Przy drzwiach zamkniętych rozpoczął się proces Agnieszki G., byłej nauczycielki jednego z elbląskich gimnazjów, oskarżonej o seksualne wykorzystywanie czterech swoich nieletnich uczniów.
Prokuratura zarzuciła nauczycielce języka niemieckiego, że molestowała swoich uczniów grożąc im, że jeżeli nie zgodzą się na współżycie, nie da im promocji do następnej klasy. Agnieszka G. została oskarżona również o fałszowanie dokumentów m.in. uczniowskich usprawiedliwień. Oskarżona nie przyznaje się do winy.
- Moim zdaniem ta rozprawa będzie początkiem wyjaśnienia całej sprawy, że tak naprawdę to ja jestem poszkodowana. Do tej pory nie wiem, co chcieli osiągnąć chłopcy, oskarżając mnie w taki sposób - powiedziała jeszcze przed rozprawą.
Agnieszka G. postarała się o dobrego adwokata, ponieważ wątpi, by adwokat z urzędu chciał zająć się dokładnie jej sprawą. Mówi, że aby zapłacić prawnikowi, zadłużyła się u rodziny.
Agnieszka G. chciałaby powrócić do pracy, ale już nie w szkole podstawowej czy w gimnazjum:
- Chciałabym pracować z - powiedzmy - "dorosłymi" ludźmi np. licealistami, bo od nich z pewnością nie doznałabym takiej krzywdy.
Mecenas Krzysztof Kanty był ostrożny w wypowiedziach:
- Będziemy szukać prawdy, należy posłuchać, co mają do powiedzenia ci młodzi ludzie i wtedy zobaczymy - powiedział.
Na sądowym korytarzu spotkaliśmy też jednego z chłopców - Marcina.
- Zaczęło się od tego, że kolega zawołał mnie do pani, a kiedy zostaliśmy w klasie, ona zaczęła "to robić". Nie rozumiem, dlaczego - powiedział. - Potem w szkole wszyscy już o tym wiedzieli. Było mi głupio, ale co miałem robić. Powiedziała, że jeżeli nie będę się zgadzał, to nie zdam do następnej klasy - opowiadał Marcin.
Chłopak oznajmił też, że nauczycielka spotykała się z nim i innymi chłopcami w piwnicy jednego z bloków.
- To prawda, zdarzało się to dość często - dodał.
Podczas dzisiejszej rozprawy przesłuchano ośmiu świadków, uczniów gimnazjum. Sąd rozprawę utajnił, ponieważ jawność mogłaby obrażać dobre obyczaje. Proces będzie kontynuowany.
- Moim zdaniem ta rozprawa będzie początkiem wyjaśnienia całej sprawy, że tak naprawdę to ja jestem poszkodowana. Do tej pory nie wiem, co chcieli osiągnąć chłopcy, oskarżając mnie w taki sposób - powiedziała jeszcze przed rozprawą.
Agnieszka G. postarała się o dobrego adwokata, ponieważ wątpi, by adwokat z urzędu chciał zająć się dokładnie jej sprawą. Mówi, że aby zapłacić prawnikowi, zadłużyła się u rodziny.
Agnieszka G. chciałaby powrócić do pracy, ale już nie w szkole podstawowej czy w gimnazjum:
- Chciałabym pracować z - powiedzmy - "dorosłymi" ludźmi np. licealistami, bo od nich z pewnością nie doznałabym takiej krzywdy.
Mecenas Krzysztof Kanty był ostrożny w wypowiedziach:
- Będziemy szukać prawdy, należy posłuchać, co mają do powiedzenia ci młodzi ludzie i wtedy zobaczymy - powiedział.
Na sądowym korytarzu spotkaliśmy też jednego z chłopców - Marcina.
- Zaczęło się od tego, że kolega zawołał mnie do pani, a kiedy zostaliśmy w klasie, ona zaczęła "to robić". Nie rozumiem, dlaczego - powiedział. - Potem w szkole wszyscy już o tym wiedzieli. Było mi głupio, ale co miałem robić. Powiedziała, że jeżeli nie będę się zgadzał, to nie zdam do następnej klasy - opowiadał Marcin.
Chłopak oznajmił też, że nauczycielka spotykała się z nim i innymi chłopcami w piwnicy jednego z bloków.
- To prawda, zdarzało się to dość często - dodał.
Podczas dzisiejszej rozprawy przesłuchano ośmiu świadków, uczniów gimnazjum. Sąd rozprawę utajnił, ponieważ jawność mogłaby obrażać dobre obyczaje. Proces będzie kontynuowany.
J