W każdym elementarzu politycznego marketingu napisane jest tłustym drukiem "Wynik sondażu zależy od tego, kto pyta, jakie stawia pytania i jak je formułuje". Po zapoznaniu się z pytaniami na temat przyszłości portu morskiego w Elblągu widzę, że ludzie prezydenta Wróblewskiego byli na wagarach, gdy w szkole przerabiano ten temat.
Jak wiadomo toczy się ostry spór, nieco upraszczając, między prezydentem Wróblewskim a ministrem Śliwką, o władzę nad portem, a tak naprawdę o splendor, który spłynie na jego właściciela, po tym jak zaczną do nas przypływać z całego świata setki kontenerowców, zostawiając w miejskiej kasie miliardy złotych. Ojciec tego sukcesu ma zapewnioną dozgonną wdzięczność mieszkańców i pewną wygraną w kolejnych wyborach na prezydenta miasta. Doskonale to wyczuł minister Śliwka i zażądał większościowych udziałów w miejskim porcie, w zamian za kwotę „do 100 milionów złotych”, z przeznaczeniem na pogłębienie ostatnich kilkuset metrów toru wodnego na państwowej rzece. Przy inwestycji przekraczającej grubo dwa miliardy złotych kwota dosyć śmieszna i od razu widać, że nie o pieniądze tu chodzi.
Ponieważ negocjacje nie przyniosły żadnego skutku i porozumienie ugrzęzło w rzecznym mule, obie strony postanowiły odwołać się do woli ludu i zorganizowały własne sondaże. Prezydencki sondaż zapowiadany był od kilku tygodni, ale na wojnie nie należy zdradzać swoich planów - strona rządowa wyprowadziła natarcie uprzedzające. Formalnie odbyło się to siłami Dziennika Elbląskiego, który wysupłał kilkadziesiąt tysięcy złotych dla IBRiS-u na przeprowadzenie sondażu. Przy okazji gratulujemy kolegom z Dziennika doskonałej kondycji finansowej. Od razu widać, że po tej stronie barykady odrobiono lekcję z marketingu politycznego. Pytanie, które przygotowano dla mieszkańców miasta to prawdziwy majstersztyk gatunku - „Czy miasto powinno przyjąć rządową ofertę dokapitalizowania kwotą 100 mln zł portu w Elblągu oraz wpisania go jako czwartego z portów o strategicznym znaczeniu dla gospodarki Polski?”. I kogóż to obchodzi, że od samego wpisania na jakąś listę żaden port nie nabrał jeszcze strategicznego znaczenia, szczególnie za tak drobne pieniądze. Mało to logiczne, ale doskonałe z punktu widzenia zamierzonego efektu. Ja bym ewentualnie dodał jeszcze coś o zapewnieniu wszystkim elblążanom wiecznego szczęścia i pomyślności. Aż dziwne, że renomowana sondażownia zgodziła się na tak zmanipulowane pytanie. Jeszcze dziwniejsze, że tylko 20 procent elblążan nie zgadza się na bezwarunkowe, jak rozumiem, „przytulenie” 100 milionów i wpisanie naszego portu (do księgi Guinnessa?) na czwartej pozycji. No kto by nie chciał?! Cel został osiągnięty, telewizja, za przeproszeniem, publiczna ogłosiła już, że strona rządowa w tej wymianie ciosów wygrała na punkty. Werdykt poszedł w kraj i nic już tego nie zmieni.
Jest "oczywistą oczywistością", że o wynikach sondażu prezydenckiego TVP nawet nie wspomni, chyba, że okażą się korzystne dla rządu. A to nie jest wykluczone ponieważ prezydent postawił na uczciwe, rzetelne postawienie sprawy. W polityce, to nie jest dobra strategia. Pytanie „Czy uważa Pani/Pan, że Port Morski w Elblągu powinien pozostać nadal własnością miasta?” jest przesadnie neutralne i dlatego źle wróży jego pomysłodawcom. Dobrze postawione pytanie powinno brzmieć na przykład tak: „Czy uważa Pani/Pan, że Port Morski w Elblągu powinien pozostać nadal własnością miasta dzięki czemu Olimpia będzie mogła grać w ekstraklasie?”. Nie jest bardziej absurdalne, niż to konkurencyjne pytanie, ale za to tak samo skuteczne.
Będziemy mieli wkrótce wyniki dwóch sondaży, z których mogą wypływać zupełnie przeciwstawne wnioski. Ileś tam pieniędzy z naszych podatków zostanie tak naprawdę wyrzucone w błoto, tylko tor podejściowy do portu jak był, tak będzie niepogłębiony.
Okrutna prawda jest taka, że zamiana obecnego parkingu dla TIR-ów w port z prawdziwego zdarzenia wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych, których miasto na pewno nie będzie w stanie udźwignąć. Trudno sobie na przykład wyobrazić ten „czwarty port Rzeczpospolitej o strategicznym znaczeniu dla kraju” bez bocznicy kolejowej. Czy znowu ma się pojawić ze strony rządu argument, że skoro tory będą przebiegać przez tereny miasta, to miasto powinno sfinansować ich położenie?
Ponieważ na horyzoncie nie jawi się żaden inwestor, który chciałby w rzece Elbląg umoczyć setki milionów złotych, miastu jako właścicielowi portu pozostaje tylko dogadanie się z rządem. Nie może to jednak być, tak jak dotychczas, rozmowa na zbójeckich zasadach, z przystawionym do skroni pistoletem. Oczekiwałbym od strony rządowej poważnych propozycji, które nie sprowadzałyby się de facto do przejęcia portu w zamian za coś, do czego i tak rząd jest zobowiązany.
Problem w tym, że przed nami wybory i polityczne gierki bez wątpienia przesłonią racjonalne myślenie o przyszłości portu. Dlatego jeszcze długo poczekamy na rozładunek pierwszego kontenerowca przy elbląskich nabrzeżach.