UWAGA!

Impresjonizm, ekspresjonizm, feminizm

 Elbląg, Impresjonizm, ekspresjonizm, feminizm
Fot. Mikołaj Sobczak

2 października w Bibliotece Elbląskiej odbyło się spotkanie autorskie z Sylwią Zientek, autorką m.in. książek „Polki na Montparnassie” i „Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn”. Aleksandra Buła z Biblioteki Elbląskiej rozmawiała z nią oczywiście o sztuce, kobietach i o tym, dlaczego artystki nie były dostrzegane i postrzegane przez krytyków i odbiorców tak, jak mężczyźni.

"Olga Boznańska, Zofia Stryjeńska, Tamara Łempicka, Magdalena Abakanowicz - to artystki obecne w kanonie polskiej sztuki, ale nadal jest wiele nazwisk przykurzonych, zapomnianych. Anna Bilińska, Zofia Stankiewiczówna, Maria Dulębianka, Aniela Pająkówna, Irena Reno, Alicja Halicka, Mela Muter, Stefania Łazarska, Anna Rajecka, Estera Karp to nazwiska tylko niektórych artystek i malarek, mniej lub bardziej znanych, o których autorka Sylwia Zientek opowiada w swoich książkach. Galerie sztuki coraz chętniej, choć nadal za mało, pokazują ich prace na wystawach, wyciągają namalowane przez nie obrazy z magazynów, aby mogły zostać po raz pierwszy lub na nowo odkryte" – to fragment zapowiedzi wczorajszego spotkania w Bibliotece Elbląskiej. Co mówiła autorka o swoich utalentowanych, ale wciąż nieodkrytych bohaterkach i nie tylko o nich?

 

Skąd sztuka w życiu autorki?

- Dorastałam w takiej szarej rzeczywistości, to była końcówka socjalizmu, blokowisko i smutne czasy. To moje dzieciństwo nie było najweselsze. Przepraszam za kolokwializm, ale tak mnie "trzepnęło", gdy w ostatniej klasie podstawówki pojawiła się nowa pani od plastyki i przyniosła ze sobą na lekcję albumy Claude'a Moneta i Paula Gauguina. Pokazała je nam i zaczęła nam opowiadać o impresjonistach, o tym, jak Monet namalował Impresję, wschód słońca i to było dla mnie takie objawienie. Są czasem w życiu człowieka takie momenty, że coś go bardzo mocno uderzy. Minęło już naprawdę wiele lat, a od tamtego czasu sztuka jest absolutnie obecna w moim życiu. Na początku była to na pewno jakaś forma eskapizmu. Sztuka jest też takim narzędziem, żeby sobie troszeczkę rozplanować życie, żeby marzyć o pojechaniu w pewne miejsce, ja bardzo długo marzyłam oczywiście o tym, żeby pojechać do Paryża, nie miałam na to środków finansowych, Paryż zobaczyłam dopiero jak pracowałam zawodowo jako prawniczka..." - opowiadała Sylwia Zientek.

 

Bariery instytucjonalne i społeczne

- Po latach zainteresowania, chodzenia po muzeach, powstało pytanie: dlaczego tu są same obrazy mężczyzn? Kobiety niczego nie malowały, nie rzeźbiły? A przecież wiedziałam, że były rzeźbiarki, były malarki, tylko nie można ich było nigdzie zobaczyć. Stąd się wzięło to szczególne zainteresowanie dotyczące sztuki kobiet – mówiła autorka. - Pierwsza szkoła wyższa, która przyjmowała kobiety, to była Warszawska Szkoła Sztuk Pięknych, która powstała w 1904 r., miała klasę koedukacyjną i w tym pierwszym roczniku chyba 60 proc. kobiet stanowiło zbiór studentów. W krakowskim ASP (przyjmowano kobiety – red.) dopiero w 1920 roku. Jeśli chodzi o uczelnie europejskie, Paryż dopiero w 1900 roku, tylko że w Paryżu było bardzo dużo szkół prywatnych, które były jakąś namiastką. Mówimy o XIX w., kiedy w ogóle te kobiety mogły pójść choćby do szkoły prywatnej i czegoś się nauczyć. Jeżeli któraś się urodziła w XVII, XVIII czy na początku XIX w., to jedyne na co mogła liczyć, to były prywatne lekcje. Chodziła do pracowni jakiegoś mistrza, w 99 proc. oczywiście mężczyzny i za opłatą pobierała nauki. Mało kto wie, że córka naszego wspaniałego dramatopisarza Fredry była profesjonalną malarką. Żyła na początku XIX w., Fredro finansował jej szkołę u jakiegoś mistrza, francuskiego malarza, ale kiedy dziewczyna osiągnęła wiek, kiedy wychodziła za mąż, już nie było mowy o żadnej karierze. Naturalne było to, że nawet jeśli próbowała rysować, malować, to kiedy zaczynała takie "życie prawdziwej kobiety" to przestała się zajmować "głupotami", tylko tym, "do czego została stworzona". Najgorsze były rzeczywiście te bariery instytucjonalne... - mówiła autorka.

 

  Elbląg, Sylwia Zientek (po lewej) i Aleksandra Buła.
Sylwia Zientek (po lewej) i Aleksandra Buła. Fot. Mikołaj Sobczak

Malowanie po męsku

- W XIX wieku, gdy kobiety otwierały gazetę, tam były wywody o tym, jakie mają małe mózgi, dziś możemy się z tego śmiać albo oburzać, ale były takie naukowe dywagacje, że mózg kobiety jest mniej rozwinięty i ona nie ma zdolności poznawczych, umiejętności do nauki. Autorytety naukowe twierdziły, że kobieta nie w sobie tego potencjału twórczego, byli też tacy, którzy mówili, że nie ma tego pierwiastka boskiego, by tworzyć – opowiadała autorka. - Dosłownie przedwczoraj natknęłam się na recenzję z 1925 r. , gdzie jakiś francuski krytyk zachwalał malarkę i jakimś podstawowym komplementem czy dowodem uznania jej pracy było to, że "maluje po męsku". Bilińska jeszcze bardzo się cieszyła z takich komplementów, ona nie była nastawiona feministycznie, nie była emancypantką w takim rozumieniu, jak myślimy dzisiaj. Parzyła bardzo realistycznie, ona chciała robić to, co robili mężczyźni, mieć takie możliwości, jakie mieli mężczyźni... - tłumaczyła Sylwia Zientek.

 

O moralności

- One (artystki – red.) były lustrowane pod tym kątem, czy uzyskują jakieś profity finansowe z tego, że się wiążą z mężczyznami. To był naprawdę trudny świat i tutaj dochodzimy do paradoksu, bo one tak bardzo starały się zachować taką moralną nienaganność, nawet jeżeli miały partnerów, bo nie oszukujmy się, miały, to nigdy nie było to ostentacyjnie, nigdy się z tym bardzo nie afiszowały, mężczyźni sobie bardziej na to pozwalali. Jednak one starały się być takie oddane pracy, były troszeczkę szarymi myszkami i to niestety poskutkowało tym, że nie miały takich osobowości, które przebiłyby się w tym bardzo konkurencyjnym świecie i były na tyle atrakcyjne, żeby ludzie zwrócili uwagę na malarkę. One były ciche, spokojne, nie istniały jeśli chodzi o skandale czy niesamowite wybryki w kawiarniach – mówiła autorka, przywołując wybryki mężczyzn-artystów jak np. Picassa. - To były takie kwestie źle wpływające na ocenę moralną, ale zwracały uwagę na nazwisko. Zawsze łatwiej było się przebić komuś, kto wywoływał skandal – podkreślała Sylwia Zientek. - Gwiazdami w latach 20' były modelki, aktorki jak Kiki de Montparnasse, która była słynną modelką, ale też tańczyła wieczorami w klubach nocnych, śpiewała dosyć sprośne, swawolne piosenki... ona była gwiazdą, o niej się mówiło królowa Montparnasse'u. To jest gorzkie, ale dosłownie 10 dni temu byłam na Montparnassie i chciałam zobaczyć, czy sytuacja jest taka jak przed rokiem: jest tam kultowa kawiarnia La Rotonde, miejsce absolutnie emblematyczne dla tej dzielnicy, tam się po prostu spotykali wszyscy. Każdy, kto w Paryżu funkcjonował jako artysta, bywał w tej kawiarni, dyskutował, pił, chyba częściej pił niż dyskutował, ale wszyscy tam chodzili, kobiety, malarki, też – opowiadała. W lokalu są rozdawane papierowe podkładki pod posiłki, są na nich wypisane nazwiska znanych osób, które tam bywały. - Tych nazwisk jest multum – podkreśliła Sylwia Zientek. - Są tam w tym całym gąszczu artystycznej wspólnoty, która tam funkcjonowała wymienione dwie kobiety i to nie są niestety artystki, nie ma tam żadnej malarki, żadnej rzeźbiarki. Tam jest wymieniona właśnie Kiki de Montparnasse, która była modelką, też próbowała malować, ale to była modelka i piosenkarka... i jeszcze jedna czarnoskóra modelka Aïcha (Goblet – red.) – podkreśliła autorka.

 

Spotkanie autorskie z Sylwią Zientek "Artystki w mrokach dziejów" dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury z programu „Promocja czytelnictwa 2024”.

TB

Najnowsze artykuły w dziale Biblioteka

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama