W ubiegły wtorek elbląscy policjanci zatrzymali mężczyznę podejrzewanego o wysłanie do sądu listu z podejrzanym proszkiem. Nie przygotowano jednak aktu oskarżenie przeciwko niemu, ponieważ olsztyński sanepid, który miał przebadać kopertę... spalił główny dowód rzeczowy w sprawie.
Przypomnijmy. W poniedziałek 22 września pracownica Sądu Okręgowego w Elblągu zawiadomiła policję, że w jednym z listów, które nadeszły tego dnia do sądu, znajduje się podejrzany proszek. Praca w sądzie została sparaliżowana na dobre kilkadziesiąt minut. Na miejsce oprócz policjantów przybyli strażacy, którzy zapakowali kopertę w worki, a te w szczelnym pojemniku. Następnie pojemnik trafił do elbląskiego Sanepidu, który specjalnym samochodem wysłał ją do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że list był adresowany na nazwisko jednego z sędziów, który wcześniej otrzymywał już listownie groźby. Potwierdziła to prokuratura.
- Sędzia ten otrzymał apelację do swojego wyroku - mówi Jolanta Rudzińska z Prokuratury Rejonowej w Elblągu. - W apelacji były zwroty, które mogły zostać odebrane jako groźba. We wtorek otrzymaliśmy od niego telefon, w którym zwrócił nam on uwagę na zbieżność obu spraw. We wtorek o godz. 9.00 zatrzymaliśmy podejrzanego mężczyznę.
We wtorek prokuratura przesłuchała sędziego oraz świadka. Nikt się jeszcze wtedy nie martwił o kopertę.
- Myśleliśmy wtedy, że koperta zostanie w Olsztynie zbadana - tłumaczy prokurator Jolanta Rudzińska. - Podejrzewam, że we wtorek była jeszcze do uratowania.
Na kopercie był odręcznie napisany adres. Pomimo że litery były drukowane, biegły grafolog mógłby porównać pismo z otrzymaną wcześniej przez sędziego apelacją. Na tej podstawie zatrzymany przez policję mężczyzna mógł zostać postawiony przed sądem. Prokuratura przygotowywała akt oskarżenia weśrodę. Wtedy też zatroszczyła się o dowód rzeczowy. Okazało się, że koperta została... spalona.
Olsztyński Sanepid posiada instrukcje dotyczące tego typu przypadków. Wojewoda może nakazać zniszczenie podejrzanych przesyłek bez badań. Jest to tłumaczone ogromnymi kosztami testów laboratoryjnych przy badaniu na obecność bakterii wąglika.
- Możemy się tłumaczyć tylko faktem, iż był to nasz pierwszy taki przypadek - dodaje Jolanta Rudzińska. - Jeżeli takie zdarzenie się powtórzy, to będziemy wiedzieć, że kopertę należy zastrzec.
Tym razem więc sprawcy - najprawdopodobniej głupiego żartu - się udało. Dowód rzeczowy został zniszczony, a na podstawie apelacji ciężko będzie oskarżyć mężczyznę, gdyż - jak twierdzi prokuratura - "dobrze się tłumaczy". Został więc zwolniony do domu.
Zobacz także: "Podejrzana koperta w sądzie"
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że list był adresowany na nazwisko jednego z sędziów, który wcześniej otrzymywał już listownie groźby. Potwierdziła to prokuratura.
- Sędzia ten otrzymał apelację do swojego wyroku - mówi Jolanta Rudzińska z Prokuratury Rejonowej w Elblągu. - W apelacji były zwroty, które mogły zostać odebrane jako groźba. We wtorek otrzymaliśmy od niego telefon, w którym zwrócił nam on uwagę na zbieżność obu spraw. We wtorek o godz. 9.00 zatrzymaliśmy podejrzanego mężczyznę.
We wtorek prokuratura przesłuchała sędziego oraz świadka. Nikt się jeszcze wtedy nie martwił o kopertę.
- Myśleliśmy wtedy, że koperta zostanie w Olsztynie zbadana - tłumaczy prokurator Jolanta Rudzińska. - Podejrzewam, że we wtorek była jeszcze do uratowania.
Na kopercie był odręcznie napisany adres. Pomimo że litery były drukowane, biegły grafolog mógłby porównać pismo z otrzymaną wcześniej przez sędziego apelacją. Na tej podstawie zatrzymany przez policję mężczyzna mógł zostać postawiony przed sądem. Prokuratura przygotowywała akt oskarżenia weśrodę. Wtedy też zatroszczyła się o dowód rzeczowy. Okazało się, że koperta została... spalona.
Olsztyński Sanepid posiada instrukcje dotyczące tego typu przypadków. Wojewoda może nakazać zniszczenie podejrzanych przesyłek bez badań. Jest to tłumaczone ogromnymi kosztami testów laboratoryjnych przy badaniu na obecność bakterii wąglika.
- Możemy się tłumaczyć tylko faktem, iż był to nasz pierwszy taki przypadek - dodaje Jolanta Rudzińska. - Jeżeli takie zdarzenie się powtórzy, to będziemy wiedzieć, że kopertę należy zastrzec.
Tym razem więc sprawcy - najprawdopodobniej głupiego żartu - się udało. Dowód rzeczowy został zniszczony, a na podstawie apelacji ciężko będzie oskarżyć mężczyznę, gdyż - jak twierdzi prokuratura - "dobrze się tłumaczy". Został więc zwolniony do domu.
Zobacz także: "Podejrzana koperta w sądzie"
OP