Przez 20 miesięcy procesu Jana P., byłego prezesa spółki Hetman, sąd wysłuchał 110 świadków. Do przesłuchania zostało jeszcze 140. Poseł PiS Leonard Krasulski w liście do ministra sprawiedliwości skarży się na opieszałość sądu – informuje o tym „Dziennik Elbląski”.
Proces Jana P., byłego właściciela spółki odzieżowej Hetman, rozpoczął się 30 marca 2004 r. Od tego czasu przed sądem zeznania złożyło 110 z prawie 250 świadków. Według posła Leonarda Krasulskiego, proces toczy się „bardzo opieszale” i dlatego postanowił zainterweniować, wysyłając pismo do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
„Sąd przesłuchuje jedynie kilku poszkodowanych pracowników w miesiącu, co przy ponad 270 pokrzywdzonych, których zamierza sąd przesłuchać, czyni wydanie prawomocnego wyroku bardzo odległym” - pisze w liście Krasulski. Na koniec pisma poseł zwraca się z prośbą do ministra o zbadanie sprawności rozpatrywania sprawy przez elbląski sąd.
Z zarzutami elbląskiego posła Prawa i Sprawiedliwości nie zgadza się prowadzący proces sędzia Wojciech Furman z elbląskiego Sądu Rejonowego.
- W tym procesie mowy o opieszałości sądu być nie może - mówi sędzia Furman. - Sąd robi wszystko, aby sprawa toczyła się jak najszybciej, ale nie zawsze proces może się toczyć tak szybko, jakby wszyscy tego oczekiwali. Świadków w tej sprawie jest bardzo dużo. Do chwili obecnej przesłuchaliśmy 110 świadków, z tym, że jest tutaj pewna dolegliwość. Ze względu na stan zdrowia oskarżonego - jest odpowiednie zaświadczenie w aktach sprawy - sąd nie może prowadzić jednej rozprawy dłużej niż cztery godziny.
Sąd broni się także twierdząc, że na każdą rozprawę wzywanych jest po 8-12 świadków, których maksymalnie można przesłuchać w ciągu czterech godzin. Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa, podczas której dalej zeznawały pokrzywdzone szwaczki. Sądowi zostało do wysłuchania jeszcze ok. 140 świadków.
Jan P. jest oskarżony o złośliwe naruszenie praw pracowniczych oraz przywłaszczenie pieniędzy. Według ustaleń prokuratury, potrącał on z wypłat pracowników składki, jednak nie odprowadzał ich do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Poza tym prokuratura zarzuca mu, że nie utworzył zakładowego funduszu pracowniczego, zmuszał pracowników do bezpłatnej pracy w godzinach nadliczbowych, a pensje - mimo braku jakichkolwiek porozumień z pracownikami - wypłacał z opóźnieniem i w ratach.
Oskarżony nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 10 lat więzienia.
„Sąd przesłuchuje jedynie kilku poszkodowanych pracowników w miesiącu, co przy ponad 270 pokrzywdzonych, których zamierza sąd przesłuchać, czyni wydanie prawomocnego wyroku bardzo odległym” - pisze w liście Krasulski. Na koniec pisma poseł zwraca się z prośbą do ministra o zbadanie sprawności rozpatrywania sprawy przez elbląski sąd.
Z zarzutami elbląskiego posła Prawa i Sprawiedliwości nie zgadza się prowadzący proces sędzia Wojciech Furman z elbląskiego Sądu Rejonowego.
- W tym procesie mowy o opieszałości sądu być nie może - mówi sędzia Furman. - Sąd robi wszystko, aby sprawa toczyła się jak najszybciej, ale nie zawsze proces może się toczyć tak szybko, jakby wszyscy tego oczekiwali. Świadków w tej sprawie jest bardzo dużo. Do chwili obecnej przesłuchaliśmy 110 świadków, z tym, że jest tutaj pewna dolegliwość. Ze względu na stan zdrowia oskarżonego - jest odpowiednie zaświadczenie w aktach sprawy - sąd nie może prowadzić jednej rozprawy dłużej niż cztery godziny.
Sąd broni się także twierdząc, że na każdą rozprawę wzywanych jest po 8-12 świadków, których maksymalnie można przesłuchać w ciągu czterech godzin. Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa, podczas której dalej zeznawały pokrzywdzone szwaczki. Sądowi zostało do wysłuchania jeszcze ok. 140 świadków.
Jan P. jest oskarżony o złośliwe naruszenie praw pracowniczych oraz przywłaszczenie pieniędzy. Według ustaleń prokuratury, potrącał on z wypłat pracowników składki, jednak nie odprowadzał ich do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Poza tym prokuratura zarzuca mu, że nie utworzył zakładowego funduszu pracowniczego, zmuszał pracowników do bezpłatnej pracy w godzinach nadliczbowych, a pensje - mimo braku jakichkolwiek porozumień z pracownikami - wypłacał z opóźnieniem i w ratach.
Oskarżony nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Arkadiusz Kolpert