UWAGA!

Polska podpisała ACTA

 Elbląg, Polska podpisała ACTA
fot. AD

Za wyborcza.pl: Dziś (26 stycznia) nad ranem polskiego czasu ambasador Polski w Japonii Jadwiga Rodowicz z upoważnienia premiera Donalda Tuska podpisała umowę ACTA o zapobieganiu handlu podróbkami.

Jak poinformował PAP radca prasowy ambasady RP w Tokio Radosław Tyszkiewicz, dokument podpisali też ambasadorowie pozostałych państw UE z wyjątkiem Cypru, Estonii, Słowacji, Niemiec i Holandii. Dwa ostatnie państwa opóźniły moment podpisania z powodów proceduralnych i uczynią to później.
      
       Co wolno, a czego nie wolno w sieci (nawet bez ACTA)
      
Na forach internetowych pojawiło się wiele pytań. Co będzie z YouTube'em? A czy będę mógł ściągać pliki z Chomikuj.pl? Czy będę mógł ściągnąć nową wersję „Wiedźmina”, nie płacąc?
       Sęk w tym, że nie można dziś powiedzieć wprost, co tu zmienia ACTA. Organizacje pozarządowe walczące o prawa obywateli, wolność i swobodę internetu podkreślają, że to dokument idący w kierunku zaostrzania egzekucji praw autorskich. Czy i jak zaostrzy odpowiedzialność karną, dziś nie da się na razie powiedzieć.
       Za to rozpowszechnianie i udostępnianie pirackich treści dziś też jest ścigane i w praktyce zdarza się, że np. policja robi naloty na użytkowników. Wprowadzenie ACTA tego nie zmieni.
      
       Ściągam z sieci książkę Paula Coelho, album Madonny, serial „Sons of Anarchy”. Czy to dziś legalne?
      
I tak, i nie. Przede wszystkim mamy w polskim prawie tzw. dozwolony użytek osobisty, który obejmuje nieodpłatne korzystanie z już rozpowszechnionego utworu. W przypadku ściągania z sieci plików ten dozwolony użytek podzielił prawników na dwa obozy. Ten bardziej liberalny uważa, że ściąganie na własny użytek - jeśli za to nie płacimy - nie jest nielegalne.
      
       A jeśli płacimy?
       Serwisy zaliczane do pirackich kuszą - można np. zapłacić im za szybsze pobieranie, brak ograniczenia co do liczby ściąganych plików albo co do wielkości pliku.
       Oczywiście ani twórcy, ani właściciele praw tych pieniędzy nie dostają. W momencie gdy pojawia się odpłatność za ściąganie, wykraczamy poza strefę dozwolonego użytku.
      
       I naruszamy wtedy prawa twórców?
       Powstaje pytanie, czy ściągając, naruszamy - jak to określa ustawa - słuszne interesy twórcy. Twórcy twierdzą, że pobieranie narusza ich interesy, bo pozbawia ich zysków. Wytwórcy bardzo dużo mówią na temat swoich strat. To działa na wyobraźnię, ale rzadko popierają swoje tezy obliczeniami. Są też badania, które dowodzą, że ci, którzy ściągają pliki, kupują więcej płyt, książek i filmów.
       Tak czy inaczej, organizacje reprezentujące np. przemysł nagraniowy (jak ZPAV) są zdania, że darmowe ściąganie z sieci (o ile nie jest to serwis działający legalnie, płacący licencje) łamie prawo.
       Ale - uwaga! - w praktyce ścigają nie ściągających, lecz tych, którzy pliki rozpowszechniają. Tu dyskusji nie ma. Dzielisz się w sieci plikami z innymi (o ile nie są to osoby bliskie, pozostające w możliwym do udowodnienia kręgu towarzyskim), musisz mieć zgodę właściciela praw.
      
       A gra czy pakiet Microsoft Office?
       Tu jest znacznie prościej. Gry i programy komputerowe nie podlegają dozwolonemu użytkowi osobistemu.
      
       Co grozi za nielegalne rozpowszechnianie?
       Zgodnie z art. 116 prawa autorskiego grzywna i pozbawienie wolności do dwóch lat (do trzech, jeśli rozpowszechnianie ma na celu uzyskanie korzyści majątkowej). A jeśli to stałe źródło dochodu, np. sprzedaż pirackich płyt lub plików, maksymalna kara wynosi pięć lat. Jeśli udowodnisz, że działałeś nieumyślnie - grzywna i pozbawienie wolności do roku.
       W praktyce najpierw organizacje typu ZPAV zaproponują ugodę: 1,9 zł odszkodowania za każdy utwór. W zeszłym roku ZPAV miał około tysiąca spraw, co trzecia kończyła się ugodą jeszcze przed wszczęciem procesu. Ugody wynoszą od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych. Najczęściej internauci płacą 4-6 tys. zł.
       Jeśli zapadają wyroki pozbawienia wolności, to najczęściej w zawieszeniu. Zdarza się, że sądy odmawiały wszczęcia postępowania z uwagi na niewykrycie sprawcy, bo nie udało się ustalić, kto pliki faktycznie ściągał.
      
       Nagrywam komórką, jak gram piosenkę Pink Floyd i wrzucam na YouTube'a...
       Formalnie powinno się dbać o zgodę właściciela, bo jest to forma opracowania cudzego utworu. W praktyce nikt raczej za to ścigać nie będzie, najwyżej klip zostanie usunięty. Warto podkreślić, że mimo wszystko właściciele praw starają się iść z duchem rozwoju i ścigać te ewidentne naruszenia ich praw. Niektórzy artyści czasem zaś proszą - na przykład, gdy ktoś wrzucił ich teledysk w słabej jakości - o podmianę na plik lepszej jakości.
      
       Tworzę parodię na bazie fragmentów z filmów...
       By równoważyć obie strony - właścicieli praw i korzystających z utworów - można korzystać z cudzego utworu na zasadach cytatu. To pojemna kategoria podlegająca oczywiście interpretacji. Co do parodii, wątpliwości zwykle nie ma. Inaczej, gdy na przykład nagrywasz swój głos do fragmentu filmu albo dokładasz pokaz zdjęć do piosenki Pearl Jam. Jeśli taki "teledysk" wrzucisz na YouTube'a, zespół może zażądać jego usunięcia.
      
       Źródło: Gazeta Wyborcza
      
oprac. OK

Najnowsze artykuły w dziale Prasówka

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama