Rozmowa z Mirosławem Siedlerem, aktorem, dyrektorem artystycznym - elektem Teatru Dramatycznego.
Elbląski teatr nie wydaje się być wymarzonym miejscem dla człowieka, który pracował w telewizji czy radio.
Z tymi okolicami wiąże mnie wiele: urodziłem się w Olsztynie, a swoje życie zawodowe rozpoczynałem tu - w Elblągu - równo 20 lat temu. Wymarzone miejsce? Teatr może być w każdym miejscu, to tylko zależy od ludzi. Nie popadajmy w zaściankowość, nie obciążajmy się myśleniem kompleksami. Różne miejsca w Polsce od czasu do czasu pojawiają się jako centra kulturalne. Niejednokrotnie będąc w Warszawie, nie powiem, w których teatrach i na jakich spektaklach, miałem wrażenie, że nie jestem w stolicy, nie jestem w centrum kulturalnym, tylko wręcz przeciwnie. To, gdzie będzie prowinacja, zależy tylko od nas.
Pana doświadczenia z pracy m.in. w dziale promocji i marketingu może się przydać w Elblągu. Wydaje się, że potrzeby są spore, zwłaszcza jeśli chodzi o promocję teatru.
Szczególnie przez ostatnich 10 lat rzeczywistość zmieniła się do tego stopnia, że teatr musi również rywalizować z panującą dookoła komercją, musi mieć prężnie działający dział marketingu i informacji. Jeśli nie dotrzemy z informacją do widza, nie będziemy tego widza mieli, choćbyśmy zrobili najlepsze przedstawienie. Chcę, żeby każda pozycja z naszego repertuaru była "oprawiana" od strony medialnej i reklamowo-marketingowej.
Zapytam o spektakle wieczorne, których jest bardzo niewiele.
W jednym z teatrów, w którym pracowałem, mieliśmy taki slogan stosowany na wszystkich wydawnictwach. Teatr też musi mieć taki slogan, brzmiał on: "Do zobaczenia wieczorem". Staraliśmy się bardzo intensywnie przyzwyczajać widza, że wieczór to jest ta najlepsza pora zarówno dla widza, jak i aktora. Aktorzy wieczorem grają lepiej. To kwestia biologii i rytmu pracy. Jeśli jest potrzebna mobilizacja, będziemy grali spektakl wcześniej, ale będziemy też dawali szansę widzom, którzy chcą przyjść wieczorem i obejrzeć przedstawienie pełnowartościowe. Nie bójmy się tego określenia, bo uważam, że właśnie wieczorem gra się pełnowartościowe spektakle.
Z tymi okolicami wiąże mnie wiele: urodziłem się w Olsztynie, a swoje życie zawodowe rozpoczynałem tu - w Elblągu - równo 20 lat temu. Wymarzone miejsce? Teatr może być w każdym miejscu, to tylko zależy od ludzi. Nie popadajmy w zaściankowość, nie obciążajmy się myśleniem kompleksami. Różne miejsca w Polsce od czasu do czasu pojawiają się jako centra kulturalne. Niejednokrotnie będąc w Warszawie, nie powiem, w których teatrach i na jakich spektaklach, miałem wrażenie, że nie jestem w stolicy, nie jestem w centrum kulturalnym, tylko wręcz przeciwnie. To, gdzie będzie prowinacja, zależy tylko od nas.
Pana doświadczenia z pracy m.in. w dziale promocji i marketingu może się przydać w Elblągu. Wydaje się, że potrzeby są spore, zwłaszcza jeśli chodzi o promocję teatru.
Szczególnie przez ostatnich 10 lat rzeczywistość zmieniła się do tego stopnia, że teatr musi również rywalizować z panującą dookoła komercją, musi mieć prężnie działający dział marketingu i informacji. Jeśli nie dotrzemy z informacją do widza, nie będziemy tego widza mieli, choćbyśmy zrobili najlepsze przedstawienie. Chcę, żeby każda pozycja z naszego repertuaru była "oprawiana" od strony medialnej i reklamowo-marketingowej.
Zapytam o spektakle wieczorne, których jest bardzo niewiele.
W jednym z teatrów, w którym pracowałem, mieliśmy taki slogan stosowany na wszystkich wydawnictwach. Teatr też musi mieć taki slogan, brzmiał on: "Do zobaczenia wieczorem". Staraliśmy się bardzo intensywnie przyzwyczajać widza, że wieczór to jest ta najlepsza pora zarówno dla widza, jak i aktora. Aktorzy wieczorem grają lepiej. To kwestia biologii i rytmu pracy. Jeśli jest potrzebna mobilizacja, będziemy grali spektakl wcześniej, ale będziemy też dawali szansę widzom, którzy chcą przyjść wieczorem i obejrzeć przedstawienie pełnowartościowe. Nie bójmy się tego określenia, bo uważam, że właśnie wieczorem gra się pełnowartościowe spektakle.
rozmawiała Joanna Torsh