Obszedłem wszystkie-dosłownie wszystkie sklepy i kioski łącznie ze spożywczymi, jako że nigdy nie wiadomo, gdzie można kupić szpilki krawieckie, informował Elbląski Głos Wybrzeża z 10 marca 1955 r.
W dzień moich imienin żona z tajemniczą i uroczystą miną wręczyła mi dużą, starannie opakowaną i przewiązaną różową wstążeczką paczkę. Po rozwinięciu znalazłem w niej kupon pięknego, szarego materiału na ubranie.
Spojrzałem na nią z wdzięcznością i ze zdziwieniem.
- Widzisz najdroższy, udało mi się zaoszczędzić w domowym budżecie trochę pieniędzy, więc...
Ucałowałem ją serdecznie i następnego dnia udaliśmy się do krawca. Po dokładnym wymierzeniu mojej szczupłej figury mistrz igły zadał zasadnicze pytanie.
- A dodatki, jak guziki, podszewka, włosianka ma pan?
Niestety, nie miałem. Obiecałem jednak, że następnego dnia przyniosę. I rzeczywiście, po krajoznawczej wycieczce wzdłuż i wszerz Elbląga udało mi się kupić niezbędne dodatki, które z dumną miną zaniosłem do znajomego już krawca.
Po dokonaniu miary krawiec odezwał się.
- Do pierwszej przymiarki przyjdzie pan... przyjdzie pan... no, za półtora miesiąca...
Usiadłem ze zdziwienia.
... Nic... nic nie rozumiem... wyjąkałem. Dlaczego tak późno?
- No bo widzi pan, zakład nasz nie ma szpilek krawieckich. To znaczy mamy kilka, ale są one w ciągłym użyciu, o pan przecież nie jest jedynym klientem. Na skutek braku szpilek, musimy każdy drobiazg fastrygować, co zabiera bardzo dużo czasu i dlatego klienci muszą czekać. Jeśli ma pan w domu szpilki i może je przynieść, to będzie prędzej.
Szpilek nie miałem, ale ponieważ w Elblągu wielu znajomych, wydawało mi się, że zdobędę je bez większego trudu. Jak bardzo byłem naiwny.
Obszedłem wszystkie-dosłownie wszystkie sklepy i kioski łącznie ze spożywczymi, jako że nigdy nie wiadomo, gdzie może szczęście spotkać człowieka.
Odwiedziłem znajomych ku ich wielkiemu zdziwieniu, z którymi od kilku lat nie utrzymywałem żadnego kontaktu towarzyskiego. Każdemu spotkanemu koledze zaglądałem bezceremonialnie pod klapę marynarki, dzięki czemu zdobyłem sobie opinię maniaka.
Niestety nie otrzymałem ani jednej szpilki.
Kiedy w oznaczonym terminie zgłosiłem się do pierwszej przymiarki byłem tak wychudzony, że garnitur trzeba było odpowiednio przerobić.
Krawiec spojrzał na mnie ze współczuciem i rzekł.
- A co, nie mówiłem?
Spuściłem ze wstydem głowę.
Spojrzałem na nią z wdzięcznością i ze zdziwieniem.
- Widzisz najdroższy, udało mi się zaoszczędzić w domowym budżecie trochę pieniędzy, więc...
Ucałowałem ją serdecznie i następnego dnia udaliśmy się do krawca. Po dokładnym wymierzeniu mojej szczupłej figury mistrz igły zadał zasadnicze pytanie.
- A dodatki, jak guziki, podszewka, włosianka ma pan?
Niestety, nie miałem. Obiecałem jednak, że następnego dnia przyniosę. I rzeczywiście, po krajoznawczej wycieczce wzdłuż i wszerz Elbląga udało mi się kupić niezbędne dodatki, które z dumną miną zaniosłem do znajomego już krawca.
Po dokonaniu miary krawiec odezwał się.
- Do pierwszej przymiarki przyjdzie pan... przyjdzie pan... no, za półtora miesiąca...
Usiadłem ze zdziwienia.
... Nic... nic nie rozumiem... wyjąkałem. Dlaczego tak późno?
- No bo widzi pan, zakład nasz nie ma szpilek krawieckich. To znaczy mamy kilka, ale są one w ciągłym użyciu, o pan przecież nie jest jedynym klientem. Na skutek braku szpilek, musimy każdy drobiazg fastrygować, co zabiera bardzo dużo czasu i dlatego klienci muszą czekać. Jeśli ma pan w domu szpilki i może je przynieść, to będzie prędzej.
Szpilek nie miałem, ale ponieważ w Elblągu wielu znajomych, wydawało mi się, że zdobędę je bez większego trudu. Jak bardzo byłem naiwny.
Obszedłem wszystkie-dosłownie wszystkie sklepy i kioski łącznie ze spożywczymi, jako że nigdy nie wiadomo, gdzie może szczęście spotkać człowieka.
Odwiedziłem znajomych ku ich wielkiemu zdziwieniu, z którymi od kilku lat nie utrzymywałem żadnego kontaktu towarzyskiego. Każdemu spotkanemu koledze zaglądałem bezceremonialnie pod klapę marynarki, dzięki czemu zdobyłem sobie opinię maniaka.
Niestety nie otrzymałem ani jednej szpilki.
Kiedy w oznaczonym terminie zgłosiłem się do pierwszej przymiarki byłem tak wychudzony, że garnitur trzeba było odpowiednio przerobić.
Krawiec spojrzał na mnie ze współczuciem i rzekł.
- A co, nie mówiłem?
Spuściłem ze wstydem głowę.
oprac. Olaf B.