- Nie graliśmy koncertów od ponad roku, po to, żeby nagrać tę płytę, żeby skupić się wyłącznie na niej. Czerpię dużo radości z faktu, że wreszcie mogę zagrać te piosenki na żywo - mówi Kasia Lins, która w najbliższy piątek (17 października) zagra koncert w Elblągu. Rozmawiamy o jej najnowszym albumie "Omen", muzycznych inspiracjach i podejściu do tworzenia.
- Jesteś świeżo po wydaniu kolejnego albumu, dla artysty to zawsze mocne doświadczenie. Jak z zespołem przeżywacie ostatnie spotkania z publicznością, kiedy prezentujecie nowy materiał?
- Początkowo było to dla mnie egzotyczne doświadczenie, bo nigdy wcześniej w mojej tak zwanej karierze nie zdarzyło mi się grać koncertu, na którym prezentowałam piosenki przedpremierowo. Początek był więc nerwowy, bo niewiedza o tym, jak ludzie zareagują, albo jak ja będę się czuła grając je po raz pierwszy, była stresująca, jednak odbiór był fantastyczny. Sytuacja była kompletnie inna niż dotychczas, bo przyzwyczaiłam się już do tego, że ludzie na koncercie dośpiewują piosenki razem ze mną. Ta cisza i samo wsłuchiwanie się uczestników koncertu w utwory było dla mnie ciekawe, nowe. Gdy zagraliśmy koncert już po wydaniu płyty, to wróciła ta dawna energia i jednak za taką tęskniłam najbardziej.
- Teraz na koncertach koncentrujecie się na "Omenie", czy wracasz do wcześniejszej twórczości?
- Wracamy również do wcześniejszych utworów, żeby zbudować pewną dramaturgię. Chcieliśmy też grać dłuższe koncerty niż dotychczas, w związku z tym gramy prawie cały "Omen" i część piosenek z poprzedniej płyty "Moja Wina", które, jak się okazuje, dobrze się kleją z nowym materiałem, dobrze z nim korespondują. Gramy też "Wiersz Ostatni" z jeszcze wcześniejszej płyty o tym samym tytule. Poza tym ja te starsze utwory nadal "czuję", nadal są dla mnie w pewien sposób aktualne. Dodam, że w Elblągu i Sztumie koncerty będą wyjątkowe, zagram w duecie z Karolem Łakomcem, przygotowujemy takie minimalistyczne aranże akustyczne, czego wcześniej nie robiliśmy. Od kilku dni próbujemy grać takie wersje i dzięki temu poznajemy te piosenki na nowo. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do dość „gęstych" aranżacji, dlatego dla nas to nowość, zostawienie jedynie melodii i harmonii, oczyszczenie utworu z tego, co go otaczało.
- W Twoich kolejnych albumach widać przejście od tekstów po angielsku do śpiewania w języku polskim. Z czego ono wynika?
- Odeszłam od moich angielskich prób, bo teraz już wiem, że najlepiej czuję się pisząc po polsku. Jedynie w tym języku potrafię ująć swoje myśli najtrafniej. Na co dzień nie posługuję się angielskim i nawet jeśli mówię w tym języku, to nie znam jego trików, "wnętrzności". Może powróci taka chęć, by pisać teksty po angielsku, ale na razie jej nie ma.
- Zostając jeszcze przy tekstach, jak jest w Twoim przypadku, najpierw jest tekst czy muzyka?
- Zazwyczaj najpierw jest muzyka, baza harmoniczna instrumentu do której dokładam melodię. Tekst jest pisany później, rzadko się zdarza, że zacznę przygotowanie utworu od słów. W przypadku ostatniego albumu tylko tekst Jerzego Pilcha przy piosence "Ani Amen" był wcześniej niż muzyka, z oczywistych względów. Myślę, że nie mam jakiegoś schematu pracy, który sobie wypracowałam i którego bardzo ściśle się trzymam. Na różnych etapach życia mam potrzebę odmiennego podejścia, czasem piosenka wychodzi od gitary, na której gra Karol Łakomiec, czasem od fortepianu, czyli mojego bazowego instrumentu. Chyba ten element najbardziej wpływa na to, co się dzieje dalej. Tekst powstaje zwykle do aury, którą słyszę w instrumentalu. Nastrój muzyki może nie całkiem determinuje temat, ale tworzy przestrzeń, w jakiej chcę się poruszać pisząc tekst.
- Czy występowałaś już w Elblągu albo miałaś okazję tu być z jakiegoś innego powodu?
- Nigdy nie grałam w Elblągu, to będzie dziewicza sytuacja dla mnie i dla publiczności. Nigdy też w tym mieście nie byłam, chociaż studiowałam przez pięć lat w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Pamiętam jak koledzy ze studiów jeździli do Elbląga grać koncerty i jamy, ale ja sama nigdy tam nie dotarłam.
- Może to będzie pierwsza z wielu wizyt?
- Mam nadzieję, to zależy oczywiście od przyjęcia publiczności (śmiech). Jak to spotkanie będzie przyjazne, a myślę, że tak będzie, nie zakładam innej opcji, to będę chciała do Elbląga wracać.
- Czasem odwołujesz się do jakiegoś konkretnego wiersza, gdzie indziej w wywiadzie przyznajesz, że inspirowało Cię Twin Peaks. Na jednym krążku odnosisz się do religijnej stylistyki, a gdzie indziej są obecne mity. Jest jakiś wspólny mianownik dla rzeczy, które Cię inspirują w tworzeniu muzyki?
- Tak, myślę, że najbardziej pociągają mnie psychodeliczne filmowe światy, które staram się jakoś przenieść do moich piosenek. To nie jest konkretny twórca, konkretne dzieło. Oczywiście Lynch był mocną postacią mającą wpływ na kształt poprzednich płyt, jakoś się już we mnie utarł, jego świat jest we mnie silnie zakorzeniony, nie tylko przez Twin Peaks. Oglądam wiele filmów, mam swoich ulubionych reżyserów, jak choćby Sorrentino, ale niekoniecznie czerpię z nich liczne inspiracje dla muzyki. Co do innych spraw, o których wspomniałeś, to w tej kościelnej aurze też jest dla mnie coś wyczuwalnego, co działa na wiele moich zmysłów, stąd potrafię to ulokować w moich piosenkach
- Co jeszcze ogląda, co czyta, czego słucha Kasia Lins w 2023?
- Teraz bardzo cierpię, że nie ma mnie na festiwalu Camerimage, który się rozpoczął dwa dni temu, a zbiegł się z naszym najbardziej intensywnym tygodniem koncertowym. Staram się regularnie chodzić do kina, sprawdzać wszystkie nowości, to już mój rytuał. Nawet samotnie, to dla mnie rodzaj medytacji. Pilnuję się, żeby nie poprzestawać na oglądaniu Netflixa, bo streaming to jednak inne doświadczenie, niepełny odbiór filmu, niepełne skupienie. Wracam często do starych rzeczy, do Polańskiego, do Buñauela... Od zeszłego roku do Kena Rusella, który chyba jednak był mocną inspiracją dla "Omenu". Co do lektur, czytam bardzo różne, niepowiązane ze sobą powieści. Wiele książek czeka na mnie na "stosie wstydu", bo lista nieprzeczytanych w stosunku do czasu wciąż się wydłuża. Teraz sprawdzam Jona Fossego, niedawnego noblistę, bo wcześniej nie znałam jego powieści. Stylistycznie przypomina mi Thomasa Bernharda, a to dobrze wróży. A czego słucham? Z tym jest różnie, jednak gdy robię swoją płytę, staram się nie słuchać rzeczy, które by mogły bezpośrednio na mnie wpłynąć, nie słucham artystów, którym zazdroszczę, że wydali takie piękne płyty. W takich momentach skupiam się na rzeczach, które nie mają z moją muzyką wiele wspólnego, np. starych, britpopowych czy deampopowych utworach. Z tych brzmień i tak nie będę korzystać robiąc album, ewentualnie z ich atmosfery, np. z kawałków Cocteau Twins, The Cure...
- W mediach społecznościowych nie stronisz od wyrażania swoich poglądów. Ta rzeczywistość społeczno-polityczna, do której się tam odnosisz wpływa jakoś na Twoją twórczość? Czy np. "Omen" byłby innym albumem, gdyby powstawał po 15 października?
- Nie, zasadzam się w muzyce na tematach, które mocno dotyczą relacji. Rzeczywistość społeczna niekoniecznie ma na moją muzykę wpływ, do „publicystyki" wykorzystuje raczej social media, za co oczywiście mi się obrywa. Niekiedy radykalne, agresywne reakcje powodują jednak, że mam coraz mniejszą ochotę na branie w tym czynnego udziału. Ta rzeczywistość społeczno-polityczna znalazła odzwierciedlenie w pojedynczych utworach jak "Koniec Świata" z płyty "Moja Wina" czy w "Aniele" z "Omenu", który też jest jakimś moim socjologicznym wtrętem, obserwacją...
- ... nawiązującym choćby do sprawy Romana Polańskiego.
- Między innymi. Rzeczywiście taka rewolucyjna cancel culture jest czymś, co mnie silnie przeraża. Stąd piosenka „Anioł". Z drugiej strony, to też jest utwór o relacji, o rodzaju uwielbienia, miłości do twórcy, którego jesteśmy w stanie bardzo szybko "zabić".
- Co, oprócz trasy i promocji nowej płyty, dzieje się teraz u Ciebie muzycznie? Ewentualnie – jakie masz plany po zakończeniu Zabójczej Trasy?
- Już coś szykuję, ale nie jest to na tyle sprecyzowane, nie nabrało takiego kształtu, żeby o tym opowiadać. Teraz rzeczywiście chcę się sfokusować na trasie, bo czekałam na nią bardzo długo. Nie graliśmy koncertów od ponad roku, po to, żeby nagrać tę płytę, żeby skupić się wyłącznie na niej. Czerpię dużo radości z faktu, że wreszcie mogę zagrać te piosenki na żywo. Myślę oczywiście o tym, co będzie później, myślę również o tym, żeby stworzyć nowe wersje utworów, które już są, ale nie chcę wdawać się w szczegóły. Ale jakaś myśl już się rodzi, mam jakieś dążenie, u mnie zawsze tak jest, bo muszę mieć cel, to pomaga mi funkcjonować w tym świecie.
rozmawiał Tomasz Bil
Koncert Kasi Lins w Bibliotece Elbląskiej odbędzie się w piątek, 17 listopada o godzinie 20, drzwi dla widzów i kasa będzie otwarta o godzinie 19:30. Bilety są wciąż do nabycia w przedsprzedaży w systemie sprzedaży Going.
Organizatorami wydarzenia jest Firma W Moich Oczach, we współpracy z Biblioteką Elbląską i przy pomocy Stowarzyszenia Kulturalnego „Co jest?”.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym koncertu.