„Komu powierzysz swoje szczęście, komu pieniądze, komu miasto? Tylko kobiecie”. Z takim oto hasłem przybyły wczoraj (2 lipca) do Elbląga czołowe działaczki Kongresu Kobiet, prof. Magdalena Środa i Henryka Bochniarz. O tym, że warto głosować na kobiety, o problemach osób niepełnosprawnych i polskiej edukacji rozmawialiśmy z Magdaleną Środą.
Magdalena Środa: - My narzekamy na politykę, że jest taka skorumpowana, że jest taka głupia i napuszona, że nie zajmuje się poważnymi problemami, bo przecież mamy problemy: socjalne, z pracą, z wychowaniem dzieci, z nierównym traktowaniem itd., a politycy się tym nie zajmują. Zajmują się natomiast modernizacją armii czy budową wielkich stadionów. A ja mówię tak: wszystkie zmiany w polityce już były, rządziły różne partie i cały czas było tak samo kiepsko. Teraz potrzeba nam jednej zmiany, takiej, której jeszcze nie było, zmiany płci. Kobiety myślą inaczej o świecie, zajmują się innymi sprawami. Bardziej na sercu leży im wychowanie dzieci, społeczeństwo obywatelskie. Bardziej będą się troszczyły kwestiami zdrowotnymi, kwestiami socjalnymi, edukacyjnymi. Myślę, że gdyby weszły do polityki, to zmieniłyby jej kształt. Zarówno, jeśli chodzi o metody, jak i o priorytety polityczne. Myślę, że Polsce tego bardzo, bardzo trzeba. Gdy włączam wieczorem odbiornik telewizyjny i oglądam programy publicystyczne czy obrady sejmu, widzę samych mężczyzn, którzy nie zajmują się problemami leżącymi mi na sercu, tylko przede wszystkim sobą, swoją władzą i swoim ego. Myślę, że najwyższa pora na zmianę. Czas na kobiety, jak mówimy w Kongresie Kobiet.
Elżbieta Gelert jest sympatykiem Kongresu Kobiet. Sprawy kobiet i problemy poruszane na kongresie są jej bliskie. Jak ocenia Pani jej rolę w kongresie?
- Zaangażowanie w Kongres Kobiet nie jest aż tak ważnym miernikiem. Myślę, że ona ma bardzo dobrą biografię. Strasznie ważne jest to, że była pielęgniarką, więc zna problemy zdrowotne i socjalne od samych podstaw. To daje gwarancję, że nieco inaczej będzie widziała świat polityki, nieco inaczej będzie rozumiała swoją własną władzę. Jest też osobą, która miała do czynienia z zarządzaniem. Wybierając między kobietą a mężczyzną, oczywiście, gdy nie jest to rażące dla moich poglądów, wybieram osobę, o której wiem, że inaczej widzi świat, że ma spore doświadczenie, że ma wykształcenie, że ma pewne umiejętności i że ma specyficzne kobiece widzenie świata poprzez konkret, poprzez negocjacje, poprzez troskę o słabszych. Myślę, że to jest potrzebne każdej władzy.
A co sądzi Pani na temat naszego elbląskiego panelu poruszającego problemy osób niepełnosprawnych i ich opiekunów? To temat szczególnie bliski Jadwidze Król. Przypomnijmy, że wywalczyła już ona podniesienie świadczenia pielęgnacyjnego. Czy przeforsowanie kolejnego postulatu, jakim jest uzawodowienie opieki nad osobami zależnymi jest realne?
- Jadwiga Król jest w ogóle mocarna pod tym względem, dlatego, że ona ten problem wprowadziła na forum kongresu i w taki bardzo uparty sposób przy nim trwała i walczy jak lwica. Najpierw jej panel był niewielki. Nam się z początku wydawało, że mimo, iż są to bardzo ważne kwestie, z globalnego punktu widzenia są bardziej marginalne. A ona uczyniła z tego zupełnie priorytetowy problem, którym kongres się zajmuje. Mamy nawet specjalne spotkania z premierem czy ministrami, dotyczące tego, co jest celem Jadzi Król, bo tak ją w kongresie nazywamy. Jej obecnym celem jest walka o uzawodowienie opieki nad osobami zależnymi czy też podwyższenie tego nieszczęsnego zasiłku. Jadwiga wzięła mnie na kilka konferencji regionalnych i starała się, aby te problemy były tam obecne w postaci jak najbardziej wizualnej. Na tych spotkaniach były bowiem dziewczyny niepełnosprawne na wózkach i opowiadały, jak wyglądała ich droga od przedszkola do studiów. Jest to naprawdę droga przez mękę. Polska jest tak nieprzystosowanym krajem. Rodziny, które zajmują się osobami zależnymi, a mówimy tutaj nie tylko o ludziach niepełnosprawnych, ale także o starszych, skazane są na wegetację. I to trzeba zmienić. Jadzia Król jest takim silnym impulsem i poszedł za nią cały kongres. To jest niesłychanie ważne.
Problem niepełnosprawności dotyka Jadwigę Król na co dzień. Znając jej zaangażowanie, śmiem twierdzić, że dopiero się rozkręca
- Gdy zostałam pełnomocnikiem do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Jadzia była jeszcze wtedy dosyć nieśmiałą pełnomocniczką regionalną. Zajmując się przez lata przede wszystkim problemem przemocy wobec kobiet, jak również problemem niepełnosprawności niesłychanie się rozwinęła. To jest bardzo silna osobowość. Jadzia jest bardzo energiczna i niesłychanie ważne jest w niej to, że promienieje radością. Jak znamy jej życie i wiemy, jakie ono jest trudne, wychowuje przecież dwoje niepełnosprawnych ludzi, zarówno wnuka, jak i opiekuje się matką i otoczona jest przez kobiety, które borykają się z jakimś rodzajem niepełnosprawności, to zawsze widzimy tę jej radość i energię. A to nie jest taka czcza radość. Jest to radość, która wynika z wiary w siebie i w to, że świat można zmienić. To jest strasznie cenne. Jest to jedna z najcenniejszych wartości na kongresie w ogóle. Myślę, że podobne zalety ma również kandydatka na prezydenta Elbląga, bo jest to osoba zaangażowana w sprawy ludzkie i to nie w taki abstrakcyjny sposób, ale w sprawy ludzkie rozumiane jako konkretny problem do rozwiązania. Jest to bardzo ważny punkt widzenia i w moim przekonaniu bardzo kobiecy.
Jak podsumowałaby Pani dotychczasową działalność Kongresu Kobiet?
- Największym sukcesem kongresu jest wielka zmiana mentalności. Czasem niewiele trzeba. Czasem wystarczy pokazać, że sytuacja kobiet jest naprawdę zła, że są dyskryminowane. I to wystarczy. Kobiety mając świadomość, że jest źle, zaczynają same działać. W gruncie rzeczy rzadko spotykam się z taką potrzebą bezpośredniej pomocy. To nie jest tak, że kobiety przychodzą na kongres i mówią: „Pomóżcie mi”. Kobiety przychodzą na kongres i mówią: „Komu mogę pomóc?”, „Co mogę zrobić w tej sprawie?” albo pokazują przykład własnego działania. Kongres Kobiet to zmiana mentalności, to bardzo duża solidarność kobiet. Solidarnością jest też dzisiejsze spotkanie, które ma na celu wspieranie kobiety w wyborach w Elblągu, bo uważamy, że „trzeba głosować na kobiety, jesteście tego warci”, taki jest nasz slogan reklamowy. Był to naprawdę spory wysiłek, bo część z nas przyjechała tu z urlopów, część wyrwała się z pracy, ale na tym polega ta solidarność. Obiecałyśmy sobie, że przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi będziemy działały nie tylko organizując szkolenia, ale przez bezpośrednie wsparcie, obecność, pomoc w rozdawaniu ulotek, poprzez organizowanie dyskusji i debat. Myślę, że to jest bardzo, bardzo ważne.
Na koniec kilka słów o edukacji. Kwestie związane z edukacją są Pani szczególnie bliskie. Czy edukacja jest antyfeministyczna i czy istnieje szansa na zmianę?
- Próbowałam coś zmienić, gdy pracowałam w rządzie, ale opór materii jest niesłychany. Szkoła jest bardzo konserwatywna, bardzo zacofana. Same metody wychowania i nauczania są dosyć prymitywne. Dziecko ogląda plecy swoich kolegów przez dwanaście lat. Jak można mówić tu o współpracy, jak można tu mówić o kooperacji? Szkoła to rygor, posłuszeństwo i wkuwanie na pamięć idiotycznych formułek. Wprowadzenie tzw. edukacji zrównoważonej czy edukacji równościowej, która jest wszędzie, w całej Europie, idzie niesłychanie opornie. Szkoła, a zwłaszcza podręczniki i programy szkolne, ciągle reprodukują stereotypy. Dziewczynka pokazana jest w nich jako ta posłuszna, grzeczna, bierna, troszcząca się o swój własny wygląd, a nie o intratną pracę, o karierę naukową czy polityczną. Nie mamy przykładów kobiet samodzielnych, nie mamy przykładów kobiet, które są polityczkami albo pracują w takich intratnych zawodach jak informatyk czy budowlaniec. Szkoła powiela stereotypy. Powiela także stereotypy rodzinne. Nie uwzględnia tego, że rodzina się bardzo zmienia. Nie wprowadza także elementów obcości. Nie ma dzieci romskich czy dzieci z Ukrainy. Tutaj jest bardzo wiele do zrobienia bardzo niewielkim kosztem. Wystarczy skorygować te podręczniki, promować równość, zmienić trochę typy socjalizacji dziewcząt i chłopców, tak żeby oni mogli wybierać, a nie byli osaczani przez swoje tradycyjne role, w których nie najlepiej się czują. Takie rzeczy można zrobić szybko, tanim kosztem. Wystarczy wola polityczna. Dlatego kongres tak bardzo stawia na politykę i na to, by kobiety wchodziły do władz samorządowych i narodowych, bo tylko obecność kobiet w polityce pozwoli na zmianę, również edukacji, by mogła być bardziej nastawiona ku równości.