
Ważne, by coś się działo – taka idea przyświeca grupie elblążan, którzy w sobotę stoczyli Bitwę pod Sierpińcem. A działo się sporo – Krzyżacy walczyli z Polakami, wojska obu stron grabiły i paliły wsie, nie zabrakło też... armatnich wystrzałów. - Co roku przygotowujemy inną inscenizację, w ubiegłym roku była w klimacie westernu. Jesteśmy grupą zakręconych znajomych, którzy lubią w ten sposób spędzać czas ze swoimi rodzinami – mówi Jerzy Stanecki, znany jako „Magnus”. Zobacz więcej zdjęć.
- Bitwa oczywiście nie ma żadnego umiejscowienia w historii, a scenariusz przypomina bitwę pod Grunwaldem. A że jesteśmy stąd, z Elbląga i okolic, no to zrobiliśmy bitwę pod Sierpińcem. Ja wcielam się w rolę Wielkiego Hetman Sierpinieckiego, a kolega Wojtek w Wielkiego Hetmana Wilkowieńskiego (tytuły pochodzą od nazw miejscowości pod Elblągiem – red.). Będzie potyczka na armaty, pojedynki szermiercze, następnie Wielki Mistrz Sierpiniecki przygotuje swoich wojów do spalenia wiosek i ataku na zamek. I to wszystko w dwie godziny – mówił przed inscenizacją Jerzy „Magnus” Stanecki. - Co roku spotykamy się w grupie zakręconych znajomych, by w spędzić w ten sposób czas z naszymi rodzinami. W ubiegłym roku zorganizowaliśmy inscenizację westernową, wcześnie była zabawa w klimatach PRL.
- Zaczęło się sześć, siedem lat temu od wspólnej gry w paintball, z czasem pojawiły się kolejne pomysły na wspólne spędzanie czasu – dodaje Wojciech „Fazi” Maliszewski, czyli Wielki Mistrz Wilkowieński.
Sami przygotowują stroje czy sprzęt do walki, sami też zbudowali trzy armaty, które podczas bitwy strzelały fajerwerkami. A po bitewnych emocjach zasiedli za stołami, by integrować się przy przygotowanym przez siebie jadle i napitkach.

- Nasi mężowie są bardzo dobrze zorganizowani i sami potrafią wszystko przygotować – śmieje się Małgorzata Stanicka, żona „Magnusa”. - Mają swoją pasję, wcielają się w różne role, my też się w to wciągnęłyśmy.
- Fajne jest to, że osoby, które mają już dorosłe dzieci, tak bardzo angażują się w przygotowanie atrakcji dla najmłodszych. Moje dzieci nie mogły się doczekać dzisiejszej bitwy, same, no może z drobną pomocą taty, przygotowały swoje stroje – dodaje Aleksandra Bieńkowska, jedna z uczestniczek bitwy.
- Trudno zliczyć, ile razy już się przebieraliśmy. Co roku jest inaczej, wszystko zależy od naszej wyobraźni – dodaje Robert Bieńkowski. - Takich spotkań jest o wiele więcej, nie tylko rodzinnych. Parę miesięcy temu mieliśmy wieczór bluesowy z cygarami i muzyką Tadeusza Nalepy. Planujemy wieczór artystyczny. Będziemy malować, czytać fragmenty wierszy, prozy, może ktoś coś sam napiszę na tę okazję. Pomysłów nam nie brakuje...