Gdzieś tam na wiosnę z domu wczasowego „Bałtyk” w Krynicy Morskiej ktoś ukradł rower, informował Dziennik Bałtycki z 28 czerwca 1956 r.
Złodziej, uciekając, wpadł na paliki, zagradzające alejkę, idącą w dół do Łysicy i na skutek wypadku stracił na chwilę przytomność.
Przechodzący obok żołnierz WOP chciał mu przyjść z pomocą. Przytomniejący złodziej, sądząc, iż chcą go zatrzymać, rzucił się na żołnierza z... nożem... zawiadomiony komendant posterunku MO w Tolkmicku (Łysica własnego posterunku nie posiada i każda interwencja milicji, to tutaj sprawa bardzo problematyczna) sprawę raczej zbagatelizował, twierdząc, iż nic się przecież nie stało, rower odzyskano, a żołnierz się obronił...
Dlaczego o tym piszę?
Wypadek sam w sobie zasługuje na pewno na krytykę, ale problem tkwi gdzie indziej: Łysica-Krynica Morska, licznie nie tylko w sezonie zamieszkane osiedle, musi mieć – i to szybko – własny posterunek MO.
Przechodzący obok żołnierz WOP chciał mu przyjść z pomocą. Przytomniejący złodziej, sądząc, iż chcą go zatrzymać, rzucił się na żołnierza z... nożem... zawiadomiony komendant posterunku MO w Tolkmicku (Łysica własnego posterunku nie posiada i każda interwencja milicji, to tutaj sprawa bardzo problematyczna) sprawę raczej zbagatelizował, twierdząc, iż nic się przecież nie stało, rower odzyskano, a żołnierz się obronił...
Dlaczego o tym piszę?
Wypadek sam w sobie zasługuje na pewno na krytykę, ale problem tkwi gdzie indziej: Łysica-Krynica Morska, licznie nie tylko w sezonie zamieszkane osiedle, musi mieć – i to szybko – własny posterunek MO.
oprac. Olaf B.