"Wiele było pożyczek takich, jak ta od pana S." - powiedział na rozprawie ksiądz Jan H., były dyrektor gospodarczy kurii biskupiej. Przed elbląskim sądem toczy się proces o zwrot długu, jaki ksiądz H. zaciągnął od małżeństwa S. w 1992 roku. Była to kwota 26 tysięcy dolarów.
Adolf S. pozwał do sądu parafię św. Jerzego, w której ksiądz Jan H. był proboszczem. Pieniądze miały zostać przeznaczone na budowę kościoła Miłosierdzia Bożego. Ksiądz z ambony prosił o datki i pożyczki.
- Pożyczki były powszechnie stosowaną formą, ale był też zwyczaj dobrowolnego "opodatkowania"; na przykład 300 zł od jednej rodziny, a 150 zł od rencistów czy emerytów (kwoty w wysokości po denominacji – przyp. red.). W parafii funkcjonował Komitet Budowy Kościoła, który zajmował się przyjmowaniem pieniędzy. Podpisywane też były umowy pożyczek - mówił na rozprawie ksiądz Jan H.
Ksiądz Jan H. utrzymuje, że kuria - mimo prowadzonych wielu inwestycji kościelnych - nie przekazywała mu żadnych pieniędzy na ten cel.
- Z kurii nie uzyskiwałem żadnych funduszy i pytań o to się nie stawiało. Nikt nie omawiał takich kwestii, bo skoro np. proboszcz parafii występował o zgodę na inwestycję, to oznaczało, że jest w stanie załatwić środki we własnym zakresie - mówił ksiądz. - Można było natomiast wpisać się na listę w kurii, by ubiegać się o zagraniczne dofinansowanie. Jeżeli kuria dostała [takie] pieniądze, to je rozdzielała.
Ksiądz Jan H. stwierdził też, że na zaciąganie pożyczek nie musiał mieć zezwolenia z kurii:
- W mojej ocenie na zaciąganie zobowiązań wobec parafii nie była potrzebna zgoda biskupa, nie było wówczas takiego rozporządzenia. Interpretowałem to w ten sposób, że jestem przedstawicielem parafii, która ma osobowość prawną.
O pieniądzach jednak nie dało się nie rozmawiać.
- Poruszaliśmy te tematy podczas posiedzeń Rady Kurialnej. Był jakiś lęk ze strony biskupa o to, w jaki sposób zostaną spłacone długi, ale biskup to aprobował. Udzielił mi zezwolenia na zaciągnięcie kredytu za granicą bez określenia kwoty, by oddać długi [zaciągnięte w Polsce – red.] - stwierdził były dyrektor gospodarczy kurii.
Nigdy jednak nie udało mu się takiego kredytu uzyskać.
O pożyczce, której zwrotu żąda Adolf S., ksiądz Jan. H. powiedział:
- To była bardzo mała kwota jak na owe czasy, nie pamiętam, na jaki cel zostały pożyczone. Na pewno na działalność parafii, bo pożyczałem tylko na cele parafialne.
Ksiądz i jednocześnie szef gospodarczy kurii stosował następującą zasadę: kiedy brakowało pieniędzy na inwestycję, pożyczał, by przyspieszyć budowy. Na początku lat dziewięćdziesiątych prowadzonych było w mieście kilkanaście inwestycji kościelnych jednocześnie.
Sąd pytał świadka, w jaki sposób zamierzał wtedy oddać długi. Spłata miała nastąpić z prowadzonej przez parafię działalności gospodarczej, ale i w inny sposób:
- Założenie było takie, że placówki, które powstały, np. Szkoła Katolicka czy Przedszkole Katolickie, miały same zwracać długi.
Ksiądz Jana H. mówił też przed sądem, że nie będzie określał łącznej kwoty zobowiązań parafii ani wartości wszystkich inwestycji, a teczki z wysokością wierzytelności na życzenie kurii oddał biskupowi:
- Zostałem odwołany, więc nie jestem ego upoważniony do udzielania takich informacji.
- Pożyczki były powszechnie stosowaną formą, ale był też zwyczaj dobrowolnego "opodatkowania"; na przykład 300 zł od jednej rodziny, a 150 zł od rencistów czy emerytów (kwoty w wysokości po denominacji – przyp. red.). W parafii funkcjonował Komitet Budowy Kościoła, który zajmował się przyjmowaniem pieniędzy. Podpisywane też były umowy pożyczek - mówił na rozprawie ksiądz Jan H.
Ksiądz Jan H. utrzymuje, że kuria - mimo prowadzonych wielu inwestycji kościelnych - nie przekazywała mu żadnych pieniędzy na ten cel.
- Z kurii nie uzyskiwałem żadnych funduszy i pytań o to się nie stawiało. Nikt nie omawiał takich kwestii, bo skoro np. proboszcz parafii występował o zgodę na inwestycję, to oznaczało, że jest w stanie załatwić środki we własnym zakresie - mówił ksiądz. - Można było natomiast wpisać się na listę w kurii, by ubiegać się o zagraniczne dofinansowanie. Jeżeli kuria dostała [takie] pieniądze, to je rozdzielała.
Ksiądz Jan H. stwierdził też, że na zaciąganie pożyczek nie musiał mieć zezwolenia z kurii:
- W mojej ocenie na zaciąganie zobowiązań wobec parafii nie była potrzebna zgoda biskupa, nie było wówczas takiego rozporządzenia. Interpretowałem to w ten sposób, że jestem przedstawicielem parafii, która ma osobowość prawną.
O pieniądzach jednak nie dało się nie rozmawiać.
- Poruszaliśmy te tematy podczas posiedzeń Rady Kurialnej. Był jakiś lęk ze strony biskupa o to, w jaki sposób zostaną spłacone długi, ale biskup to aprobował. Udzielił mi zezwolenia na zaciągnięcie kredytu za granicą bez określenia kwoty, by oddać długi [zaciągnięte w Polsce – red.] - stwierdził były dyrektor gospodarczy kurii.
Nigdy jednak nie udało mu się takiego kredytu uzyskać.
O pożyczce, której zwrotu żąda Adolf S., ksiądz Jan. H. powiedział:
- To była bardzo mała kwota jak na owe czasy, nie pamiętam, na jaki cel zostały pożyczone. Na pewno na działalność parafii, bo pożyczałem tylko na cele parafialne.
Ksiądz i jednocześnie szef gospodarczy kurii stosował następującą zasadę: kiedy brakowało pieniędzy na inwestycję, pożyczał, by przyspieszyć budowy. Na początku lat dziewięćdziesiątych prowadzonych było w mieście kilkanaście inwestycji kościelnych jednocześnie.
Sąd pytał świadka, w jaki sposób zamierzał wtedy oddać długi. Spłata miała nastąpić z prowadzonej przez parafię działalności gospodarczej, ale i w inny sposób:
- Założenie było takie, że placówki, które powstały, np. Szkoła Katolicka czy Przedszkole Katolickie, miały same zwracać długi.
Ksiądz Jana H. mówił też przed sądem, że nie będzie określał łącznej kwoty zobowiązań parafii ani wartości wszystkich inwestycji, a teczki z wysokością wierzytelności na życzenie kurii oddał biskupowi:
- Zostałem odwołany, więc nie jestem ego upoważniony do udzielania takich informacji.
J