W Elblągu rozpoczyna się długo oczekiwana akcja sterylizacji bezdomnych kotów.
Podobnych akcji w kraju zorganizowano dotąd kilka. W Elblągu - na apel Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami – przeprowadzą ją charytatywnie lekarze weterynarii. Każdy zabieg sterylizacji kota kosztuje około 100 złotych.
- Sterylizacja to metoda kontroli urodzeń kotów od dawna stosowana w całej Europie - wyjaśnia Krystyna Folejewska, szefowa elbląskiego oddziału Towarzystwa. - Koty chronią miasta od nadmiaru gryzoni, ale nadmiar kotów szkodzi im samym i powiększa armię bezdomnych zwierząt.
Dlaczego jednak pieniądze na sterylizacje nie znalazły się w budżecie miasta, o co od dawna dopominają się media?
- Powiedziano nam, że miasto tych pieniędzy nie znajdzie, bo utrzymuje schronisko dla zwierząt - mówi Krystyna Folejewska. - Na razie zgodę na bezpłatne wysterylizowanie podwórkowych kotów wyraziło dwóch lekarzy - dr Krzysztof Tege (z lecznicy przy ul. Słonecznej) i dr Magdalena Luks (z ul. Grunwaldzkiej). To ważne, choć liczymy, że zgłoszą się kolejni, by pomóc jak największej liczbie kotów. Akcję przeprowadzą członkowie Towarzystwa.
- Karmiciele zwierząt będą nam zgłaszać, ile kotów na ich terenie należy wysterylizować, czekamy także na sygnały od pozostałych mieszkańców - mówi szefowa TOnZ.
Nikt nie wie, ile jest bezdomnych kotów w Elblągu. Na niemal każdym podwórku jest ich kilka, kilkanaście.
- Nie należy ich dokarmiać w piwnicach i na korytarzach, bo koty lubią załatwiać swoje fizjologiczne potrzeby w pobliżu miejsc, w których jedzą - przestrzega Krystyna Folejewska. - Jeśli więc chcemy naprawdę pomóc i nie zniechęcać do nich administracji osiedli i tych, którzy kotów nie lubią - miseczki z jedzeniem wystawmy przed domem.
***
Komentarz: O możliwości bezpłatnej sterylizacji nie tylko kotów, ale elbląskich psów, a także zwierząt, które trafiają do miejskiego schroniska, mówi się od dawna.
Mówi się także o wszczepianych pod skórę elektronicznych chipach, dzięki którym np. straż miejska nie miałaby problemu z odnalezieniem właścicieli wałęsających się psów.
Pytane o rozwiązanie problemu władze miasta za każdym razem odpowiadają, że pieniędzy na ten cel nie ma.
- To na co idą nasze corocznie wpłacane podatki za posiadanie zwierząt? – ciekawi są obrońcy praw zwierząt.
Sytuacja w mieście jest trudna - bezrobocie, bieda, ale pieniądze z "psich" i "kocich" podatków powinny iść na poprawę życia zwierzaków, które mogą przecież liczyć tylko na naszą mądrość i rozwagę. Nie każdego stać np. na kosztowną sterylizację własnego czy bezdomnego zwierzęcia.
Nie trzeba przecież od razu miliona złotych i "uspokojenia hormonów" wszystkich zwierząt w mieście. Można to robić partiami, w każdym roku przekazując na ten cel niewielkie sumy pieniędzy. Miasto może liczyć również na finansową pomoc fundacji zajmujących się tematem.
Może warto zająć się w końcu problemem „elblążan na czterech łapkach”? Szczególnie w mieście udekorowanym flagą Europy...
- Sterylizacja to metoda kontroli urodzeń kotów od dawna stosowana w całej Europie - wyjaśnia Krystyna Folejewska, szefowa elbląskiego oddziału Towarzystwa. - Koty chronią miasta od nadmiaru gryzoni, ale nadmiar kotów szkodzi im samym i powiększa armię bezdomnych zwierząt.
Dlaczego jednak pieniądze na sterylizacje nie znalazły się w budżecie miasta, o co od dawna dopominają się media?
- Powiedziano nam, że miasto tych pieniędzy nie znajdzie, bo utrzymuje schronisko dla zwierząt - mówi Krystyna Folejewska. - Na razie zgodę na bezpłatne wysterylizowanie podwórkowych kotów wyraziło dwóch lekarzy - dr Krzysztof Tege (z lecznicy przy ul. Słonecznej) i dr Magdalena Luks (z ul. Grunwaldzkiej). To ważne, choć liczymy, że zgłoszą się kolejni, by pomóc jak największej liczbie kotów. Akcję przeprowadzą członkowie Towarzystwa.
- Karmiciele zwierząt będą nam zgłaszać, ile kotów na ich terenie należy wysterylizować, czekamy także na sygnały od pozostałych mieszkańców - mówi szefowa TOnZ.
Nikt nie wie, ile jest bezdomnych kotów w Elblągu. Na niemal każdym podwórku jest ich kilka, kilkanaście.
- Nie należy ich dokarmiać w piwnicach i na korytarzach, bo koty lubią załatwiać swoje fizjologiczne potrzeby w pobliżu miejsc, w których jedzą - przestrzega Krystyna Folejewska. - Jeśli więc chcemy naprawdę pomóc i nie zniechęcać do nich administracji osiedli i tych, którzy kotów nie lubią - miseczki z jedzeniem wystawmy przed domem.
***
Komentarz: O możliwości bezpłatnej sterylizacji nie tylko kotów, ale elbląskich psów, a także zwierząt, które trafiają do miejskiego schroniska, mówi się od dawna.
Mówi się także o wszczepianych pod skórę elektronicznych chipach, dzięki którym np. straż miejska nie miałaby problemu z odnalezieniem właścicieli wałęsających się psów.
Pytane o rozwiązanie problemu władze miasta za każdym razem odpowiadają, że pieniędzy na ten cel nie ma.
- To na co idą nasze corocznie wpłacane podatki za posiadanie zwierząt? – ciekawi są obrońcy praw zwierząt.
Sytuacja w mieście jest trudna - bezrobocie, bieda, ale pieniądze z "psich" i "kocich" podatków powinny iść na poprawę życia zwierzaków, które mogą przecież liczyć tylko na naszą mądrość i rozwagę. Nie każdego stać np. na kosztowną sterylizację własnego czy bezdomnego zwierzęcia.
Nie trzeba przecież od razu miliona złotych i "uspokojenia hormonów" wszystkich zwierząt w mieście. Można to robić partiami, w każdym roku przekazując na ten cel niewielkie sumy pieniędzy. Miasto może liczyć również na finansową pomoc fundacji zajmujących się tematem.
Może warto zająć się w końcu problemem „elblążan na czterech łapkach”? Szczególnie w mieście udekorowanym flagą Europy...
Joanna Torsh