Śpiewa, tańczy, biega i skacze. To wszystko sprawia, że niemal udaje jej się latać. Paulina Hebel, 21-letnia, energiczna elblążanka biorąca udział w „Bitwie na Głosy” dobrze wie, że życie jest tylko jedno i trzeba je odpowiednio wykorzystać.
Marta Wiloch: – Jak to się stało, że zainteresowałaś się śpiewem?
Paulina Hebel: – Wydaje mi się, że to los trochę za mnie zadecydował. W zerówce przyszła pani z naszej elbląskiej Szkoły Muzycznej i stwierdziła, że nadaję się do nauki w tej szkole. Najpierw sześć lat grałam na altówce, później sześć lat na skrzypcach. W szkole nie było klasy wokalnej, więc choć głównie grałam, to jednak śpiewanie było moją największą pasją. Tak właściwie to dopiero w liceum zaczęłam chodzić na lekcje śpiewu.
– Kto zaszczepił w Tobie miłość do muzyki?
– Duży wpływ miała na mnie babcia, która od zawsze śpiewała. Poza tym mam dość muzykalną rodzinę, wujek grał na skrzypcach i wiolonczeli, mój tata grał na gitarze, ale także trenował gimnastykę artystyczną. Natomiast Szkoła Muzyczna zaszczepiła we mnie systematyczność, dla mnie oczywistym jest, że trzeba pracować. Nigdy nie rozumiałam, jak ktoś mówił do mnie: „ale mi się nudzi”, przecież jest tyle rzeczy do zrobienia! Zawsze jest coś.
– Za nami szósty odcinek „Bitwy na Głosy”. Jak odnajdujesz się w zespole Ryszarda Rynkowskiego?
– Jeśli ktoś chce zrobić karierę solową, to są od tego inne programy. Mimo, że mamy „solówki”, to polega to wszystko na pracy zespołowej. Aczkolwiek bardzo się cieszę i bardzo mi miło, że ktoś zauważył, że mój głos dopasował się w danym utworze. To nie jest kwestia tego, czy ktoś ma talent, czy go nie ma, bo tutaj każdy jest utalentowany. To bardziej kwestia doboru barwy, czasami potrzebna jest osoba o delikatniejszym głosie, a czasami o silnym. Mimo to, w chórze musi być jednolitość, nie można się „wybijać”. Staram się być indywidualnością, ale uważam, że trzeba także słuchać innych.
– Gdzie szukasz inspiracji muzycznych?
– Podchodzę dość zasadniczo do śpiewania, chcę poznać dobrą emisję, interesuje mnie anatomia, samo wydobycie dźwięku. Otarłam się prawie o afonię, bo źle prowadziłam swój głos. Dało mi to motywację do poznania technicznej istoty śpiewania, higieny głosu i śpiewu, tym na razie najbardziej się interesuję. Dlatego lubię muzykę wokalistek z dobrym warsztatem, np. Mariah Carey, chociaż słucham różnego rodzaju muzyki.
– Wydajesz się być bardzo aktywną osobą, teraz muzyka i śpiew, ale kiedyś także taniec…
– Jak ktoś ma mało czasu, to próbuje go sobie chyba jeszcze ograniczyć (śmiech). Mimo, że miałam bardzo dużo zajęć w szkole, koleżanka namówiła mnie na kurs taneczny, kiedy byłyśmy w liceum. Poszłam na pierwsze zajęcia i chyba dobrze mi poszło, bo pan Marek Kucharczyk zapytał, czy nie chciałybyśmy chodzić na zajęcia. Zgodziłam się, ponieważ interesował mnie sport, również w takim wydaniu artystycznym. Z czasem musiałam zrezygnować z tańca, ale bardzo miło wspominam ten okres. Poza tym bardzo mi się przydaje wiedza z zakresu tańca, np. w „Bitwie na Głosy”. Ale potem przyszedł czas matury i wybór studiów.
– Ani studia muzyczne, ani taniec, lecz… Akademia Wychowania Fizycznego. Skąd taki pomysł?
– Zawsze byłam bardzo aktywna sportowo i wciąż jestem, poza tym mieściłam się gdzieś pomiędzy umysłem humanistycznym, a ścisłym. Myślałam o tym, co będzie dla mnie najlepsze, pojawił się pomysł AWF-u. Poza tym zaczęłam się w Warszawie uczyć śpiewu, chciałam to wszystko jakoś pogodzić, więc spodobał mi się pomysł studiowania właśnie tam. Starałam się także myśleć praktycznie, kształcę się po to, żeby mieć coś pewnego, żeby nie opierać się na samym śpiewaniu, bo to dość kapryśny zawód. Wciągnęło mnie to na tyle, że oprócz studiów na AWF-ie zaczęłam kurs trenera fitnesu. Poza tym pracuję w sklepie odzieżowym, to nie tylko zarabianie pieniędzy, ale zawieranie ciekawych znajomości.
– Jak widzisz siebie za dziesięć lat?
– Na pewno chciałabym robić to, co lubię i co potrafię. Skoro dostałam gdzieś tam „z góry” ten głos, to chciałabym go rozwijać. Nie ukrywam, że myślę o tym, żeby kiedyś uczyć śpiewu innych. Bardzo chciałabym nagrać swoją płytę, aczkolwiek na razie skupiam się przede wszystkim na warsztacie. Marzy mi się także występ w musicalu, taka forma bardzo mnie inspiruje, bo jest to połączenie tańca, śpiewu oraz teatru. Z drugiej strony interesuje mnie zdrowy styl życia, chciałabym kiedyś zająć się kinezygerontoprofilaktyką, czyli rekreacją ludzi starszych. Mam spory „rozstrzał” zainteresowań i staram się to wszystko jakoś pogodzić. Trzeba robić to, co się kocha, bo nie da się robić czegoś na siłę. Trzeba czerpać inspirację i starać się rozwijać, póki jest na to czas, póki jest się młodym. Życie jest jedno.
Paulina Hebel: – Wydaje mi się, że to los trochę za mnie zadecydował. W zerówce przyszła pani z naszej elbląskiej Szkoły Muzycznej i stwierdziła, że nadaję się do nauki w tej szkole. Najpierw sześć lat grałam na altówce, później sześć lat na skrzypcach. W szkole nie było klasy wokalnej, więc choć głównie grałam, to jednak śpiewanie było moją największą pasją. Tak właściwie to dopiero w liceum zaczęłam chodzić na lekcje śpiewu.
– Kto zaszczepił w Tobie miłość do muzyki?
– Duży wpływ miała na mnie babcia, która od zawsze śpiewała. Poza tym mam dość muzykalną rodzinę, wujek grał na skrzypcach i wiolonczeli, mój tata grał na gitarze, ale także trenował gimnastykę artystyczną. Natomiast Szkoła Muzyczna zaszczepiła we mnie systematyczność, dla mnie oczywistym jest, że trzeba pracować. Nigdy nie rozumiałam, jak ktoś mówił do mnie: „ale mi się nudzi”, przecież jest tyle rzeczy do zrobienia! Zawsze jest coś.
– Za nami szósty odcinek „Bitwy na Głosy”. Jak odnajdujesz się w zespole Ryszarda Rynkowskiego?
– Jeśli ktoś chce zrobić karierę solową, to są od tego inne programy. Mimo, że mamy „solówki”, to polega to wszystko na pracy zespołowej. Aczkolwiek bardzo się cieszę i bardzo mi miło, że ktoś zauważył, że mój głos dopasował się w danym utworze. To nie jest kwestia tego, czy ktoś ma talent, czy go nie ma, bo tutaj każdy jest utalentowany. To bardziej kwestia doboru barwy, czasami potrzebna jest osoba o delikatniejszym głosie, a czasami o silnym. Mimo to, w chórze musi być jednolitość, nie można się „wybijać”. Staram się być indywidualnością, ale uważam, że trzeba także słuchać innych.
– Gdzie szukasz inspiracji muzycznych?
– Podchodzę dość zasadniczo do śpiewania, chcę poznać dobrą emisję, interesuje mnie anatomia, samo wydobycie dźwięku. Otarłam się prawie o afonię, bo źle prowadziłam swój głos. Dało mi to motywację do poznania technicznej istoty śpiewania, higieny głosu i śpiewu, tym na razie najbardziej się interesuję. Dlatego lubię muzykę wokalistek z dobrym warsztatem, np. Mariah Carey, chociaż słucham różnego rodzaju muzyki.
– Wydajesz się być bardzo aktywną osobą, teraz muzyka i śpiew, ale kiedyś także taniec…
– Jak ktoś ma mało czasu, to próbuje go sobie chyba jeszcze ograniczyć (śmiech). Mimo, że miałam bardzo dużo zajęć w szkole, koleżanka namówiła mnie na kurs taneczny, kiedy byłyśmy w liceum. Poszłam na pierwsze zajęcia i chyba dobrze mi poszło, bo pan Marek Kucharczyk zapytał, czy nie chciałybyśmy chodzić na zajęcia. Zgodziłam się, ponieważ interesował mnie sport, również w takim wydaniu artystycznym. Z czasem musiałam zrezygnować z tańca, ale bardzo miło wspominam ten okres. Poza tym bardzo mi się przydaje wiedza z zakresu tańca, np. w „Bitwie na Głosy”. Ale potem przyszedł czas matury i wybór studiów.
– Ani studia muzyczne, ani taniec, lecz… Akademia Wychowania Fizycznego. Skąd taki pomysł?
– Zawsze byłam bardzo aktywna sportowo i wciąż jestem, poza tym mieściłam się gdzieś pomiędzy umysłem humanistycznym, a ścisłym. Myślałam o tym, co będzie dla mnie najlepsze, pojawił się pomysł AWF-u. Poza tym zaczęłam się w Warszawie uczyć śpiewu, chciałam to wszystko jakoś pogodzić, więc spodobał mi się pomysł studiowania właśnie tam. Starałam się także myśleć praktycznie, kształcę się po to, żeby mieć coś pewnego, żeby nie opierać się na samym śpiewaniu, bo to dość kapryśny zawód. Wciągnęło mnie to na tyle, że oprócz studiów na AWF-ie zaczęłam kurs trenera fitnesu. Poza tym pracuję w sklepie odzieżowym, to nie tylko zarabianie pieniędzy, ale zawieranie ciekawych znajomości.
– Jak widzisz siebie za dziesięć lat?
– Na pewno chciałabym robić to, co lubię i co potrafię. Skoro dostałam gdzieś tam „z góry” ten głos, to chciałabym go rozwijać. Nie ukrywam, że myślę o tym, żeby kiedyś uczyć śpiewu innych. Bardzo chciałabym nagrać swoją płytę, aczkolwiek na razie skupiam się przede wszystkim na warsztacie. Marzy mi się także występ w musicalu, taka forma bardzo mnie inspiruje, bo jest to połączenie tańca, śpiewu oraz teatru. Z drugiej strony interesuje mnie zdrowy styl życia, chciałabym kiedyś zająć się kinezygerontoprofilaktyką, czyli rekreacją ludzi starszych. Mam spory „rozstrzał” zainteresowań i staram się to wszystko jakoś pogodzić. Trzeba robić to, co się kocha, bo nie da się robić czegoś na siłę. Trzeba czerpać inspirację i starać się rozwijać, póki jest na to czas, póki jest się młodym. Życie jest jedno.