Choć pogoda daje nam znać, że zima powoli za pasem, to nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Podróżując przez bezdroża Internetu natrafiliśmy na ciekawostkę, która przyda się, gdy dopadnie nas mróz i pomoże nam zaoszczędzić sporo czasu i pieniędzy na ogrzewaniu domu. Każdy, kto zalicza wypady do mroźnej, przydomowej kotłowni ucieszy się, że można to ograniczyć i jednocześnie zachować w kieszenie sporo gotówki.
Sposób, który opiszemy jest przede wszystkim dla posiadaczy kotła górnego spalania. Jak się okazuje wielu z nas, rozpalając w piecu, robiło to, nawet nie tyle błędnie, ile nieekonomicznie. Standardowa metoda, stosowana w wielu domach polega na podłożeniu rozpałki i dosypywaniu węgla. Tym sposobem wytwarza się sadza i dym, które są niczym innym, jak węglem, za który zapłaciliśmy. Aby tego uniknąć wystarczy zmienić swoje przyzwyczajenia.
Mniej dymu, więcej ciepła
Ogrzewając dom, metodą „podpałka – węgiel” uzyskujemy ciepło równowarte 30% wrzuconego węgla. Jak się okazuje można to bardzo łatwo zmienić na naszą korzyść. Wystarczy najpierw zasypać min. pół zbiornika węglem, na którym szczelnie ułożymy trochę drewna. Na górę kładziemy podpałkę i już. Węgiel spalany od góry produkuje zdecydowanie mniej spalin, które otaczają nasze miasta zimową porą.
Okolica bez dymu? To możliwe
Oprócz ochrony zdrowia, co przy mniejszej produkcji dymów jest oczywiste, zyskujemy również czas. Wystarczą dwa wyjścia do kotłowni na dobę, aby cieszyć się ciepłym domem. Przyzwyczajenie się do nowej metody i nabranie wyczucia w ilości wsypanego węgla może na początku być trudne, ale nie zrażajmy się. Warto poświęcić chwilę na naukę, aby zyskać czas, pieniądze i okolice pozbawioną spalin. Szczegółowe instrukcje znajdziesz tu.
Jak twierdzą autorzy strony, poświęconej temu sposobowi ogrzewania "pomysł rozpalania w piecu od góry może wydawać się szaleństwem albo nawet łamaniem praw fizyki, ale działa i co więcej pozwala wykorzystać prawa rządzące spalaniem węgla dla wyduszenia zeń maksiumum energii. Jako skutek uboczny eliminuje się dym, sadzę, ogranicza emisję pyłów i innych zanieczyszczeń".
Mniej dymu, więcej ciepła
Ogrzewając dom, metodą „podpałka – węgiel” uzyskujemy ciepło równowarte 30% wrzuconego węgla. Jak się okazuje można to bardzo łatwo zmienić na naszą korzyść. Wystarczy najpierw zasypać min. pół zbiornika węglem, na którym szczelnie ułożymy trochę drewna. Na górę kładziemy podpałkę i już. Węgiel spalany od góry produkuje zdecydowanie mniej spalin, które otaczają nasze miasta zimową porą.
Okolica bez dymu? To możliwe
Oprócz ochrony zdrowia, co przy mniejszej produkcji dymów jest oczywiste, zyskujemy również czas. Wystarczą dwa wyjścia do kotłowni na dobę, aby cieszyć się ciepłym domem. Przyzwyczajenie się do nowej metody i nabranie wyczucia w ilości wsypanego węgla może na początku być trudne, ale nie zrażajmy się. Warto poświęcić chwilę na naukę, aby zyskać czas, pieniądze i okolice pozbawioną spalin. Szczegółowe instrukcje znajdziesz tu.
Jak twierdzą autorzy strony, poświęconej temu sposobowi ogrzewania "pomysł rozpalania w piecu od góry może wydawać się szaleństwem albo nawet łamaniem praw fizyki, ale działa i co więcej pozwala wykorzystać prawa rządzące spalaniem węgla dla wyduszenia zeń maksiumum energii. Jako skutek uboczny eliminuje się dym, sadzę, ogranicza emisję pyłów i innych zanieczyszczeń".
(oprac. mm)