
Sala kinowa była wypełniona amatorami archiwalnych filmów o naszym regionie, wyświetlanych w ramach cyklu „Elbląg na dużym ekranie”. Podczas wczorajszego (25 stycznia) wieczoru widzowie mieli okazję obejrzeć kawałek historii Ziemi Elbląskiej sprzed kilkudziesięciu laty. O seansach rozmawialiśmy z Juliuszem Markiem, prowadzącym te spotkania.
Juliusz Marek: – Pomysł narodził się kilka lat temu, kiedy po wielu latach starań udało się przekopiować filmy z taśmy celuloidowej na nośniki cyfrowe, czyli zdigitalizować – to tak brzydko się mówi. Prezydent Henryk Słonina przeznaczył na to środki i dzięki temu jeszcze za życia Stefana Muli [dokumentalisty, który przez dziesięciolecia uwieczniał na taśmie filmowej momenty historyczne Elbląga, a także życie codzienne jego mieszkańców – przyp. red.] udało się wszystkie najcenniejsze filmy przenieść na nośniki cyfrowe. Obecnie znajdują się w Muzeum elbląskim, w Telewizji Elbląskiej i jeden komplet filmów miał pan Stefan Mula. Z panem Stefanem pracowaliśmy przez dwa lata nad tym, żeby obejrzeć filmy. Dzisiaj nie oglądaliśmy filmów, które nakręcił w latach 60-tych w Amatorskim Klubie Filmowym Jantar. I to są bardzo cenne filmy realizowane przez elblążan i dla elblążan. Chociaż zarzucano, że to były takie oficjałki, ale pamiętajmy, że w tamtych czasach, w latach 60-tych, 70-tych kupienie taśmy filmowej graniczyło z cudem, wszystko było reglamentowane, a taśma filmowa szczególnie. Filmowcy nie mogli normalnie, ot tak sobie chodzić, po ulicy i filmować, gdyż pilnowała milicja i można było mieć nieprzyjemności. A oprócz tego, żeby zaistnieć, filmowiec musiał realizować zlecenia mecenasa, czyli państwa. Musiał filmować pochody pierwszomajowe, różne uroczystości. Dopiero niejako przy okazji, oprócz takich oficjalnych wydarzeń, zajmowano się pokazywaniem Elbląga i uroków Starego Miasta.
Pomysł się narodził sam z tego, że mamy niezwykły zbiór, który można zgromadzić i spisać jako filmotekę elbląską. A oprócz tego dochodzą takie kwiatki, jakie dzisiaj oglądaliśmy, a więc filmy, które odpowiednio opisane i sfabularyzowane opowiedzą nam historię Elbląga i Ziemi Elbląskiej sprzed kilkudziesięciu laty, a nawet stu lat, czyli coś, czego już nie zobaczymy nigdy i czego się już w inny sposób nie dowiemy.
– Największe wrażenie zrobił na mnie film o problemach Żuław w czasach PRL-u, z 1987 roku. Co ciekawe, mimo upływu blisko 30 lat nie stracił wiele na aktualności, zwłaszcza biorąc pod uwagę zeszłoroczną powódź, jaka nawiedziła Elbląg i okolice.
– Wszyscy znawcy Żuław mówią, że powódź na tych terenach jest zbawienna. Dlaczego? Dlatego, że każda powódź wywołuje reakcję. Im większa powódź, nieszczęście, tym większa mobilizacja. Kiedy w 1888 roku przerwało wał Nogatu i zalało całe Żuławy od Malborka po Elbląg, rząd – wówczas pruski – uregulował cały Nogat, odcięto dopływ Wisły i połączono śluzą, a następnie przekopano Wisłę do samego Bałtyku. Taka wielka inwestycja przez jedną powódź. Powódź z 1983 roku, która była pokazana w filmie, również wywołała reakcję rządu PRL-u. Powstał plan zagospodarowania przestrzennego Żuław, wzmocniono całe wały czołowe Nogatu i wykonano bardzo duże inwestycje. Ta powódź, która wydarzyła się w zeszłym roku, była niewielką powodzią, ale ona też wszczęła dyskusję. Każda powódź jest zbawienna dla Żuław, ponieważ oprócz tego, że niesie ze sobą klęski, mobilizuje do tego, żeby wziąć się za Żuławy.

Podczas wczorajszego wieczoru wyświetlono trzy filmy. Wśród nich znalazł się film zatytułowany „Dawne Prusy” z 1936 roku, do którego muzykę skomponował Janusz Jędrzejewski. Życie codzienne w dawnych Prusach Wschodnich ukazane zostało przez pryzmat rzemieślników, którzy prezentowali proces tworzenia dywanów, tkanin, czy kieliszków.
Kolejnym filmem był odcinek „Kronik wojennych” – rosyjski film propagandowy, w którym pokazano sceny ze zdobywania Elbląga w styczniu i lutym 1945 roku.
Natomiast „Polskie Kroniki Filmowe” (cz. 43) opowiadały o problemach Żuław w czasach PRL-u, m.in.: powodziach, braku spójnej polityki rolnej, a także odbudowie tożsamości mieszkańców tego regionu.
Juliusz Marek zdradził nam, że najprawdopodobniej kolejne spotkanie poświęcone będzie miastu Królewiec, które niegdyś należało do Prus Wschodnich, a przez elblążan jest mało znane.