Praca, dom, dom, praca. Dla wielu z nas tak właśnie wygląda codzienność. Czy można dodać do niej coś więcej? Olga „Ori” Stolarska, na co dzień pracująca w urzędzie, udowadnia, że tak. To ona zapoczątkowała „Elbląskie Alleycat’y”, czyli rowerowe rajdy na orientację. Jak sama mówi z uśmiechem, „zrobiła to raz i jakoś to poszło”.
Marta Wiloch: – Jak zrodziła się idea „Elbląskich Alleycat’ów”?
Olga Stolarska: – Pomysł powstał dość szybko, to była spontaniczna decyzja. Zobaczyłam filmik zamieszczony w internecie [z zawodów rowerowych w Londynie – przyp. red.] i pomyślałam, czemu by tego nie zrobić właśnie tutaj, w Elblągu. Poza tym od około piętnastu lat działam w harcerstwie, w pewnym momencie, w moim dorosłym życiu zabrakło mi tej aktywności, którą ono we mnie zaszczepiło. Przemyślałam, jak to zorganizować, ogłosiłam się na elbląskim forum rowerowym i …jakoś to poszło (uśmiech).
– Czy spotkała się Pani na początku z jakimiś opiniami z męskiej strony?
– Nie odczułam wprost jakichś negatywnych opinii, ale może byli trochę zdziwieni, że to akurat kobieta coś takiego wymyśliła oraz zrobiła (śmiech). Nie chciałabym jednak przeceniać swoich zasług, ja to zrobiłam raz, pomysł się spodobał i Alleycat zaczął żyć własnym życiem.
– W grupie osób jeżdżących na rowerze kobiety stanowią mniejszość. Czy istnieje coś takiego, jak „specjalne traktowanie”?
– Ogólnie w grupie jest trochę różnicowanie, głównie pod takim względem, że panowie starają się o nas dbać i pomagać nam, tym samym potwierdzają to, że jesteśmy tą słabszą płcią i że trzeba nas szczególnie traktować, co nie zawsze jest potrzebne. Ale nie ma co przesadzać, nie pojawiają się też jakieś negatywne reakcje i komentarze.
– Skąd wzięła się u pani pasja do jazdy na rowerze?
– Myślę, że to wynika głównie z dzieciństwa. Jeździłam z rodzicami na wycieczki po okolicy, np. nad rzekę Nogat. Potem rower został odłożony na bok, ale jako dorosła osoba w pewnym momencie zatęskniłam do niego. Oprócz tego, że jeżdżę rekreacyjnie, to rower jest moim środkiem transportu i nawet kiedy jest bardzo zimno, a chcę się przemieścić z punktu A do punktu B, rower jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Kiedy mam wolny czas, lubię coś robić, staram się aktywnie wypoczywać. Ostatnio bawię się w coś takiego jak Geocaching. Polega to na odszukiwaniu skrzynek, nazwijmy je „skarbami”, za pomocą odbiornika GPS. Są one tak schowane, że zwykły przechodzień ich nie zauważy, czasami trzeba rozwiązać zagadkę. Jest to świetna zabawa, przedstawia ciekawe miejsca.
– Mówi się, że nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani rowerzyści. Co więc założyć, żeby uniknąć problemów teraz, gdy pogoda jest dość zmienna?
– Dokładnie tak jest, ta sama zasada tyczy się motocyklistów. Posiadam prawo jazdy kategorii A, dlatego wiem, jak ważne jest dopasowanie stroju. Jeśli ktoś chce uprawiać taką bardziej sportową, profesjonalną formę jazdy na rowerze, może wtedy pomyśleć o zakupie odpowiedniego stroju, nie jest to aż tak duży wydatek. Zwykłe, codzienne ubrania także się nadają. Można nawet jeździć na szpilkach, znam osobiście panie, które właśnie tak jeżdżą do pracy.
Olga Stolarska: – Pomysł powstał dość szybko, to była spontaniczna decyzja. Zobaczyłam filmik zamieszczony w internecie [z zawodów rowerowych w Londynie – przyp. red.] i pomyślałam, czemu by tego nie zrobić właśnie tutaj, w Elblągu. Poza tym od około piętnastu lat działam w harcerstwie, w pewnym momencie, w moim dorosłym życiu zabrakło mi tej aktywności, którą ono we mnie zaszczepiło. Przemyślałam, jak to zorganizować, ogłosiłam się na elbląskim forum rowerowym i …jakoś to poszło (uśmiech).
– Czy spotkała się Pani na początku z jakimiś opiniami z męskiej strony?
– Nie odczułam wprost jakichś negatywnych opinii, ale może byli trochę zdziwieni, że to akurat kobieta coś takiego wymyśliła oraz zrobiła (śmiech). Nie chciałabym jednak przeceniać swoich zasług, ja to zrobiłam raz, pomysł się spodobał i Alleycat zaczął żyć własnym życiem.
– W grupie osób jeżdżących na rowerze kobiety stanowią mniejszość. Czy istnieje coś takiego, jak „specjalne traktowanie”?
– Ogólnie w grupie jest trochę różnicowanie, głównie pod takim względem, że panowie starają się o nas dbać i pomagać nam, tym samym potwierdzają to, że jesteśmy tą słabszą płcią i że trzeba nas szczególnie traktować, co nie zawsze jest potrzebne. Ale nie ma co przesadzać, nie pojawiają się też jakieś negatywne reakcje i komentarze.
– Skąd wzięła się u pani pasja do jazdy na rowerze?
– Myślę, że to wynika głównie z dzieciństwa. Jeździłam z rodzicami na wycieczki po okolicy, np. nad rzekę Nogat. Potem rower został odłożony na bok, ale jako dorosła osoba w pewnym momencie zatęskniłam do niego. Oprócz tego, że jeżdżę rekreacyjnie, to rower jest moim środkiem transportu i nawet kiedy jest bardzo zimno, a chcę się przemieścić z punktu A do punktu B, rower jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Kiedy mam wolny czas, lubię coś robić, staram się aktywnie wypoczywać. Ostatnio bawię się w coś takiego jak Geocaching. Polega to na odszukiwaniu skrzynek, nazwijmy je „skarbami”, za pomocą odbiornika GPS. Są one tak schowane, że zwykły przechodzień ich nie zauważy, czasami trzeba rozwiązać zagadkę. Jest to świetna zabawa, przedstawia ciekawe miejsca.
– Mówi się, że nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani rowerzyści. Co więc założyć, żeby uniknąć problemów teraz, gdy pogoda jest dość zmienna?
– Dokładnie tak jest, ta sama zasada tyczy się motocyklistów. Posiadam prawo jazdy kategorii A, dlatego wiem, jak ważne jest dopasowanie stroju. Jeśli ktoś chce uprawiać taką bardziej sportową, profesjonalną formę jazdy na rowerze, może wtedy pomyśleć o zakupie odpowiedniego stroju, nie jest to aż tak duży wydatek. Zwykłe, codzienne ubrania także się nadają. Można nawet jeździć na szpilkach, znam osobiście panie, które właśnie tak jeżdżą do pracy.