Jest pisemne uzasadnienie orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Hetmana. Sędziowie stwierdzili, że elbląskie sądy niezbyt wnikliwie zajęły się tematem, szczególnie w kwestii funkcjonowania związków zawodowych w tej firmie. Sprawa wraca więc do ponownego rozpoznania. Co ciekawe, za prowadzenie spraw związkowych dostało się też Zarządowi Regionu Elbląskiego Solidarności.
Przypomnijmy, Jan Przezpolewski, prezes nieistniejącej już spółki Hetman, odwołał się od prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Elblągu, który to nakazał przywrócić do pracy dziewięć szwaczek, założycielek komisji zakładowej Solidarności. W kilkunastostronicowym uzasadnieniu Sąd Najwyższy podniósł kilka istotnych wątków. Jedną z kluczowych spraw, na jakie wskazał, jest to, że w sprawie Hetmana nie zostało ustalone, czy w ogóle kiedykolwiek działała tam zakładowa organizacja związkowa Solidarności. Według SN to okoliczność istotna dla rozstrzygnięcia sprawy. Sąd Rejonowy, zdaniem sędziów SN, nie dokonał w tym przedmiocie własnych ustaleń i nie odniósł się do stanowiska prezesa, który twierdził, że w momencie zakupu zakładu wiedział o zakładowej organizacji związkowej, która jednak od wielu lat nie funkcjonowała. "Sąd powinien wziąć pod uwagę ten fakt i na jego podstawie ocenić, czy zwalnianym kobietom przysługiwała ochrona ze względu na uczestnictwo w komitecie założycielskim. Powoływanie bowiem zwielokrotnionej struktury związkowej jest bezskuteczne" - napisano w uzasadnieniu.
Ochrona nie przysługiwała
Zdaniem SN, Sąd Rejonowy w Elblągu powinien rozważyć, czy kobiety z komitetu założycielskiego podlegają ochronie przed rozwiązaniem stosunku pracy. Z rozważań Sądu Najwyższego wynika, że kobiety z komitetu założycielskiego nie korzystały ze szczególnej ochrony stosunku pracy. "Wniosek ten może wynikać z istnienia w Hetmanie zakładowej organizacji związkowej Solidarności, a to zależy od ustaleń faktycznych w tym zakresie. Jeżeli zostanie ustalone, że taka organizacja już istniała, to dziewięć kobiet nie mogło skorzystać z ochrony przed zwolnieniem. Taka ochrona mogła przysługiwać tylko wówczas, gdyby w Hetmanie nie było zakładowej organizacji związkowej Solidarności". Ochrona przed zwolnieniami - zdaniem SN - nie przysługuje również wtedy, gdy liczba członków komitetu założycielskiego przekracza siedem osób.
"Trudno powódkom stawiać z tego tytułu zarzut z uwagi na zrozumiałą nieznajomość szczegółowych uregulowań ustawy o związkach zawodowych. Zarzut ten powinien być raczej skierowany do zarządu regionu Solidarności, który zarejestrował taką liczbę członkiń, a nie uprzedził ich, że z tej przyczyny nie przysługuje im ochrona przed rozwiązaniem stosunku pracy" - czytamy w uzasadnieniu.
Strajk z naruszeniem przepisów
Statut związku Solidarności, na co wskazuje SN - nie określa wprawdzie, z ilu osób może składać się komitet założycielski zakładowej organizacji związkowej, ale rejestrowanie więcej niż siedem osób ma skutki tylko wewnątrzzwiązkowe, natomiast wobec pracodawcy takie działanie jest bezskuteczne w zakresie ochrony przed zwolnieniem. Z drugiej strony, co podkreśla SN - wśród dziewięciu założycielek związku trudno wybrać te, które mają podlegać ochronie, a które nie.
Sąd wskazał, że skoro nie można wobec założycielek związku w Hetmanie stosować zapisów o ochronie związkowej, rozstrzygnięcie sprawy powinno oprzeć się na ocenie prawidłowości rozwiązania z nimi umów o pracę na podstawie art. 52 kodeksu pracy.
Sąd Najwyższy uznał, że fakt zalegania z wypłatą wynagrodzeń nie uzasadnia samowolnego przerwania pracy i w jego opinii wstrzymanie pracy 18 grudnia 2002 roku należy traktować jako strajk z naruszeniem przepisów o rozwiązywaniu sporów zbiorowych co do przedmiotu strajku, jak i trybu jego rozpoczęcia. Założenie związku zawodowego było natomiast - w opinii sędziów SN - celem ubocznym. Więc - jak konstatuje SN - przyczyną zwolnienia dziewięciu szwaczek nie było założenie związku, ale przerwanie pracy, a wobec niektórych osób również inne naruszenia obowiązków pracowniczych.
Wiatr w żaglach
Dzięki temu wyrokowi Jan Przezpolewski nabrał wiatru w żagle. Uważa, że dziewięć kobiet, które na podstawie prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego musiał przywrócić do pracy, powinny oddać uzyskane odszkodowania. Według szefa Hetmana, kasacja z Sądu Najwyższego świadczy o tym, że wyrok był bezpodstawny, a w związku z tym kobiety muszą mu zwrócić pieniądze, jakie otrzymały za czas pozostawania bez pracy w latach 2003 - 2004. Oczywiście nie za pracę, ale za urlopy i przestoje. Wyliczył, że każda z tych pań jest mu winna po 5-6 tysięcy zł.
Przezpolewski zamierza też wszcząć sprawę dotyczącą zwolnienia z pracy około 30 osób (sąd przyznał im odszkodowania, bo uznał, że ich wypowiedzenia były wadliwe i że prezes źle prowadził negocjacje ze związkowcami). Zdaniem Przezpolewskiego, pojawiły się w tej sprawie nowe okoliczności, czyli orzeczenie Sądu Najwyższego, więc - w jego opinii - nie miał z kim negocjować.
Przed elbląskim sądem toczy się tymczasem proces Jana P. o złośliwe naruszanie praw pracowniczych.
Ochrona nie przysługiwała
Zdaniem SN, Sąd Rejonowy w Elblągu powinien rozważyć, czy kobiety z komitetu założycielskiego podlegają ochronie przed rozwiązaniem stosunku pracy. Z rozważań Sądu Najwyższego wynika, że kobiety z komitetu założycielskiego nie korzystały ze szczególnej ochrony stosunku pracy. "Wniosek ten może wynikać z istnienia w Hetmanie zakładowej organizacji związkowej Solidarności, a to zależy od ustaleń faktycznych w tym zakresie. Jeżeli zostanie ustalone, że taka organizacja już istniała, to dziewięć kobiet nie mogło skorzystać z ochrony przed zwolnieniem. Taka ochrona mogła przysługiwać tylko wówczas, gdyby w Hetmanie nie było zakładowej organizacji związkowej Solidarności". Ochrona przed zwolnieniami - zdaniem SN - nie przysługuje również wtedy, gdy liczba członków komitetu założycielskiego przekracza siedem osób.
"Trudno powódkom stawiać z tego tytułu zarzut z uwagi na zrozumiałą nieznajomość szczegółowych uregulowań ustawy o związkach zawodowych. Zarzut ten powinien być raczej skierowany do zarządu regionu Solidarności, który zarejestrował taką liczbę członkiń, a nie uprzedził ich, że z tej przyczyny nie przysługuje im ochrona przed rozwiązaniem stosunku pracy" - czytamy w uzasadnieniu.
Strajk z naruszeniem przepisów
Statut związku Solidarności, na co wskazuje SN - nie określa wprawdzie, z ilu osób może składać się komitet założycielski zakładowej organizacji związkowej, ale rejestrowanie więcej niż siedem osób ma skutki tylko wewnątrzzwiązkowe, natomiast wobec pracodawcy takie działanie jest bezskuteczne w zakresie ochrony przed zwolnieniem. Z drugiej strony, co podkreśla SN - wśród dziewięciu założycielek związku trudno wybrać te, które mają podlegać ochronie, a które nie.
Sąd wskazał, że skoro nie można wobec założycielek związku w Hetmanie stosować zapisów o ochronie związkowej, rozstrzygnięcie sprawy powinno oprzeć się na ocenie prawidłowości rozwiązania z nimi umów o pracę na podstawie art. 52 kodeksu pracy.
Sąd Najwyższy uznał, że fakt zalegania z wypłatą wynagrodzeń nie uzasadnia samowolnego przerwania pracy i w jego opinii wstrzymanie pracy 18 grudnia 2002 roku należy traktować jako strajk z naruszeniem przepisów o rozwiązywaniu sporów zbiorowych co do przedmiotu strajku, jak i trybu jego rozpoczęcia. Założenie związku zawodowego było natomiast - w opinii sędziów SN - celem ubocznym. Więc - jak konstatuje SN - przyczyną zwolnienia dziewięciu szwaczek nie było założenie związku, ale przerwanie pracy, a wobec niektórych osób również inne naruszenia obowiązków pracowniczych.
Wiatr w żaglach
Dzięki temu wyrokowi Jan Przezpolewski nabrał wiatru w żagle. Uważa, że dziewięć kobiet, które na podstawie prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego musiał przywrócić do pracy, powinny oddać uzyskane odszkodowania. Według szefa Hetmana, kasacja z Sądu Najwyższego świadczy o tym, że wyrok był bezpodstawny, a w związku z tym kobiety muszą mu zwrócić pieniądze, jakie otrzymały za czas pozostawania bez pracy w latach 2003 - 2004. Oczywiście nie za pracę, ale za urlopy i przestoje. Wyliczył, że każda z tych pań jest mu winna po 5-6 tysięcy zł.
Przezpolewski zamierza też wszcząć sprawę dotyczącą zwolnienia z pracy około 30 osób (sąd przyznał im odszkodowania, bo uznał, że ich wypowiedzenia były wadliwe i że prezes źle prowadził negocjacje ze związkowcami). Zdaniem Przezpolewskiego, pojawiły się w tej sprawie nowe okoliczności, czyli orzeczenie Sądu Najwyższego, więc - w jego opinii - nie miał z kim negocjować.
Przed elbląskim sądem toczy się tymczasem proces Jana P. o złośliwe naruszanie praw pracowniczych.
R