Po ostatnich wyborach samorządowych została podniesiona kwestia budownictwa komunalnego jak i socjalnego w mieście. Niemalże wszystkie wszystkie wybrane ugrupowania dostrzegają „problem braku mieszkań” i jednocześnie deklarują rozwiązanie tego „problemu” na różne sposoby. Znikąd natomiast nie słychać racjonalnych argumentów w tej jednostronnej, zideologizowanej dyskusji.
Wiele lat temu austriacki ekonomista Friedrich von Hayek w swoim dziele „Konstytucja wolności” pisał, że „kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie”. Dostęp do mieszkania jest tematem wrażliwym, za czym idzie łatwość w manipulowaniu opinii publicznej przez decydentów kierujących się wyłącznie własnymi odczuciami, lub naciskami grup wyborców nie zważając w żadnym wypadku na ekonomiczne skutki swoich decyzji, głównie dotykające ich elektorat.
Słuchając wypowiedzi radnych (i wierząc w ich zapewnienia) można dojść do wniosku, że mieście panuje plaga bezdomności, gdyż istnieje potrzeba budowy wg różnych szacunków od kilkuset nawet do kilku tysięcy mieszkań. Skąd takie dane? Tyle osób oczekuje w kolejce po mieszkanie komunalne lub socjalne. Nie jest to jednak w żadnym wypadku miara niezaspokojonego popytu rynkowego na mieszkania, a wyłącznie liczba osób, które chciałyby korzystać z tańszego lokum. Innymi słowy tyle osób nie potrzebuje mieszkań, a jedynie chciałoby je po prostu dostać.
Mieszkania są drogie
To prawda. Zakup mieszkania jest jedną z najważniejszą decyzji w życiu przeciętnego człowieka, głównie ze względu na koszty, jakie on ze sobą niesie. Dlatego wszyscy opowiadający się za budową mieszkań przez państwo/samorząd jak mantrę powtarzają, że ze względu na wysokie koszty mieszkań to władza powinna zająć się finansowaniem budownictwa. Jednak to właśnie te wysokie koszty są głównym argumentem przeciw budownictwu komunalnemu! Zakup 50-metrowego mieszkania to wydatek ok. 200 000 zł. Samorząd wcale nie wybuduje mieszkań taniej, więc nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby mniej zorganizowani czyli biedniejsi mieszkańcy mieli w pośredni sposób finansować dobrobyt lepiej zorganizowanych, za czym idzie lepiej prosperujących obywateli. Jest to po prostu niemoralne. Mitem jest to, że mieszkania komunalne trafiają do osób, które nie mogłyby sobie na nie pozwolić. Trafiają głownie do tych, którzy potrafią je wywalczyć. Nawet gdyby mieszkania te trafiły w stu procentach do ludzi o niższych dochodach, to jak pisał Milton Friedman, zostanie to przeprowadzone „złym środkiem, który prowadzi do spaczenia dobrych celów”, poprzez wydanie publicznych (nie swoich) pieniędzy.
Godne warunki życia
Przechodząc obok budynków socjalnych nietrudno stwierdzić, że ich stan jest co najmniej opłakany, dlatego kolejnym z argumentów wysuwanych przez zwolenników tworzenia tego typu budynków jest poprawa warunków życia ludzi w nich mieszkających. Historia budownictwa socjalnego sięga lat 30. XX wieku. Wtedy to w pogrążonych Wielkim Kryzysem Stanach Zjednoczonych zaczęto wdrażać w życie różnego rodzaju programy budownictwa dla grup najbardziej poszkodowanych przez kryzys. Po wielu latach badań stwierdzono, że były one jedną z przyczyn szerzących się patologii, przestępczości, a budynki po niedługim czasie popadły w ruinę. Okazało się, że głównym powodem zachodzenia tychże zjawisk był brak własności zajmowanego lokum. Własność do rzeczy jest nierozerwalna z odpowiedzialnością za nią. Jest bodźcem, który skłania do dbania o daną rzecz. Im ma wyższą wartość, tym więcej przykładamy do niej uwagi. Jak to ma się do mieszkaniach socjalnych? Lokatorom nie opłaca się ich remontować, ponieważ nie należą do nich! Dziwi tyko, że nie dostrzegają tego radni pomimo tego, że wśród nich jest co najmniej jeden psycholog.
Co zrobić?
Trzeba jasno stwierdzić, ze problemu braku mieszkań nie ma, gdyż część mieszkań budowanych przez deweloperów stoi pusta. Problemem jest sposób, w jaki chcą z tym wyimaginowanym problemem radzić sobie rządzący, tworząc kolejne niszczejące blokowiska, w których mieszkać będą bezrobotni. I to właśnie doszliśmy do prawdziwego problemu, jakim jest bezrobocie. Nie zwalczy się jego komisją w radzie miejskiej (jak to proponowała kiedyś jedna z radnych), specjalnymi budynkami na Modrzewinie, dotacjami unijnymi, czy też wydatkami na promocję przedsiębiorczości. Alternatywą do tego jest zaprzestanie budownictwa socjalnego/komunalnego, zmniejszenie wydatków (m.in. na wymienione cele), jak i również zmniejszenie podatków lokalnych, co z kolei będzie jednym z bodźców do prowadzenia działalności przez prywatnych inwestorów w mieście i zatrudnienia pracowników, którzy z godnością będą mogli zakupić własne mieszkanie na rynku, nie czekając na łaskę urzędników.
Mechanizm prosty, jednak dla niektórych trudny do zrozumienia.
Słuchając wypowiedzi radnych (i wierząc w ich zapewnienia) można dojść do wniosku, że mieście panuje plaga bezdomności, gdyż istnieje potrzeba budowy wg różnych szacunków od kilkuset nawet do kilku tysięcy mieszkań. Skąd takie dane? Tyle osób oczekuje w kolejce po mieszkanie komunalne lub socjalne. Nie jest to jednak w żadnym wypadku miara niezaspokojonego popytu rynkowego na mieszkania, a wyłącznie liczba osób, które chciałyby korzystać z tańszego lokum. Innymi słowy tyle osób nie potrzebuje mieszkań, a jedynie chciałoby je po prostu dostać.
Mieszkania są drogie
To prawda. Zakup mieszkania jest jedną z najważniejszą decyzji w życiu przeciętnego człowieka, głównie ze względu na koszty, jakie on ze sobą niesie. Dlatego wszyscy opowiadający się za budową mieszkań przez państwo/samorząd jak mantrę powtarzają, że ze względu na wysokie koszty mieszkań to władza powinna zająć się finansowaniem budownictwa. Jednak to właśnie te wysokie koszty są głównym argumentem przeciw budownictwu komunalnemu! Zakup 50-metrowego mieszkania to wydatek ok. 200 000 zł. Samorząd wcale nie wybuduje mieszkań taniej, więc nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby mniej zorganizowani czyli biedniejsi mieszkańcy mieli w pośredni sposób finansować dobrobyt lepiej zorganizowanych, za czym idzie lepiej prosperujących obywateli. Jest to po prostu niemoralne. Mitem jest to, że mieszkania komunalne trafiają do osób, które nie mogłyby sobie na nie pozwolić. Trafiają głownie do tych, którzy potrafią je wywalczyć. Nawet gdyby mieszkania te trafiły w stu procentach do ludzi o niższych dochodach, to jak pisał Milton Friedman, zostanie to przeprowadzone „złym środkiem, który prowadzi do spaczenia dobrych celów”, poprzez wydanie publicznych (nie swoich) pieniędzy.
Godne warunki życia
Przechodząc obok budynków socjalnych nietrudno stwierdzić, że ich stan jest co najmniej opłakany, dlatego kolejnym z argumentów wysuwanych przez zwolenników tworzenia tego typu budynków jest poprawa warunków życia ludzi w nich mieszkających. Historia budownictwa socjalnego sięga lat 30. XX wieku. Wtedy to w pogrążonych Wielkim Kryzysem Stanach Zjednoczonych zaczęto wdrażać w życie różnego rodzaju programy budownictwa dla grup najbardziej poszkodowanych przez kryzys. Po wielu latach badań stwierdzono, że były one jedną z przyczyn szerzących się patologii, przestępczości, a budynki po niedługim czasie popadły w ruinę. Okazało się, że głównym powodem zachodzenia tychże zjawisk był brak własności zajmowanego lokum. Własność do rzeczy jest nierozerwalna z odpowiedzialnością za nią. Jest bodźcem, który skłania do dbania o daną rzecz. Im ma wyższą wartość, tym więcej przykładamy do niej uwagi. Jak to ma się do mieszkaniach socjalnych? Lokatorom nie opłaca się ich remontować, ponieważ nie należą do nich! Dziwi tyko, że nie dostrzegają tego radni pomimo tego, że wśród nich jest co najmniej jeden psycholog.
Co zrobić?
Trzeba jasno stwierdzić, ze problemu braku mieszkań nie ma, gdyż część mieszkań budowanych przez deweloperów stoi pusta. Problemem jest sposób, w jaki chcą z tym wyimaginowanym problemem radzić sobie rządzący, tworząc kolejne niszczejące blokowiska, w których mieszkać będą bezrobotni. I to właśnie doszliśmy do prawdziwego problemu, jakim jest bezrobocie. Nie zwalczy się jego komisją w radzie miejskiej (jak to proponowała kiedyś jedna z radnych), specjalnymi budynkami na Modrzewinie, dotacjami unijnymi, czy też wydatkami na promocję przedsiębiorczości. Alternatywą do tego jest zaprzestanie budownictwa socjalnego/komunalnego, zmniejszenie wydatków (m.in. na wymienione cele), jak i również zmniejszenie podatków lokalnych, co z kolei będzie jednym z bodźców do prowadzenia działalności przez prywatnych inwestorów w mieście i zatrudnienia pracowników, którzy z godnością będą mogli zakupić własne mieszkanie na rynku, nie czekając na łaskę urzędników.
Mechanizm prosty, jednak dla niektórych trudny do zrozumienia.