Mieszkańcy Elbląga płacili i płacą za ciepło rocznie dwa miliony złotych więcej, niż by mogli, gdyby Prezydent przyjął moją propozycję likwidacji kotłowni na Dojazdowej przy równoczesnym obniżeniu cen w EC. Ta propozycja była neutralna ekonomicznie dla EC, a dawała spore oszczędności w kosztach ponoszonych przez odbiorców. Kosztów, jakie odbiorcy ponoszą na utrzymanie ciepłowni na Dojazdowej – pisze Wiesław Sawicki, były prezes Elektrociepłowni Elbląg.
W związku z trwającą wymianą opinii na temat przyszłości elbląskiego systemu ciepłowniczego, pozwalam sobie na przedstawienie własnego stanowiska w tej sprawie. Jako wyedukowany energetyk i przeszły wieloletni pracownik i szef firmy dostarczającej energię do tego systemu, znam specyfikę i historię stosunków między władzami miasta i władzami firm tworzących ten system.
Najpierw wyjaśnienia
Konieczne jest wyjaśnienie pewnych problemów błędnie przedstawionych przez poprzednich dyskutantów. Oby błędy te wynikały tylko z niewiedzy, a nie ze świadomego wprowadzania w błąd. Pierwszym jest sposób ustalania cen ciepła. Obecnie są one ustalane przez EPEC i EC, a następnie zatwierdzane przez URE. I nikt nie zamierza tego zmieniać. Wspomniane przez Roberta Szaja uwolnienie cen energii nie dotyczy energii cieplnej. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, uwolnienie cen może nastąpić po stwierdzeniu przez Prezesa URE, że istnieje faktyczny rynek konkurencyjny. A bez dłuższych wywodów można stwierdzić, że rynek ciepła w Elblągu (oraz w żadnym polskim mieście) w dającej się przewidzieć przyszłości, takim rynkiem nie będzie.
Nieprawdziwy jest również zarzut zwiększenia monopolu po połączeniu EPEC i EC. Obecnie są dwa monopole szeregowe. Mnożące negatywne cechy monopolu i nie mające zalet konsolidacji. Niewykorzystujące możliwości technicznych ani organizacyjnych dla zmniejszenia kosztów, w efekcie zawsze ponoszonych przez odbiorców. Marnujące własne siły i środki odbiorców na bezsensowne wzajemne zwalczanie. Niszczenie firm, które faktycznie bez siebie żyć nie mogą. Obecnie nawet dla URE jest oczywiste, że w warunkach naturalnego monopolu w ciepłownictwie, wspólne funkcjonowanie sieci i źródła w systemach ciepłowniczych jest najkorzystniejsze z punktu widzenia kosztów ponoszonych przez odbiorców.
Kolejnym mitem jest przekonanie o kolejce chętnych do rozwiązania problemów ciepłowniczych Elbląga za własne pieniądze. Gdyby tak było, Prezydent Słonina, dawno by ich sprowadził. Również budowa własnej elektrociepłowni przez miasto, EPEC, czy kogoś podobnego, nie wpłynie na zmniejszenie kosztów ponoszonych przez odbiorców. Prawdopodobnie kredyt na taką inwestycję zaliczany byłby do ryzykownych i istotnie wyżej oprocentowany ze względu na brak doświadczeń w tej dziedzinie.
I jeszcze jedno przekłamanie. Oczywistym jest, że całkowite koszty inwestycji, produkcji i dystrybucji ciepła ponoszą jego odbiorcy. I wbrew niektórym dyskutantom, obowiązuje to także w firmach komunalnych. Co najmniej tych, które nie są dofinansowywane z budżetu miasta. A o ile mi wiadomo, żadna z elbląskich firm ciepłowniczych nie jest sponsorowana przez budżet miasta. Różnice mogą dotyczyć zysku oczekiwanego przez inwestora. Ale wbrew pozorom, zwykle ceny inwestora prywatnego są niższe przy wyższych zyskach. Może dlatego, że do takich firm na wysokie stanowiska w teczkach są przywożeni fachowcy.
Prawdziwą metodą na ograniczenie wpływu inwestycji na wzrost cen ciepła jest zwiększenie sprzedaży energii elektrycznej, kolorowych certyfikatów i limitów CO2. Przenosi to obciążenia finansowe dalej od Elbląga. Jednak należy pamiętać, że ciepło z biomasy jest i będzie droższe niż z węgla. A nie ma dotychczas w energii cieplnej systemu rozpraszającego koszty ekologii na ogół mieszkańców kraju lub budżet, podobnego do zielonych certyfikatów energii elektrycznej.
I ostatnie przekłamanie, o którym wspomnę, to przedstawianie problemu inwestycji w kontekście braku pieniędzy na ich realizowanie. Problem jest całkiem inny. Pieniędzy na świecie jest nadmiar. Występuje jednak brak wiary u posiadaczy tych pieniędzy, że wrócą one do nich z uczciwym zarobkiem. Inaczej mówiąc, potrzebny jest projekt zapewniający gwarancję opłacalności jego funkcjonowania co najmniej do czasu spłaty kredytu. Dodatkowo projekt ten powinna realizować fachowa i doświadczona instytucja, nieobawiająca się włożyć własne, a nie tylko publiczne pieniądze.
A teraz do rzeczy
Na wstępie wyrażam żal, że nie wykorzystano okazji z lat 90-tych. Wówczas były w Elblągu lokalne firmy, których celem było rozwiązanie tych problemów na następne dziesięciolecia. Potrzebna było tylko wola władz miasta do zawarcia porozumień gwarantujących odbiór ciepła w ramach umowy wieloletniej. Takich samych porozumień, o których mowa dzisiaj. Umożliwiłoby to finansowanie budowy przez sam projekt. Prezydent Słonina zdecydował się wtedy na konfrontację z Elektrociepłownią. Podjął decyzję o zakupie konkurencyjnej, przestarzałej ciepłowni po upadających EZNS-ach i snuł plany jej rozbudowy w oparciu o nową turbinę gazową. Dziś się okazuje, że były to tylko fantazje. Zresztą, zgodnie z moimi przewidywaniami, o których informowałem wielokrotnie zarówno jego, jak i radnych.
Ciepłownia Dojazdowa miała być, zgodnie z zapewnieniami Prezydenta i władz EPEC-u wyrażanymi w trakcie trwającej wtedy gorącej dyskusji, wydzielona jako odrębna firma. Celem tego miało być czytelne podzielenie kosztów pomiędzy wytwarzanie ciepła i jego dystrybucję. Oczywiście nigdy do tego nie doszło. Dla fachowców oczywistym było, że ta ciepłownia samodzielnie nie mogłaby funkcjonować.
Kolejnymi fantazjami Prezydenta i EPEC-u, wymierzonymi w EC i uniemożliwiającymi nam poważne rozmowy i działania modernizacyjne, była najpierw koksownia, a potem Elektrociepłownia na Żytniej. Miała ona spalać malwę pensylwańską. Zgłaszaliśmy nasze uwagi ukazujące absurdalność i szkodliwość tak przygotowywanego przedsięwzięcia. Może najbardziej przekonywujące dla niefachowców było to, że tę niesprawdzoną w polskich warunkach rośliną trzeba by obsadzić praktycznie całe Żuławy.
Nasze uwagi nie były brane pod uwagę. Niestety, traktowani byliśmy jako wrogowie, a nie mieszkańcy miasta i fachowcy. Dopiero rzeczywistość i banki musiały pokazać, że mieliśmy rację.
Przez takie postępowanie, mieszkańcy Elbląga płacili i płacą za ciepło rocznie dwa miliony złotych więcej, niż by mogli, gdyby Prezydent przyjął moją propozycję likwidacji kotłowni na Dojazdowej przy równoczesnym obniżeniu cen w EC. Ta propozycja była neutralna ekonomicznie dla EC, a dawała spore oszczędności w kosztach ponoszonych przez odbiorców. Kosztów, jakie odbiorcy ponoszą na utrzymanie ciepłowni na Dojazdowej.
Kierowane przez Prezydenta władze EPEC-u skupiły się na przebudowie swojego źródła ciepła, zaniedbując dostosowanie systemu dystrybucyjnego do zmieniających się warunków technicznych i rynkowych. Takie postępowanie doprowadziło do znacznego wzrostu kosztów EPEC-u. Przed zakupem kotłowni, EPEC pobierał marżę 50 proc. do cen stosowanych przez EC. Obecnie marże te wzrosły do 60 proc. I to w sytuacji znacznego obiektywnego wzrostu cen paliw i kosztów ochrony środowiska w EC, a nie ponoszonych w działalności dystrybucyjnej.
Moim zdaniem, największym zaniedbaniem władz miasta i EPEC-u jest brak działań w kierunku likwidacji tak zwanej niskiej emisji. Wdychamy wysoce szkodliwe produkty spalania płyt meblowych i innych śmieci, a system ciepłowniczy nie wykorzystuje możliwości kompensacji działań oszczędnościowych nowymi przyłączeniami.
To wszystko nie oznacza, że oczywistym jest sprzedanie systemu Enerdze. W przeciwieństwie do byłej Elektrociepłowni Elbląg Sp. z o.o. i Elbląskich Zakładów Energetycznych SA, Energa nie jest firmą elbląską. Ma swoje cele i to cele zmienne i niemożliwe do przewidzenia w sytuacji niestabilnego zarządzania i planowanej prywatyzacji. Struktury, prezesi i zarządy zmieniały się wielokrotnie w ciągu ostatnich lat. Energa, nie mając prawie żadnych dużych obiektów wytwórczych i doświadczeń w ich budowie, ma już w planie budowę kilku dużych elektrowni. Najprawdopodobniej wykorzysta z nadmiarem swoje możliwości kredytowe na realizację już istniejących planów inwestycyjnych.
Niestety, Energa nie jest firmą elbląską, tylko koncernem o wybitnie politycznym, gdańskim charakterze. Przykrą dla elblążan konsekwencją jest zaprzestanie uczestnictwa w życiu społecznym miasta. Same nazwy Energi i Elektrociepłowni były już kilka razy zmieniane. Obecnie już nie ma w nich żadnego związku z Elblągiem, a zarówno EC jak i zakład energetyczny nie są zarządzane przez elblążan. Przygotowywana jest likwidacja naszego zakładu energetycznego.
Przyszłość technologiczna systemu ciepłowniczego nie jest oczywista. Wcale nie jest łatwo wybudować od początku nową elektrociepłownię na Żytniej, ani gdziekolwiek indziej. Bo nikt nie będzie w stanie zapewnić zamknięcia finansowego projektu zawierającego w sobie niezbędne urządzenia rezerwowe. Urządzenia nie produkujące przez 99 proc. czasu funkcjonowania. Trzeba pamiętać również o koszach infrastruktury towarzyszącej. Starannie powinno się przeanalizować uwarunkowania paliwowe i ekologiczne. Obecnie prawdopodobnie tylko urządzenia oparte na biomasie mają szanse na realizację w potrzebnej dla Elbląga skali. A biomasy dla naprawdę dużych bloków nie ma i nie będzie w okolicach Elbląga. Węgiel implikuje znaczną emisję CO2, a gaz z kolei jest i będzie drogi. Nie można też oczekiwać, żeby urządzenia gazowe pracowały w przyszłości w podstawie obciążenia. Chyba, że w okolicach Elbląga będą eksploatowane pokłady gazu, którego nie będzie można wtłoczyć do sieci.
Ze względu na istniejące urządzenia, mogące funkcjonować jako rezerwowe i szczytowe, bardzo dobrym docelowym źródłem ciepła jest istniejąca elektrociepłownia. Wystarczy wybudować niewielki blok biopaliwowy, pokrywający zapotrzebowanie podstawowe. Uważam, że organizacyjnie powinna ona funkcjonować wspólnie z systemem dystrybucyjnym, realizując korzyści dla mieszkańców Elbląga z takiej struktury. Jednak Energa wcale nie jest oczywistym, potencjalnym właścicielem tej struktury. Powinny odbyć się negocjacje z możliwe wieloma partnerami. Z pewnością istotnym jej właścicielem powinno być miasto. Nie po to, żeby rządzić, a po to, żeby wiedzieć. Tego nie zapewnia prosta sprzedaż obecnie rozpatrywana.
Powinno nastąpić połączenie firm. Właścicielem może być Energa pod warunkiem zagwarantowania przez nią niezbędnej reorganizacji, inwestycji i utrzymania lokalnego charakteru. Jeżeli Energa nie będzie do tego gotowa, to można się starać o doprowadzenie do wspólnego sprzedania obu firm innemu inwestorowi. Pamiętajmy, że EC, w razie braku bardzo dobrej współpracy z władzami miasta, jest sporym obciążeniem dla Energi. Nie będzie w stanie przeprowadzić modernizacji przy malejącym zapotrzebowaniu na ciepło i nieco oderwanym od rzeczywistości postępowaniu związków zawodowych. Obiektywne warunki i doświadczenia mogą skłonić prawdopodobnie zarówno władze miasta, jak i Energę, do konstruktywnego poszukiwania najlepszego rozwiązania. Oby takie negocjacje prowadzili realni fachowcy, a nie fantaści i teoretycy.
Nie można zapomnieć o pewnych uwarunkowaniach społecznych. Pracownicy EC dążą do podwyżek zarobków do takich, jakie funkcjonuję w większych ośrodkach, i wydłużaniu gwarancji zatrudnienia. Obiecują też podobny wzrost zarobków pracownikom EPEC. Trzeba będzie znaleźć sposób, aby wynikający z tego wzrost kosztów nie obciążył mieszkańców Elbląga.
Można zastanawiać się, co się stanie, jeżeli dotychczasowy stan będzie utrzymywany. Moim zdaniem kilka miesięcy czy pojedyncze lata nie mają znaczenia. Tyle trzeba na przeprowadzenie poważnych analiz i negocjacji. Obecnie warunki uzyskiwanych kredytów też nie są zachęcające. Ale jeżeli nic się nie zmieni, to elbląski system ciepłowniczy, który w przeszłości był jednym z najlepiej rozwiniętych w polskich miastach podobnej wielkości, będzie stopniowo upadał.
Kilka miesięcy do wyboru nowych władz samorządowych nie ma znaczenia. Dobrze by było, gdyby kandydaci na Prezydenta przedstawili w kampanii wyborczej swoje poglądy i zamierzenia w tej sprawie.
O EPEC czytaj także:
„Nie wolno sprzedawać EPEC” – Witold Gintowt-Dziewałtowski
„Nie ma powodu, by się spieszyć” – Jerzy Wilk
„Sprawdzian z EPEC” – przed sesją RM
„Prezydent w sprawie EPEC” – Henryk Słonina
„Głos mieszkańca w sprawie EPEC”
„EPEC – tak było” – Witold Gintowt-Dziewałtowski
„Prywatyzować czy inwestować w EPEC” – Robert Szaj
Najpierw wyjaśnienia
Konieczne jest wyjaśnienie pewnych problemów błędnie przedstawionych przez poprzednich dyskutantów. Oby błędy te wynikały tylko z niewiedzy, a nie ze świadomego wprowadzania w błąd. Pierwszym jest sposób ustalania cen ciepła. Obecnie są one ustalane przez EPEC i EC, a następnie zatwierdzane przez URE. I nikt nie zamierza tego zmieniać. Wspomniane przez Roberta Szaja uwolnienie cen energii nie dotyczy energii cieplnej. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, uwolnienie cen może nastąpić po stwierdzeniu przez Prezesa URE, że istnieje faktyczny rynek konkurencyjny. A bez dłuższych wywodów można stwierdzić, że rynek ciepła w Elblągu (oraz w żadnym polskim mieście) w dającej się przewidzieć przyszłości, takim rynkiem nie będzie.
Nieprawdziwy jest również zarzut zwiększenia monopolu po połączeniu EPEC i EC. Obecnie są dwa monopole szeregowe. Mnożące negatywne cechy monopolu i nie mające zalet konsolidacji. Niewykorzystujące możliwości technicznych ani organizacyjnych dla zmniejszenia kosztów, w efekcie zawsze ponoszonych przez odbiorców. Marnujące własne siły i środki odbiorców na bezsensowne wzajemne zwalczanie. Niszczenie firm, które faktycznie bez siebie żyć nie mogą. Obecnie nawet dla URE jest oczywiste, że w warunkach naturalnego monopolu w ciepłownictwie, wspólne funkcjonowanie sieci i źródła w systemach ciepłowniczych jest najkorzystniejsze z punktu widzenia kosztów ponoszonych przez odbiorców.
Kolejnym mitem jest przekonanie o kolejce chętnych do rozwiązania problemów ciepłowniczych Elbląga za własne pieniądze. Gdyby tak było, Prezydent Słonina, dawno by ich sprowadził. Również budowa własnej elektrociepłowni przez miasto, EPEC, czy kogoś podobnego, nie wpłynie na zmniejszenie kosztów ponoszonych przez odbiorców. Prawdopodobnie kredyt na taką inwestycję zaliczany byłby do ryzykownych i istotnie wyżej oprocentowany ze względu na brak doświadczeń w tej dziedzinie.
I jeszcze jedno przekłamanie. Oczywistym jest, że całkowite koszty inwestycji, produkcji i dystrybucji ciepła ponoszą jego odbiorcy. I wbrew niektórym dyskutantom, obowiązuje to także w firmach komunalnych. Co najmniej tych, które nie są dofinansowywane z budżetu miasta. A o ile mi wiadomo, żadna z elbląskich firm ciepłowniczych nie jest sponsorowana przez budżet miasta. Różnice mogą dotyczyć zysku oczekiwanego przez inwestora. Ale wbrew pozorom, zwykle ceny inwestora prywatnego są niższe przy wyższych zyskach. Może dlatego, że do takich firm na wysokie stanowiska w teczkach są przywożeni fachowcy.
Prawdziwą metodą na ograniczenie wpływu inwestycji na wzrost cen ciepła jest zwiększenie sprzedaży energii elektrycznej, kolorowych certyfikatów i limitów CO2. Przenosi to obciążenia finansowe dalej od Elbląga. Jednak należy pamiętać, że ciepło z biomasy jest i będzie droższe niż z węgla. A nie ma dotychczas w energii cieplnej systemu rozpraszającego koszty ekologii na ogół mieszkańców kraju lub budżet, podobnego do zielonych certyfikatów energii elektrycznej.
I ostatnie przekłamanie, o którym wspomnę, to przedstawianie problemu inwestycji w kontekście braku pieniędzy na ich realizowanie. Problem jest całkiem inny. Pieniędzy na świecie jest nadmiar. Występuje jednak brak wiary u posiadaczy tych pieniędzy, że wrócą one do nich z uczciwym zarobkiem. Inaczej mówiąc, potrzebny jest projekt zapewniający gwarancję opłacalności jego funkcjonowania co najmniej do czasu spłaty kredytu. Dodatkowo projekt ten powinna realizować fachowa i doświadczona instytucja, nieobawiająca się włożyć własne, a nie tylko publiczne pieniądze.
A teraz do rzeczy
Na wstępie wyrażam żal, że nie wykorzystano okazji z lat 90-tych. Wówczas były w Elblągu lokalne firmy, których celem było rozwiązanie tych problemów na następne dziesięciolecia. Potrzebna było tylko wola władz miasta do zawarcia porozumień gwarantujących odbiór ciepła w ramach umowy wieloletniej. Takich samych porozumień, o których mowa dzisiaj. Umożliwiłoby to finansowanie budowy przez sam projekt. Prezydent Słonina zdecydował się wtedy na konfrontację z Elektrociepłownią. Podjął decyzję o zakupie konkurencyjnej, przestarzałej ciepłowni po upadających EZNS-ach i snuł plany jej rozbudowy w oparciu o nową turbinę gazową. Dziś się okazuje, że były to tylko fantazje. Zresztą, zgodnie z moimi przewidywaniami, o których informowałem wielokrotnie zarówno jego, jak i radnych.
Ciepłownia Dojazdowa miała być, zgodnie z zapewnieniami Prezydenta i władz EPEC-u wyrażanymi w trakcie trwającej wtedy gorącej dyskusji, wydzielona jako odrębna firma. Celem tego miało być czytelne podzielenie kosztów pomiędzy wytwarzanie ciepła i jego dystrybucję. Oczywiście nigdy do tego nie doszło. Dla fachowców oczywistym było, że ta ciepłownia samodzielnie nie mogłaby funkcjonować.
Kolejnymi fantazjami Prezydenta i EPEC-u, wymierzonymi w EC i uniemożliwiającymi nam poważne rozmowy i działania modernizacyjne, była najpierw koksownia, a potem Elektrociepłownia na Żytniej. Miała ona spalać malwę pensylwańską. Zgłaszaliśmy nasze uwagi ukazujące absurdalność i szkodliwość tak przygotowywanego przedsięwzięcia. Może najbardziej przekonywujące dla niefachowców było to, że tę niesprawdzoną w polskich warunkach rośliną trzeba by obsadzić praktycznie całe Żuławy.
Nasze uwagi nie były brane pod uwagę. Niestety, traktowani byliśmy jako wrogowie, a nie mieszkańcy miasta i fachowcy. Dopiero rzeczywistość i banki musiały pokazać, że mieliśmy rację.
Przez takie postępowanie, mieszkańcy Elbląga płacili i płacą za ciepło rocznie dwa miliony złotych więcej, niż by mogli, gdyby Prezydent przyjął moją propozycję likwidacji kotłowni na Dojazdowej przy równoczesnym obniżeniu cen w EC. Ta propozycja była neutralna ekonomicznie dla EC, a dawała spore oszczędności w kosztach ponoszonych przez odbiorców. Kosztów, jakie odbiorcy ponoszą na utrzymanie ciepłowni na Dojazdowej.
Kierowane przez Prezydenta władze EPEC-u skupiły się na przebudowie swojego źródła ciepła, zaniedbując dostosowanie systemu dystrybucyjnego do zmieniających się warunków technicznych i rynkowych. Takie postępowanie doprowadziło do znacznego wzrostu kosztów EPEC-u. Przed zakupem kotłowni, EPEC pobierał marżę 50 proc. do cen stosowanych przez EC. Obecnie marże te wzrosły do 60 proc. I to w sytuacji znacznego obiektywnego wzrostu cen paliw i kosztów ochrony środowiska w EC, a nie ponoszonych w działalności dystrybucyjnej.
Moim zdaniem, największym zaniedbaniem władz miasta i EPEC-u jest brak działań w kierunku likwidacji tak zwanej niskiej emisji. Wdychamy wysoce szkodliwe produkty spalania płyt meblowych i innych śmieci, a system ciepłowniczy nie wykorzystuje możliwości kompensacji działań oszczędnościowych nowymi przyłączeniami.
To wszystko nie oznacza, że oczywistym jest sprzedanie systemu Enerdze. W przeciwieństwie do byłej Elektrociepłowni Elbląg Sp. z o.o. i Elbląskich Zakładów Energetycznych SA, Energa nie jest firmą elbląską. Ma swoje cele i to cele zmienne i niemożliwe do przewidzenia w sytuacji niestabilnego zarządzania i planowanej prywatyzacji. Struktury, prezesi i zarządy zmieniały się wielokrotnie w ciągu ostatnich lat. Energa, nie mając prawie żadnych dużych obiektów wytwórczych i doświadczeń w ich budowie, ma już w planie budowę kilku dużych elektrowni. Najprawdopodobniej wykorzysta z nadmiarem swoje możliwości kredytowe na realizację już istniejących planów inwestycyjnych.
Niestety, Energa nie jest firmą elbląską, tylko koncernem o wybitnie politycznym, gdańskim charakterze. Przykrą dla elblążan konsekwencją jest zaprzestanie uczestnictwa w życiu społecznym miasta. Same nazwy Energi i Elektrociepłowni były już kilka razy zmieniane. Obecnie już nie ma w nich żadnego związku z Elblągiem, a zarówno EC jak i zakład energetyczny nie są zarządzane przez elblążan. Przygotowywana jest likwidacja naszego zakładu energetycznego.
Przyszłość technologiczna systemu ciepłowniczego nie jest oczywista. Wcale nie jest łatwo wybudować od początku nową elektrociepłownię na Żytniej, ani gdziekolwiek indziej. Bo nikt nie będzie w stanie zapewnić zamknięcia finansowego projektu zawierającego w sobie niezbędne urządzenia rezerwowe. Urządzenia nie produkujące przez 99 proc. czasu funkcjonowania. Trzeba pamiętać również o koszach infrastruktury towarzyszącej. Starannie powinno się przeanalizować uwarunkowania paliwowe i ekologiczne. Obecnie prawdopodobnie tylko urządzenia oparte na biomasie mają szanse na realizację w potrzebnej dla Elbląga skali. A biomasy dla naprawdę dużych bloków nie ma i nie będzie w okolicach Elbląga. Węgiel implikuje znaczną emisję CO2, a gaz z kolei jest i będzie drogi. Nie można też oczekiwać, żeby urządzenia gazowe pracowały w przyszłości w podstawie obciążenia. Chyba, że w okolicach Elbląga będą eksploatowane pokłady gazu, którego nie będzie można wtłoczyć do sieci.
Ze względu na istniejące urządzenia, mogące funkcjonować jako rezerwowe i szczytowe, bardzo dobrym docelowym źródłem ciepła jest istniejąca elektrociepłownia. Wystarczy wybudować niewielki blok biopaliwowy, pokrywający zapotrzebowanie podstawowe. Uważam, że organizacyjnie powinna ona funkcjonować wspólnie z systemem dystrybucyjnym, realizując korzyści dla mieszkańców Elbląga z takiej struktury. Jednak Energa wcale nie jest oczywistym, potencjalnym właścicielem tej struktury. Powinny odbyć się negocjacje z możliwe wieloma partnerami. Z pewnością istotnym jej właścicielem powinno być miasto. Nie po to, żeby rządzić, a po to, żeby wiedzieć. Tego nie zapewnia prosta sprzedaż obecnie rozpatrywana.
Powinno nastąpić połączenie firm. Właścicielem może być Energa pod warunkiem zagwarantowania przez nią niezbędnej reorganizacji, inwestycji i utrzymania lokalnego charakteru. Jeżeli Energa nie będzie do tego gotowa, to można się starać o doprowadzenie do wspólnego sprzedania obu firm innemu inwestorowi. Pamiętajmy, że EC, w razie braku bardzo dobrej współpracy z władzami miasta, jest sporym obciążeniem dla Energi. Nie będzie w stanie przeprowadzić modernizacji przy malejącym zapotrzebowaniu na ciepło i nieco oderwanym od rzeczywistości postępowaniu związków zawodowych. Obiektywne warunki i doświadczenia mogą skłonić prawdopodobnie zarówno władze miasta, jak i Energę, do konstruktywnego poszukiwania najlepszego rozwiązania. Oby takie negocjacje prowadzili realni fachowcy, a nie fantaści i teoretycy.
Nie można zapomnieć o pewnych uwarunkowaniach społecznych. Pracownicy EC dążą do podwyżek zarobków do takich, jakie funkcjonuję w większych ośrodkach, i wydłużaniu gwarancji zatrudnienia. Obiecują też podobny wzrost zarobków pracownikom EPEC. Trzeba będzie znaleźć sposób, aby wynikający z tego wzrost kosztów nie obciążył mieszkańców Elbląga.
Można zastanawiać się, co się stanie, jeżeli dotychczasowy stan będzie utrzymywany. Moim zdaniem kilka miesięcy czy pojedyncze lata nie mają znaczenia. Tyle trzeba na przeprowadzenie poważnych analiz i negocjacji. Obecnie warunki uzyskiwanych kredytów też nie są zachęcające. Ale jeżeli nic się nie zmieni, to elbląski system ciepłowniczy, który w przeszłości był jednym z najlepiej rozwiniętych w polskich miastach podobnej wielkości, będzie stopniowo upadał.
Kilka miesięcy do wyboru nowych władz samorządowych nie ma znaczenia. Dobrze by było, gdyby kandydaci na Prezydenta przedstawili w kampanii wyborczej swoje poglądy i zamierzenia w tej sprawie.
O EPEC czytaj także:
„Nie wolno sprzedawać EPEC” – Witold Gintowt-Dziewałtowski
„Nie ma powodu, by się spieszyć” – Jerzy Wilk
„Sprawdzian z EPEC” – przed sesją RM
„Prezydent w sprawie EPEC” – Henryk Słonina
„Głos mieszkańca w sprawie EPEC”
„EPEC – tak było” – Witold Gintowt-Dziewałtowski
„Prywatyzować czy inwestować w EPEC” – Robert Szaj
Wiesław Sawicki, prezes Elektrociepłowni Elbląg Sp. z o.o. do 2006 roku