- Stojące w kilkukilometrowej kolejce do polskiej granicy matki z małymi dziećmi to porażający widok, nawet dla mnie policjanta, który wiele lat pracował w pionie kryminalnym i poznał rożne ludzkie tragedie. Ten widok zostanie ze mną na zawsze – mówi elblążanin Krzysztof Pytlarczyk, wiceprezes International Police Association Region Olsztyn, stowarzyszenia skupiającego policjantów i strażników granicznych, które organizuje konwoje humanitarne do Ukrainy. Kolejny wyruszy już 28 marca do Łucka. Zdjęcia.
- Ponad 100 matek z dziećmi ewakuowanych z terenu Ukrainy, około 70 osób rozwiezionych po Polsce i ulokowanych w bezpiecznych miejscach, przekazanych blisko 1000 litrów paliwa, prawie 6 ton różnych darów z czego połowa to medykamenty - to efekt dwudniowej akcji konwojowej zrealizowanej na rzecz pomocy Ukrainie - czytamy na stronie International Police Association Region Olsztyn czyli Międzynarodowego Stowarzyszenia Policji.
Dwa konwoje humanitarne olsztyńskiego IPA dotarły do Lwowa oraz Łucka. W planach jest trzeci.
- Przyjaźń przez pomoc to nasze hasło. IPA skupia byłych i czynnych policjantów oraz strażników granicznych. To organizacja z kilkudziesięcioletnią tradycją. Teraz pomagamy Ukrainie, konkretnie ukraińskim żołnierzom - mówi e Krzysztof Pytlarczyk, emerytowany policjant, obecnie wiceprezes Regionu Olsztyn IPA, uczestnik konwojów humanitarnych.
Ich pomoc dociera do zachodniej Ukrainy.
- Jest dedykowana ukraińskim żołnierzom. Dostarczamy im medykamenty oraz inny asortyment, na przykład opaski uciskowe, które mogą im uratować życie podczas walk. W pierwszym konwoju, który zorganizowaliśmy, jechało 12 dwanaście busów z darami, w drugim sześć. 28 marca planujemy trzeci konwój do Łucka - mówi Krzysztof Pytlarczyk.
Medykamenty, czy opaski uciskowe to obecnie towar deficytowy na polskim rynku.
- Pomoc pozyskujemy z różnych źródeł. Busy są nam użyczane, kierowcami jesteśmy my. Zbieramy także fundusze, ponieważ bez nich organizacja takiego konwoju nie byłaby możliwa. Pomoc przychodzi z różnych kierunków. Na przykład: jeden z członków naszej organizacji ma rodzinę w USA. Od niej także otrzymaliśmy opaski uciskowe, tak bardzo potrzebne ukraińskim żołnierzom – mówi Krzysztof Pytlarczyk.
To, co poruszyło ich najbardziej, to widok matek z dziećmi, które stały w długiej kolejce do polskiej granicy.
- Stojące w kilkukilometrowej kolejce do polskiej granicy matki z małymi dziećmi to porażający widok, nawet dla mnie policjanta, który wiele lat pracował w pionie kryminalnym i poznał rożne ludzkie tragedie. Ten widok zostanie ze mną na zawsze. Przy pierwszym wyjeździe z konwojem byliśmy nawet nieco zdziwieni „normalnością” we Lwowie. Przecież to kraj objęty wojną, a wszystko tam wygląda normalnie? Ludzie chodzą ulicami, toczy się życie. W Łucku też sytuacja nie wyglądała dramatycznie, ale przy wjeździe pogranicznicy powiedzieli nam, że był atak na lotnisko. Wracając widzieliśmy unoszące się słupy dymu nad tym lotniskiem – mówi Krzysztof Pytlarczyk.
Od IPA dary na miejscu odbierają urzędnicy.
- W Łucku utworzyli oni magazyny, urzędnicy miejscy zajmują się tam logistyką, sortują dary. Jesteśmy więc pewni, że nasza pomoc dotrze tam, gdzie powinna. W Łucku spotkaliśmy też dzieci, które przyjechały ze wschodniej, ogarniętej wojną Ukrainy. To miejsce wyglądało niczym mały dom dziecka, choć nim nie było. Te dzieci miały rodziców, ale ewakuowano je bez nich. Rodzice po prostu nie mogli wyjechać. Mieliśmy akurat trochę rzeczy dla dzieci, które pochodziły ze zbiórki. Przekazaliśmy je im - wspomina Krzysztof Pytlarczyk.
W Łucku musieli razem z mieszkańcami schronić się w bunkrze.
- Zawyły syreny, zeszliśmy. Byliśmy tam dwie godziny. Mieszkańcy tego miasta zaczynają się do tego przyzwyczajać, to staje się ich normalnością. Alarmy bombowe mają średnio pięć, sześć razy dziennie. Bomby jednak nie spadają bezpośrednio na miasto, więc zaczęli się do tego przyzwyczajać. Tak jest i już – mówi Krzysztof Pytlarczyk.
Podkreśla, że Ukraińcy są Polakom bardzo wdzięczni za pomoc. - Staliśmy na parkingu we Lwowie, ludzie się zatrzymywali samochodami i dziękowali nam. Czy się boimy? Tylko wariat się nie boi. Nikt nie chce stracić życia, wiemy, że jest niebezpiecznie. Nie jeżdżę tam przecież dla adrenaliny. Moja żona, moi synowie każdy mój wyjazd przeżywają. Wiedzą przecież dokąd jadę. Jednak ci ludzie w Ukrainie jeszcze bardziej się boją. Nas strach nie może paraliżować, trzeba działać - podkreśla Krzysztof Pytlarczyk.
W ukraińskich żołnierzach „czuć” determinację. - Zawsze mówią, że dadzą radę, że wygrają. Będą bronili swoich domów i ziemi do końca – mówi Pytlarczyk.
Ile konwojów humanitarnych wyruszy jeszcze do Ukrainy? - 28 marca będzie trzeci, nadal chcemy pomagać, to wszystko zależy od finansów. Jeśli ktoś może i chce nas wesprzeć, to wszelkie informacje o tym, jak to zrobić znajdzie na naszej stronie – mówi policjant.