Na ulicy Ogólnej uruchomiono światła sygnalizacyjne. Dla kierowców, którzy - tak, jak ja - korzystają z tej trasy, to istny szok.
Przed remontem przejazd od początki do końca ul. Ogólnej zajmował ok. trzech minut, wliczając w to nawet krótki postój na światłach w okolicach znanego elbląskiego domu uciech albo, jak kto woli, równie znanego centrum handlowego. Wydawało się, że jedynie w tym miejscu ruch, jaki generowały te dwa punkty, dawał mocne uzasadnienie dla funkcjonowania sygnalizacji świetlnej. Na pozostałych odcinkach tzw. ruch poprzeczny był na tyle mały, że nie powodował większych utrudnień w poruszaniu się samochodem po tej okolicy.
Nasi dzielni projektanci postanowili jednak inaczej. Najprawdopodobniej w miejskiej kasie zabrakło pieniędzy na świąteczną dekorację tej ulicy i ktoś wpadł na szczwany pomysł, żeby do tego celu użyć świateł sygnalizacyjnych. W ten sposób przyozdobiono więc wszystkie po kolei skrzyżowania. Jadąc od strony Bielan, na pierwszą przeszkodę natrafiamy już na samej górze. W dół prowadzą dwa piękne pasy i aż się prosi, żeby dać dodatkową ozdóbkę w postaci zielonej strzałki w prawo. Pozwoliłaby ona prawie bezkolizyjnie wjechać na prawy pas i pomknąć w dół tyle, ile fabryka dała, a ustawodawca pozwolił. Niestety, trzeba odczekać, aż znienawidzone czerwone światło zgaśnie. Dłużący się czas można wykorzystać na rozmyślanie, kiedy ten nowy, równy asfalt, wylany na starym popękanym podkładzie betonowym, straci swoje dziewictwo.
Ruszamy w końcu w dół i po przejechaniu aż kilkudziesięciu metrów znowu natrafiamy na migającą ozdóbkę. To tory tramwajowe przecinają ulicę. Tramwaju jeszcze nie ma, a jak będzie, to zapewne nie częściej, jak raz na dziesięć minut. Na bardzo ruchliwej ul. Płk. Dąbka w podobnym układzie drogowym wystarczyło migocące światło ostrzegawcze. Ale w końcu idą święta, nie ma co oszczędzać, więc i tu nie pożałowano zielonej i czerwonej bombki.
Dla mnie było to już za dużo. Postanowiłem uciekać stąd czym prędzej. Po przejechaniu 30-40 metrów odstałem jeszcze tylko minutę na kolejnych czerwonych bombkach, na skrzyżowaniu z ul. Legionów. Najstarsi właściciele maluchów nie mieli nigdy większego problemu z pokonaniem tego skrzyżowania. Teraz za to mogą sobie w tym miejscu pozwolić nawet na drobny przegląd silnika.
Pokonanie trzech czerwonych świateł na tym krótkim, 200-metrowym odcinku, zajmuje teraz więcej czasu niż przejechanie kiedyś całej Ogólnej.
Można się tylko domyślać, że projekt rozmieszczenia świateł powstał w oparciu o długie i kosztowne analizy. Nie trzeba być fachowcem, żeby stwierdzić, że te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Jedyne, co pozostaje, to zaapelować do odpowiednich służb o wyłączenie przynajmniej połowy z tych nowych sygnalizatorów. Rubryka „a moim zdaniem” jest do dyspozycji kierowców.
Nasi dzielni projektanci postanowili jednak inaczej. Najprawdopodobniej w miejskiej kasie zabrakło pieniędzy na świąteczną dekorację tej ulicy i ktoś wpadł na szczwany pomysł, żeby do tego celu użyć świateł sygnalizacyjnych. W ten sposób przyozdobiono więc wszystkie po kolei skrzyżowania. Jadąc od strony Bielan, na pierwszą przeszkodę natrafiamy już na samej górze. W dół prowadzą dwa piękne pasy i aż się prosi, żeby dać dodatkową ozdóbkę w postaci zielonej strzałki w prawo. Pozwoliłaby ona prawie bezkolizyjnie wjechać na prawy pas i pomknąć w dół tyle, ile fabryka dała, a ustawodawca pozwolił. Niestety, trzeba odczekać, aż znienawidzone czerwone światło zgaśnie. Dłużący się czas można wykorzystać na rozmyślanie, kiedy ten nowy, równy asfalt, wylany na starym popękanym podkładzie betonowym, straci swoje dziewictwo.
Ruszamy w końcu w dół i po przejechaniu aż kilkudziesięciu metrów znowu natrafiamy na migającą ozdóbkę. To tory tramwajowe przecinają ulicę. Tramwaju jeszcze nie ma, a jak będzie, to zapewne nie częściej, jak raz na dziesięć minut. Na bardzo ruchliwej ul. Płk. Dąbka w podobnym układzie drogowym wystarczyło migocące światło ostrzegawcze. Ale w końcu idą święta, nie ma co oszczędzać, więc i tu nie pożałowano zielonej i czerwonej bombki.
Dla mnie było to już za dużo. Postanowiłem uciekać stąd czym prędzej. Po przejechaniu 30-40 metrów odstałem jeszcze tylko minutę na kolejnych czerwonych bombkach, na skrzyżowaniu z ul. Legionów. Najstarsi właściciele maluchów nie mieli nigdy większego problemu z pokonaniem tego skrzyżowania. Teraz za to mogą sobie w tym miejscu pozwolić nawet na drobny przegląd silnika.
Pokonanie trzech czerwonych świateł na tym krótkim, 200-metrowym odcinku, zajmuje teraz więcej czasu niż przejechanie kiedyś całej Ogólnej.
Można się tylko domyślać, że projekt rozmieszczenia świateł powstał w oparciu o długie i kosztowne analizy. Nie trzeba być fachowcem, żeby stwierdzić, że te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Jedyne, co pozostaje, to zaapelować do odpowiednich służb o wyłączenie przynajmniej połowy z tych nowych sygnalizatorów. Rubryka „a moim zdaniem” jest do dyspozycji kierowców.