Dziś (8 marca) mija 500 lat od najazdu krzyżackiego na Elbląg. O historycznych wydarzeniach, w których istotną rolę odegrał słynny Piekarczyk, rozmawiamy z Wiesławą Rynkiewicz-Domino z Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu. Zapraszamy na spacer z historią i opowieść o uśpionym mieście, które o mały włos nie zostało zdobyte przez Zakon... Zobacz zdjęcia miejsc związanych z krzyżacką napaścią.
Kawałek kontekstu
Zanim spojrzymy na sam Elbląg, nie sposób nie nakreślić najpierw tła polsko-krzyżackiego konfliktu.
- Trzeba przypomnieć, że po drugim pokoju toruńskim, który ostatecznie przypieczętował przynależność ziem, nazwanych później Prusami Królewskimi, do Korony Polskiej, jego postanowienia były cały czas kwestionowane przez mistrzów Zakonu – opowiada Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Konflikt stopniowo narastał, szczególnie gdy ostatnim mistrzem Zakonu Krzyżackiego został Albrecht von Hohenzollern, notabene krewniak Jagiellonów. Nie ukrywał on, że dąży do konfrontacji. W 1514 roku rozpoczął przygotowania do wojny, oczywiście strona polska także, chociaż nieco ospale. W grudniu 1519 r., podczas zjazdu stanów pruskich i sejmu w Toruniu postanowiono o wypowiedzeniu wojny Zakonowi. To był początek ostatniej wojny polsko-krzyżackiej – zaznacza.
Wiesława Rynkiewicz-Domino podkreśla, że w Sylwestra 1520 r. Krzyżacy zajęli Braniewo, co stanowiło już znaczące niebezpieczeństwo dla Elbląga. Z kolei strona Polska zajęła Pasłęk, który znajdował się na ziemiach krzyżackich.
- W tamtym czasie to był dobrze ufortyfikowany punkt, samo oblężenie zajęło kilka miesięcy. Kiedy w kwietniu 1520 r. Pasłęk się poddał, Elbląg natychmiast rozpoczął starania o zgodę na rozebranie zamku i murów miejskich, żeby wyeliminować ewentualne zagrożenie z tej strony w przyszłości. Ostatecznie zgodę na rozbiórkę otrzymano dopiero w styczniu 1521 roku. Warto więc pamiętać, że Pasłęk brak bardziej imponujących fortyfikacji z epoki zawdzięcza elblążanom – komentuje Wiesława Rynkiewicz-Domino.
Co było dalej? Działania wojenne były coraz bardziej intensywne, celem Krzyżaków było zajęcie całej Warmii i odzyskanie utraconych ziem tworzących polskie Prusy Królewskie. Celem strony polskiej była wręcz likwidacja państwa zakonnego, w maju rozpoczęło się oblężenie Królewca. Prawie przez cały 1520 rok oprócz działań wojennych trwały intensywne zabiegi dyplomatyczne obu stron z udziałem m. in. książąt Rzeszy, papiestwa, Danii, króla Czech, Węgier, Litwy Wasyla III i innych.
- To osobna fascynująca historia. Zainteresowanych odsyłam do świetnych opracowań dotyczących tego okresu prof. Mariana Biskupa. Elbląg jako jedno z wielkich miast pruskich brał czynny udział w tych zmaganiach, ale początkowo rozgrywały się one z dala od miasta. Momentem krytycznym było dotarcie zorganizowanych przez książąt Rzeszy wojsk zaciężnych aż pod Gdańsk – mówi Wiesława Rynkiewicz-Domino.
"Hulaj dusza, piekła nie ma"
Wojska miały wspomóc księcia Albrechta w zajęciu całej Warmii, ale zostały zatrzymane przez oddziały polskie. Wielkiemu mistrzowi Albrechtowi zwyczajne zabrakło pieniędzy na dalszą ofensywę. W związku z tym zgodził się na przygotowania do rozmów o ewentualnym rozejmie.
- Jesteśmy w tym momencie na początku 1521 r. Rokowania planowano na 10 marca w Prabutach – opowiada Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Albrecht chciał w ostatniej chwili przed rozmowami zdobyć Elbląg, żeby móc więcej uzyskać w czasie rokowań. Dlaczego Elbląg? Do Królewca dotarły wiadomości, że w mieście panuje pewne rozluźnienie, dodatkowo ma ono słabą obsadę, więc jest szansa na jego zajęcie. Musimy pamiętać, że był to wówczas jeden z głównych ośrodków portowych i ważny punkt gospodarczy, z Elbląga kontrolowano ważne szlaki wodne i lądowe. Zdobycie miasta niezwykle wzmocniłoby Zakon – podkreśla kustosz elbląskiego muzeum.
Von Hohenzollern zorganizował grupę dwóch tysięcy zaciężnych pieszych i wysłał ich w kierunku Elbląga. Powędrowali przez zdobyte wcześniej Braniewo, lasami Wysoczyzny Elbląskiej dotarli pod związane wówczas z Elblągiem Tolkmicko. Zajęli je 7 marca.
- Mogłoby się wydawać, że jest to już tak blisko Elbląga, że oddział 2 tysięcy mężczyzn powinien wzbudzić jakiś alarm w mieście. Pomimo doniesień okolicznych, zatroskanych mieszkańców zagrożenie całkowicie zlekceważono. Niektórzy historycy interpretują to tak, że nie przejmowano się zagrożeniem ze względu na zapowiedziane rokowania pokojowe: „hulaj dusza, piekła nie ma”. Przypomnijmy, że Tolkmicko od Elbląga dzieli ok. 20 km.
Śpiące miasto
Około północy z 7 na 8 marca Krzyżacy byli już pod Elblągiem. Wysłali przeszpiegi, by sprawdzić, co się dzieje w mieście. W historycznych zapisach pozostały informacje, że dostrzegli w Elblągu śpiących żołnierzy „pilnujących bram”, poza tym żadnego większego ruchu. Zdecydowano, by rankiem 8 marca Elbląg zaatakować.
- Do dzisiaj zastanawiam się, jak to było możliwe – mówi Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Można było lekceważyć doniesienia o dużym, zbrojnym oddziale. Jednak ten oddział zatrzymał się na wysokości kościoła Bożego Ciała. Część zbrojnych była jeszcze bliżej murów, na wysokości cegielni, która w tym czasie była w rejonie dzisiejszej ulicy Teatralnej. Jak można było z tej odległości nie dostrzec ruchu wojsk? Warto wybrać się na spacer i zobaczyć, czy od kościoła Bożego Ciała lub z Teatralnej nie widać Bramy Targowej, by mieć wyobrażenie, jak mała była to odległość...
Niektóre zapisy mówią, że atak rozpoczął się o 8 rano, czyli w biały dzień. Nadal jednak nie podejmowano działań obronnych w mieście.
Jak przedstawiał się teren dzielący Krzyżaków i elblążan? Mieszczan bezpośrednio chroniła Brama Targowa, która zachowała się do dziś, była ona częścią wewnętrznych obwarowań. Przed nią była fosa, a jeszcze dalej od miasta brama zewnętrzna (zwana też „potrójną”, bo była wzmocniona dwiema basztami po bokach), zdobyta przez Krzyżaków niemal z miejsca. Ta brama znajdowała się przy dzisiejszej ul. Stoczniowej, gdzie wiele lat później stanął biurowiec zakładów Schichaua. W skrócie: najpierw była „nasza” (stojąca do dziś) Brama Targowa, później pas ziemi, potem ok. 20 m fosy i kolejny mur obronny z zewnętrzną Bramą Targową (w okolicach południowej ściany późniejszego biurowca).
Wiesława Rynkiewicz-Domino wskazuje, że mury obronne przy zewnętrznej bramie były niekompletne, stąd łatwo było sforsować tę część obwarowań. Odbyło się to niejako z marszu.
Fart z furtą
- Ze względu na postać Piekarczyka najbardziej interesuje nas próba zdobycia wewnętrznej bramy, to ona otwierała bezpośrednio wejście na Stare Miasto – mówi Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Do pierwszego ataku rzucono 300 zaciężnych, na czele których stał dowódca Knebel. Drugim dowódcą był rycerz Zakonu: Kasper von Schwalbach. Dotarcie Krzyżaków pod wewnętrzną bramę Targową wreszcie "obudziło" obrońców. Obrona Elbląga stała się dramatyczna, tym bardziej, że nie udało się zamknąć furty w wewnętrznej bramie. To przez nią prowadzono atak zaciężnych, ustawiono tam także armatę, która ostrzeliwała Stary Rynek. - W tym momencie pojawia się nasz bohater, czeladnik piekarski, który z nadzwyczajną przytomnością umysłu przeciął linę podtrzymującą furtę. Ta, spadając, przygniotła akurat zakonnego dowódcę, Schwalbacha. I to był początek końca szturmu. Walka zaczęła się o 8 rano, a podobno ok. 11 było już po wszystkim – opowiada kustosz.
Oddziały atakujące miasto próbowały też obejść mury i zaatakować od strony Bramy Kowalskiej, tam jednak obrona miasta była już w pełnej gotowości. Agresorom nie udało się tamtędy przebić, a znaczenie w ich niepowodzeniu miało również to, że poważnie ranny został drugi dowódca.
Jaki był bilans ofiar? Padło 15 walczących po stronie krzyżackiej, 16 po stronie elbląskiej, nie licząc rannych.
- Zastanawiające jest to, że już następnego dnia urządzono uroczysty pogrzeb, który oprócz uczczenia poległych, miał pewną siłę propagandową – mówi Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Chciano pokazać: „tu czcimy naszych bohaterów”. Na szczęście atak krzyżacki trochę przeraził i zmotywował stronę polską, bo naprawdę niewiele brakowało, by Elbląg został zdobyty. W dodatku nie dlatego, że słaba była obsada miasta, choć ona też była niewystarczająca, ale ze względu na ewidentne zaniedbania... Zwróćmy uwagę na to, że dziś, słuchając opowieści o Piekarczyku, nigdy się nad tymi zaniedbaniami nie zastanawiamy. Skupiamy się na rezolutnym bohaterze, który ratował Elbląg bez względu na okoliczności – podkreśla.
Ile legendy, ile prawdy?
Dziś często mówimy (również w kontekście hasła przewodniego obchodów 500-lecia historycznych wydarzeń) o „Legendzie o Piekarczyku”. Legenda to nie historia... Czy można więc poddawać w wątpliwość rzeczywisty wkład czeladnika w obronę Elbląga i traktować go jako legendę właśnie?
- Może to słowo „legenda” traktowane jest jak jakiś zastępczy termin – zastanawia się Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Fakt uruchomienia zabezpieczenia furty przez czeladnika piekarskiego został kronikarsko odnotowany, to zdarzenie miało miejsce. Jednak opowieść o tym nieznanym nam z nazwiska człowieku stała się z czasem mitotwórcza. Rada Miejska w Elblągu co roku, 8 marca organizowała jakąś formę wspomnienia tego zwycięstwa. Akcentowanie rangi obrony Elbląga zaczęło się właściwie natychmiast, a łopata Piekarczyka, upamiętniająca jego bohaterski czyn, wisiała na Bramie Targowej do 1819 r. Wydaje się, że znaczenie ma tu aspekt psychologiczny: Piekarczyk szybko stał się pretekstem do przysłonięcia całej sytuacji związanej z zaniedbaniami w obronie miasta – podkreśla Wiesława Rynkiewicz-Domino. Innymi słowy: lepiej wyeksponować bohatera niż skupiać się na tym, że z własnej winy niemal straciliśmy miasto.
Warto dodać, że na obronie Elbląga, mimo wszelkich zaniedbań, skorzystało samo miasto i jego włodarze. Elbląg otrzymał prawo składu i wolnego handlu z trzema powiatami północnego Mazowsza.
- Ktoś mógłby powiedzieć, że cóż to za bohaterski akt, że ktoś przeciął linę, spadła furta itd. Jednak miało to znaczący wpływ na tamte wydarzenia, a jako legendę zaczęliśmy to traktować z naszego współczesnego punktu widzenia – mówi Wiesława Rynkiewicz-Domino. - Być może również dlatego, że w języku polskim „piekarczyk” ma konotacje z młodym chłopcem, nawet taki model został wybrany dla pomnika elbląskiego bohatera. Jednak czeladnik musiał być przynajmniej młodym mężczyzną – zaznacza.
„Nowa” starówka wciąż świadczy o historii
Efektem najazdu było m. in. ostrzelanie Starego Miasta. Polski król, Zygmunt I Stary, poważnie przestraszył się, że może utracić Elbląg, więc szybko podjęto kroki zabezpieczające. Tym bardziej, że wielki mistrz Albrecht von Hohenzollern gromadził dodatkowe zaciężne wojska i można było realnie zakładać, że szturm zostanie wznowiony. Usunięto wtedy w Elblągu drewnianą zabudowę z okolic bram, żeby oczyścić przedpole, co ułatwiało obronę przed ewentualnym najazdem.
Dobrze przyjrzeć się otoczeniu Bramy Targowej współcześnie: oczywiście jest ona bardzo „samotna”, pozbawiona przylegających do niej murów obronnych.
- Dla współcześnie odwiedzających bramę, taka samotnie stojąca wieża z czerwonej cegły nie kojarzy się z elementem obronnych murów. Dawniej te mury, wraz z gankiem, były jednak obecne i zapewniały obronę.
Echa tamtych czasów można dostrzec w Elblągu nawet dziś, choć są one może mniej oczywiste niż Brama Targowa. Trzeba jednak umieć odpowiednio patrzeć...
- Gdy popatrzymy na nieco pustawą ulicę Wałową, możemy skojarzyć, że powstała ona na wzdłuż pierwszej linii murów obronnych, obok zasypanej fosy. – tłumaczy Wiesława Rynkiewicz-Domino. Inną sprawą jest teren Galerii EL, czyli dawnego klasztoru dominikanów. Mur klasztoru kończył miejskie zabudowania, a dzięki ówczesnym przepisom wiemy, w jakiej odległości znajdował się właściwy mur obronny miasta.
- Był przepis, że od miejskich zabudowań do muru musiało być zachowane ok. 9 m odległości, celem zapewnienia odpowiedniego przejścia. Bardzo pilnowano zachowywania tego przyjazdu. Dziś mówi się, że kiedyś budowano, jak chciano. To mit. Normy budowlane były obecne także dawniej – zaznacza kustosz elbląskiego muzeum.
„Szpieg, który mnie kochał”
Na koniec: W związku z rocznicą obrony miasta przed Krzyżakami dobrze byłoby nawiązać do obchodzonego dziś Dnia Kobiet, trzeba jednak przyznać, że panie, które miały znaczący udział w tamtych wydarzeniach, nie są, niestety, pozytywnymi bohaterkami historii. Główny szpieg – Michał Borcht - sondujący przed najazdem sytuację w Elblągu, przebywał w Królewcu, ale kontaktował się w celu zdobycia informacji ze swoją żoną i matką, elblążankami. Panie za zdradę spotkała stosunkowo niewielka kara, bo zostały po prostu wygnane z miasta.
Najazd na Elbląg był, jak już wspomniano, ostatnim ważnym epizodem wojny z Zakonem. W Toruniu podpisano czteroletni rozejm. Był wtedy kwiecień 1521 r., a cztery lata później, na krakowskim rynku, doszło do sekularyzacji Zakonu.
A skoro wiosna się zbliża i możemy spodziewać się cieplejszych dni, warto samemu przejść się po współczesnej elbląskiej starówce i wyobrazić sobie, jak to 500 lat temu miasto broniło się przed Krzyżakami...