
To hobby, które można schować w torebce i zabrać ze sobą do parku, na plażę, do autobusu lub tramwaju. Bo dziergać można wszędzie. I nie jest to zajęcie – jak przez lata się utarło – dla siwiutkich staruszek. Dziś za druty i szydełka chwytają coraz młodsze kobiety (zobacz zdjęcia). Wełniane oczka "puszczają" także panowie, ale niechętnie się do tego przyznają. O zajęciu, które przeżywa renesans rozmawiamy z Moniką Kaszubską-Grajkowską.
- Co daje dzierganie?
Monika Kaszubska-Grajkowska: - Na pewno relaksuje i daje przyjemność.
- Ale pochłania mnóstwo czasu.
- Fakt, taki sweter, jakby dzień i noc robić, to dwa - trzy dni i gotowy, ale dzierga się w chwili wolnej. Trwa to więc dłużej.
- Ale można to robić w dowolnym miejscu.
- Coraz częściej widzi się osoby z drutami czy z szydełkiem w autobusie czy w tramwaju.
- Także w parku.
- Dziś [rozmowa toczyła się 13 czerwca w Parku Kajki] świętujemy Międzynarodowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych. Z kwadratów zrobionych na drutach i wydzierganych na szydełku powstanie kocyk dla podopiecznego Regionalnego Centrum Wolontariatu w Elblągu. Kilkanaście kwadratów już jest gotowych.
- W waszą akcję włączyło się wielu chętnych?
- O tak. Przyszły [i przyjechały, bo akcja połączyła się z "Odjazdowym Bibliotekarzem - red.] panie i dzieciaczki chętne do nauki. Jedna pięciolatka szczególnie mnie zachwyciła. Druty nie wypadały jej z palców i sprytnie jej szło.
- Panów nie było?
- Jeden, co prawda przyznał, że w szkole na zajęciach technicznych uczył się dziergania, ale spróbować z nami nie chciał. Panowie na ogół wstydzą się przyznać do takiego hobby.

- To nie była pierwsza akcja dziergania w miejscu publicznym, która odbyła się w Elblągu.
- Dwa lata temu robiłyśmy szalik dla Piekarczyka i to była fajna akcja, w którą wkręciło się dużo ludzi. Rok temu ubrałyśmy kamienną żabę na 1 Maja, a teraz dziergamy kocyk. Tegoroczna międzynarodowa akcja przyciągnęła rekordową ilość uczestników. Na specjalnej stronie internetowej zarejestrowano ponad 800 zgłoszeń z 59 krajów. Dołączyły m.in. Japonia i Wyspy Owcze. Jesteśmy więc światowe (śmiech).
- Trzeba mieć specjalne predyspozycje, by dziergać?
- Dziergać może każdy. Wystarczą chęci i cierpliwość.
- Jak długo ty dziergasz?
- Od dzieciństwa. Najczęściej swetry, czapki, kominy – w ubiegłym roku był na nie szał. Ale i skarpety, rękawice. To jednak wyższy stopień trudności, praca na pięciu drutach. Początkujący zaczynają od szalików. Wiadomo, że te zwężają się i rozszerzają, zmienia się ilość oczek. Ale z czasem można dojść do wprawy.
- Oczko lewe, oczko prawe. To trochę nudne.
- To tylko baza, ale ściegów jest mnóstwo i stale wymyślane są nowe.
- To tanie hobby?
- Jeśli wełnę kupuje się lumpeksach lub pruje się stare swetry, to tak.
- Dziergasz dla siebie czy na zamówienie?
- Dla siebie, dla rodziny, czasami na zamówienie. Teraz wraca moda na "wełniaczki", bo przez lata był przestój. Kiedyś w wełnę ubrani byliśmy od stóp do głów, ale robiło się na drutach czy na szydełku z konieczności. Potem takie ubrania były obciachem, a teraz ta moda powraca.