtym etapie sprawy decyzję, by zabezpieczyć telefon.
Wróćmy jednak do relacji świadków z samej wizyty w domu pokrzywdzonej.
"Co ty mnie, k... budzisz"
- Otworzyła nam mama pani (...) i powiedziała, że córka śpi, (była godzina – red.) między 13 a 14. Poprosiłam, żeby obudziła córkę, bo mam dla niej zaproszenie. Trochę to tam trwało, wiem tylko tyle, że mama weszła do pokoju, z nią o czymś porozmawiała, nie wiem o czym, po czym po 5-10 minutach pani (...) wyszła w bieliźnie, jej wygląd wskazywał na to, że faktycznie obudziłam ją. Była oburzona, że ktoś ją w ogóle w domu nachodzi, że policja nachodzi. Głośno wyraziła swoje niezadowolenie, twierdząc, że ona się policji boi – opowiadała świadek. Policjantka podkreśliła, że wyjaśniła dziewczynie powód wizyty w jej domu i poprosiła o przyjście na komendę z telefonem.
- Pani (...) generalnie słowami wulgarnymi się odzywała do swojej mamy, będąc oburzona, że ją w ogóle obudziła. Ona powiedziała wprost: "co ty mnie, k... budzisz, ja nie będę gadała z żadną policją. Mama ją uspokajała, że "nie zachowuj się w ten sposób, idź, porozmawiaj" – opowiadała policjantka.
- Zapamiętałem to wulgarne zachowanie młodej dziewczyny do matki. Bardzo grzecznie odnosiła się do nas – mówił o zachowaniu pokrzywdzonej drugi funkcjonariusz. Miała okazywać pewne niezadowolenie z powodu wizyty policjantów, ale... - Byłem nastawiony, że ona tak samo zachowa się do nas (jak do matki – red.), a nastąpiło coś zupełnie innego i to mi utkwiło w pamięci.
Sprawę prowadzi sędzia Maciej Rutkiewicz. Termin kolejnej rozprawy to 3 lipca.
Fot. Mikołaj Sobczak