Do wczesnych lat 80. XX wieku w Zamechu funkcjonowała Stacja Prób Turbin (SPT). Dokonywano w niej próbnego rozruchu każdej wyprodukowanej turbiny parowej. Był to ostateczny test techniczny przed jej wysłaniem do miejsca przeznaczenia. Nie każdy jednak widział w SPT jedynie czysto techniczne zastosowanie. Był ktoś, kto chciał zaprząc wykorzystywaną w niej energię termiczną pary wodnej do zgoła innych celów.
Do początku lat 80. XX wieku każda wyprodukowana w Zamechu turbina przechodziła ruch próbny na zakładowej stacji prób. Podobnie było ze śrubami napędowymi do statków oraz przekładniami zębatymi. W przypadku turbin w czasie ruchu „pod parą” na stacji prób sprawdzano poziom drgań wirującego wirnika, pracę łożysk, pracę zaworów i serwomotorów oraz urządzeń regulacji i zabezpieczeń. Próby pierwszych zamechowskich turbin małej mocy wykonywano z wykorzystaniem pary wytwarzanej w parowozach. To źródło pary jednak było dalece niewystarczające dla przeprowadzenia prób ruchowych większych turbin. W tym celu wybudowano kotły La Monta, które w maju 1956 r. zasiliły parą próby ruchowej pierwszej wyprodukowanej w elbląskich Zakładach Mechanicznych turbiny TC25.
Aranżacja oraz lokalizacja stacji prób ulegała na przestrzeni lat ewolucji. Małe turbiny napędowe i przemysłowe testowane były w hali A3, dokąd dostarczano z pozostałych hal poszczególne komponenty turbinowe celem ich zmontowania. Potem wraz ze wzrostem gabarytów i masy nowobudowanych turbozespołów stację prób zorganizowano na hali A20, gdzie każda turbina była składana na specjalnie do tego przygotowanym stanowisku montażowym.
Odpowiednio duża wytwornica pary znajdowała się w przybudówce hali A24. Uzyskiwano w niej parę o maksymalnym ciśnieniu 40 bar i temperaturze 400 st. C. Stacja prób była wyposażona we wszystkie urządzenia i systemy pomocnicze umożliwiające pracę turbiny. Był to więc układ olejowy do smarowania łożysk, układ oleju hydraulicznego do sterowania serwomotorami, układ pary uszczelniającej podawanej do dławnic zewnętrznych, układ odwodnieni oraz wymiennik ciepła do skraplania pary wylotowej wraz z pompą skroplin. Praca tych wszystkich układów była monitorowana na panelu kontrolnym z mnóstwem manometrów, termometrów, przycisków i innych wskaźników. Turbina na stacji prób pracowała w układzie zamkniętym, w którym para wylotowa była skraplana w chłodnicy zasilanej wodą z rzeki Elbląg. Skropliny wracały do kotła, w którym były podgrzewane i ponownie w postaci pary trafiały do turbiny przez zawory odcinające i regulacyjne, rozpędzając wirnik do żądanej prędkości obrotowej.
Hałas w mieście
Fabryczne próby ruchowe na stacji prób najczęściej odbywały się na zmianach popołudniowych i nocnych. Chodziło o ograniczenie obecności ludzi na terenie zakładu. Na czas prób mobilizowano wszystkie służby porządkowe oraz straż pożarną, by reagować szybko i sprawnie na sytuacje kryzysowe, w tym pożary, które bywało, że miały miejsce, na przykład wskutek zapłonu przeciekającego oleju. Odpowiednio wcześniej rozpalano ogień w kotle i stopniowo podnoszono parametry pary. Instalacja kotłowa zabezpieczona była zaworami bezpieczeństwa, które miały zadziałać na wypadek przekroczenia parametrów koncesyjnych instalacji. Poprawność działania tych zaworów regularnie testowano. Wówczas przez wyprowadzone ponad dach kotłowni rury wydobywała się na zewnątrz para, która rozprężając się powodowała duży hałas. Jego poziom próbowano obniżyć instalując różne tłumiki, jednak mieszkańcy śródmieścia zawsze słyszeli, kiedy w Zamechu odbywały się próby. Bywało, że takich prób było po kilka w miesiącu. Niektóre z nich się przeciągały, gdy natrafiano na problemy techniczne, niektóre wielokrotnie przerywano, a następnie wznawiano. Wszystko to sprawiało, że wydmuchy pary były zjawiskiem częstym i dość uciążliwym.
Zmierzch SPT
Kres prób ruchowych przyszedł wraz ze wzrostem mocy turbin, coraz doskonalszymi metodami konstruowania oraz znaczną poprawą dokładności wykonania elementów wirujących. Ostatnim typem turbin testowanych na stacji prób były trzykadłubowe dwusetki. Parametry pary z kotłowni zakładowej, jak też jej wydatek, okazały się niewystarczające do rozpędzenia całej linii wałów. Wobec tego postanowiono próbę ruchową podzielić na dwa etapy: rozpędzenie parą zesprzęgniętej części wysokoprężnej i średnioprężnej do 3300 obr/min celem przetestowania wybijaka mechanicznego, a następnie „zakręcenie” do maksymalnej możliwej prędkości poniżej 3000 obr/min dołączonego wirnika niskoprężnego. Film z pierwszej próby ruchowej TK200 dostępny jest tu. Biorąc poprawkę na nieco propagandowy charakter tego filmu należy przyznać, że świetnie przedstawia emocje towarzyszące takiej próbie. Dla wszystkich jest to ostateczna weryfikacja poprawności konstrukcji oraz jakości wyprodukowanych komponentów. Uczestnikom towarzyszy powaga i koncentracja, pracują w napięciu, nie śpią po kilka nocy, spalają setki papierosów.
Kilkaset udanych prób stacyjnych przeprowadzonych na SPT dowiodło powtarzalności procesu oraz przekonało konstruktorów, że jakość obróbcza elementów wirujących jest coraz wyższa, co potwierdzał ich dobry stan dynamiczny. Wobec ograniczonej wydolności zakładowej kotłowni oraz wobec zdecydowanej poprawy metod wytwórczych zaprzestano przeprowadzania prób stacyjnych na początku lat 80. XX w. Turbiny klasy 360 MW już nie były w ten sposób testowane. Decyzja o zamknięciu stacji prób poprzedzona była debatą o kosztach i aspektach technicznych. Wiodący zachodni producenci turbin znacznych mocy już znacznie wcześniej wycofali się w przeprowadzania takich prób.
Gerardowe organy parowe
Zanim to jednak nastąpiło w Elblągu, szczególnie w latach 60. XX w., regularnie kilka razy w miesiącu nad miastem rozlegał się świst - huk generowany przez wyrzut pary przez testowane zawory bezpieczeństwa przed rozpoczęciem prób stacyjnych. Energia pary wyrzucanej w powietrze zainspirowała zakładowego plastyka i dekoratora Gerarda Kwiatkowskiego, który powziął pomysł jej ujarzmienia i wykorzystania do celów artystycznych. Poszukujący nowych form sztuki Gerard zaczynał wówczas eksperymentować z dźwiękiem i światłem. Było to około roku 1967, kiedy po raz pierwszy przedstawił swój pomysł dyrekcji Zamechu. Wpisywał się on w inicjowane już wcześniej przez artystę działania zmierzające do humanizacji miejsc pracy i obniżania ich uciążliwości. Zachęcony sukcesem Biennale Form Przestrzennych, w którym Zamech odegrał rolę głównego sponsora i mecenasa, liczył na realizację swojego kolejnego pomysłu. Były nim organy parowe (kaliope) – instrument muzyczny napędzany wytwarzaną w zakładowej kotłowni gorącą parą pod ciśnieniem.
Przed wydmuchem tej pary w powietrze proponował ją najpierw kierować do odpowiednio skonstruowanych piszczałek o różnej wysokości i wielkości szczeliny, by modulować nimi wysokie i niskie dźwięki. Koncepcja tych organów zakładała stworzenie konsoli z przyciskami oddziałowującymi na dźwignie, które swoim przeciwnym końcem sterowałby – poprzez specjalne zawory - dopływem pary do piszczałek. Gerard planował, by nieprzyjemny akustycznie wydmuch pary w czasie prób stacyjnych zamienić w estetyczne doznanie dźwiękowe.
Z odkrytej przez badającą losy i działalność Gerarda Karinę Dzieweczyńską (kuratorka sztuki w Galerii EL) korespondencji służbowej wynika, że Gerard miał już koncepcję tej instalacji. Ostatecznie jednak nie doszło do realizacji tego ambitnego zamierzenia. Być może stało się tak na skutek nagłej śmierci w grudniu 1967 r. dyrektora naczelnego Zamechu Jana Cieślińskiego, który był sprzymierzeńcem Gerarda i sprzyjał jego artystycznym aspiracjom. Propozycje i wizje Gerarda już tak nie trafiały do nowej dyrekcji, która odraczała realizację projektu, a ostatecznie – z nieznanych powodów - postanowiła powierzyć jego wdrożenie komuś innemu. Z odnalezionej korespondencji wynika, że bezsilność, wezbrana frustracja i rozgoryczenie były impulsem, który pchnął Gerarda Kwiatkowskiego do złożenia w maju 1969 roku podania o zwolnienie z Zamechu. Jego koncepcja organów parowych wkrótce odeszła w zapomnienie, a elblążanom nigdy nie było dane słyszeć wieczorową porą dźwięków znanych symfonii unoszących się nad miastem w czasie prób ruchowych kolejnych turbin…