UWAGA!

„Napisz na priv”

 Elbląg, „Napisz na priv”

Rozmowa z Agnieszką Krawczyk, autorką książki „Napisz na priv” wydawnictwa SOL. Ta książka rozśmiesza czytelników w całej Polsce i cieszy się rosnącą popularnością. Autorka bywa w naszym mieście i przy okazji niedawnej wizyty udało mi się zadać jej kilka pytań…

Z czym kojarzy się Pani Elbląg?
      
Agnieszka Krawczyk: – Wiem, że pierwszym skojarzeniem powinien być Kanał Elbląski albo Bażantarnia, ale co ja mogę na to poradzić, że Elbląg kojarzy mi się przede wszystkim z moim ulubionym i nieodżałowanym piwem EB? Kiedy zakończono produkcję, przestałam pić piwo, bo już żadne mi nie smakuje.
      
       Lubi Pani tylko duże miasta, takie jak Kraków, czy takie miasteczka, jak Elbląg, również Panią pociągają?
      
– Nie uważam wcale, że Elbląg jest „miasteczkiem”. Mnie bardzo się tu podoba, to miasto ma swój niepowtarzalny charakter (wielką rolę odrywają tu zapewne mgły, które widziałam na Bulwarze Zygmunta Augusta). Myślę, że Elbląg jest trochę niedocenionym miastem – Trójmiasto znają i podziwiają wszyscy, ale nie wszyscy mają „parę”, by pojechać trochę dalej i zobaczyć Elbląg.
      
       Czy czytelniczki „Napisz na priv” spoza Krakowa zrozumieją Pani książkę tak, jak Pani by sobie tego życzyła? Sporo w niej przecież aluzji do Krakowa, wiele się dzieje właśnie w tym mieście.
      
– Mam nadzieję. Ja bardzo kocham swoje miasto i z upodobaniem piszę o Krakowie. Zauważyłam zresztą, że ostatnio panuje moda na opisywanie w powieściach swoich „małych ojczyzn” – z powodzeniem robi to Marek Krajewski przedstawiający w swoich kryminałach Wrocław, czy Monika Szwaja umieszczająca akcję w Bydgoszczy. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to szowinistycznie, ale Warszawa nie musi być tłem każdej książki, są też inne miasta. Z drugiej strony nie chciałam tworzyć przewodnika turystycznego po Krakowie, powieść miała mieć swoje „tu i teraz” w moim rodzinnym mieście, ale nie zmierzałam zanudzić czytelnika męczącym opisem atrakcji Krakowa.
      
       Pisząc książkę, na pewno wyobraziła sobie Pani odbiorcę. Kim ona (a może on?) jest, jaka jest?
      
– Tak. Myślałam o kobiecie podobnej do siebie – umiarkowanie młodej, mającej marzenia, pragnienia, cele życiowe, ciekawej świata i ludzi, obserwującej rzeczywistość. Może trochę zmęczonej „zwyczajnym życiem” – pracą, domem, rodziną. Kobiecie z poczuciem humoru, która chce się śmiać, na chwilę oderwać się od codziennych małych i większych trosk.
      
       Przy „Napisz na priv” można śmiać się do łez. Ale przecież życie młodej mamy nie zawsze jest takie proste…
      
– No właśnie nie jest proste. Czasami bywa dosyć trudne, ale chciałam pokazać, że, jak to było w „Żywocie Briana” Monty Pythona, „zawsze trzeba widzieć jasną stronę życia”. Większość frustrujących nas sytuacji ma swoje drugie, zabawne dno i nierzadko da się je wydobyć, i tym samym „rozśmieszyć” problem. Ja często tak robię.
      
       Pisząc tę książkę, chciała Pani coś powiedzieć matkom? Że macierzyństwo nie musi być monotonne i jednoznaczne, a może coś innego?
      
– Macierzyństwo ma wiele wymiarów: jest radością i wielkim szczęściem, ale też nie jest wolne od wielu lęków i trosk. Mam wrażenie, że kolorowa prasa kobieca, także internet stara się lansować obraz „idealnej matki”, takiej, która nie ma żadnych słabości, nie przeżywa zwątpień. Wielokrotnie na forach internetowych czytałam epitet „wyrodna matka”, gdy dziewczyna zamierzała szybko wrócić do pracy lub nie czuła się na siłach gotować codziennie dla dziecka zupki i chciała podać słoiczek. Uważam, że nie powinno się ferować tak jednoznacznych ocen – każda z nas jest inna: jedna spełnia się w wychowaniu dziecka, druga płacze za pracą. Chciałam pokazać, że można być dobrą matką, kochającą swoje dziecko, nie będąc jednocześnie „idealną panią domu”, a nawet wręcz przeciwnie: lekką flądrą z zanikiem wyrzutów sumienia o nieumytą podłogę w kuchni.
      
       W dziale „Jej Portel” często piszemy o trudnościach, które młoda mama musi pokonać. Jak się Pani wydaje, co jest dla „początkującej matki” najtrudniejsze?
      
– Z moich obserwacji wynika, że najtrudniejszy jest moment konfrontacji naszych wyobrażeń o macierzyństwie, projektów, jak to będzie wyglądało, z rzeczywistością. Niby człowiek wie, że nie będzie przesypiał nocy, ale piętnasta bezsenna noc pod rząd sprawia, że zaczynamy czuć się kiepsko. Najtrudniejsze jest po prostu oswojenie nowej sytuacji, ale gdy człowiek już sobie wszystko poukłada, przeorganizuje życie po przewrocie pałacowym, jakim jest pojawienie się potomka, wszystko leci z górki.
      
       A Pani kiedy „poleciało z górki”?
      
– Jak syn miał trzy lata! Nie, oczywiście żartuję, mnie z górki poleciało, jak przestałam bez przerwy sprawdzać tabele rozwojowe dziecka (czy aby za późno nie siada, za późno nie chodzi itd.) oraz zwracać uwagę na „dobre rady” innych osób. Mówię w cudzysłowie, bo nie są to wcale dobre rady, a raczej głupie uwagi, których ostatecznym efektem jest zdołowanie biednej matki: na przykład wmawianie dziecku różnych urojonych chorób na zasadzie „córeczka koleżanki miała taką plamkę i okazało się, że...”. Niestety, nie brakuje osób, które uwielbiają straszyć innych, a młode matki, troszczące się o swoje dzieci, są znakomitymi obiektami takich ataków.
      
       Jak długo pisała Pani tę książkę?
      
– Dwa lata, ale nie bez przerwy. Pisałam ją „z doskoku”, kiedy miałam trochę wolnego czasu, głównie nocą.
      
       Czy to była dobra zabawa, a może raczej – ciężka praca?
      
– Dla mnie – świetna zabawa. Mam nadzieję, że dla odbiorcy czytanie tej książki będzie równie dobrą zabawą.
      
       Skąd tytuł? Czy to sugeruje, że książka wiąże się głównie z wirtualnym światem?
      
– Początkowo książka miała zupełnie inny tytuł, ale zmieniłam go, chcąc, żeby odnosił się do wirtualnej rzeczywistości. Zauważyłam, że współczesne kobiety, zwłaszcza kobiety w ciąży i młode matki, bardzo często korzystają z internetu, ponieważ mogą tam szybko znaleźć rozwiązania nurtujących je problemów, a jest ich sporo. Że czasami są to rozwiązania pozbawione sensu, to zupełnie inna sprawa – każdy rozdział mojej książki kończy właśnie taki przykładowy – i co tu kryć – idiotyczny sieciowy dialog. Może to wydać się dziwne, ale dziewczyny do dzisiaj wierzą w cudowne właściwości czerwonej wstążeczki (przeciw urokom) wiązanej na wózku, czy przelewania surowego jajka nad główką chorego dziecka.
       Internet ma też swój aspekt towarzyski. Kobiety z małymi dziećmi mają mało okazji do wyjścia z domu, spotkań z dawnymi przyjaciółkami, w sieci mogą znaleźć koleżanki, zaprzyjaźnić się z innymi osobami w podobnej sytuacji.
      
       Na koniec proszę powiedzieć, czy wróci Pani do Elbląga?
      
– Oczywiście! I to jak najszybciej!
      
       ***
       Więcej o książce, słowami autorki: „Główna bohaterka mojej powieści jest historykiem sztuki, ma trochę ponad 30 lat i małe dziecko – pracuje na zlecenia, szuka stałej pracy, a w wolnym czasie towarzystwa dotrzymują jej fora internetowe. Oczywiście, ma też prawdziwych znajomych, z reala, bardzo to osobliwa kompania! Ze swoją niewyobrażalną łatwością do ładowania się w kłopoty Laura przeżywa mnóstwo niezwykłych i śmiesznych przygód... Założyłam sobie, że historia ma być przede wszystkim zabawna, a czytelnik będzie się przy niej śmiać. Mam nadzieję, że mi się to udało...”
      
      

Najnowsze artykuły w dziale Jej portEl

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Piwo EB jest caly czas produkowane, ale na eksport.
  • a kto pamieta 1999 rok i EB w The Crown w Cricklewood. ..
  • Książki nie czytałam ale dobrze, że ukazało się coś optymistycznego i napisanego z humorem dla młodych mam. Rzeczywiście, nie jet łatwo odnaleźć się po "przewrocie pałacowym". Dobrze wtedy wiedzieć, że inne kobiety też są wykończone po kolejnej nieprzespanej nocy i nie są w stanie lizać podłóg i z uśmiechem z trzydaniowym obiadkiem czekać w progu na męża.
Reklama