PiS obiecuje gruszki na wierzbie, a przed wyborami obieca wszystkim swoim wyborcom, że jak na nich zagłosują to będą piękni i bogaci. A co najśmieszniejsze i tak niektórzy w to uwierzą. Populizm i hipokryzja. Jeden radny Derlukiewicz miał odwagę, by się im przeciwstawić i zagłosować przeciw, bo widzi że to kiełbasa wyborcza. Wstrzymywanie się od głosu to działanie w myśl hasła: panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
PO obiecuję to co PIS tylko x2, bo swojego programu nie ma. PO wyborach ma te obietnice ZAWSZE w głębokim poważaniu, a wyborcy PO i tak mają orgazm... polityczny. Jak to rozumieć, może to syndrom sztokholmski?