
Jeszcze niedawno miał swoich gorących zwolenników i równie zapiekłych przeciwników. Był osobą obdarzaną ogromnym zaufaniem i jednocześnie obiektem niewybrednych żartów. Łączono z nim ogromne nadzieje, ale też często nie zostawiono na nim suchej nitki wytykając liczne przywary i potknięcia. Zginął tragicznie lecąc złożyć hołd pomordowanym w Katyniu polskim oficerom. Zaczęliśmy postrzegać Lecha Kaczyńskiego nie jako naszego politycznego reprezentanta lub przeciwnika, lecz po prostu jako polskiego patriotę.
Widząc, to co dzieje się w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu chciałoby się powiedzieć, trawestując słowa pastora Kinga - „miałem sen, iż pewnego dnia ten naród powstanie, aby żyć godnie i solidarnie dla dobra naszego kraju”. Jesteśmy w tych dniach świadkami wielu bardzo budujących obrazów - nieprzebrane tłumy ludzi oddających przez cała dobę hołd zmarłemu prezydentowi, zmiana na bardziej ludzki języka polityków, bratanie się przywódców niechętnych sobie dotąd państw. W obliczu tej strasznej tragedii, rodziła się nadzieja na zmianę stylu uprawiania polityki, a przede wszystkim na wzmocnienie zwykłych więzi międzyludzkich i jedności całego narodu.
Nadzieja ta niestety nie przetrwała dłużej niż braterstwo kibiców „Białej Gwiazdy” i „Pasów” ślubowane po śmierci Jana Pawła II. Ktoś z rodziny Lecha Kaczyńskiego wymyślił sobie, że Wawel będzie jedynym odpowiednim miejscem dla pochówku prezydenckiej pary. Maria i Lech Kaczyńscy mieliby spocząć tuż obok Marszałka Piłsudskiego, razem z Kościuszką, Mickiewiczem i znaczną częścią pocztu królów polskich. Ze zdumieniem słuchałem kardynała Dziwisza, który wydając tak kontrowersyjną decyzję, bezrefleksyjnie mówił o tym, że powinna ona wszystkich zjednoczyć. Nie byłoby problemu gdyby ksiądz kardynał miał moc sprawczą. Niestety nie ma, a jego decyzja spowoduje, że zamiast godnie pożegnać i pochować prezydenta Kaczyńskiego np. w katedrze św. Jana w Warszawie, obok prezydentów II RP, rozpoczniemy gorszący, ogólnonarodowy spór. Wszystko wskazuje na to, że to jedno pochopne posunięcie bardzo nas skłóci i podzieli. Pytanie, czy prezydent Kaczyński, przedstawiany w licznych wspomnieniach jako ciepły i skromny człowiek, by tego chciał?!
Nigdy nie miałem nadziei, że mój sen będzie trwał wiecznie, ale skończył się zdecydowanie szybciej niż myślałem jeszcze wczoraj.
Nadzieja ta niestety nie przetrwała dłużej niż braterstwo kibiców „Białej Gwiazdy” i „Pasów” ślubowane po śmierci Jana Pawła II. Ktoś z rodziny Lecha Kaczyńskiego wymyślił sobie, że Wawel będzie jedynym odpowiednim miejscem dla pochówku prezydenckiej pary. Maria i Lech Kaczyńscy mieliby spocząć tuż obok Marszałka Piłsudskiego, razem z Kościuszką, Mickiewiczem i znaczną częścią pocztu królów polskich. Ze zdumieniem słuchałem kardynała Dziwisza, który wydając tak kontrowersyjną decyzję, bezrefleksyjnie mówił o tym, że powinna ona wszystkich zjednoczyć. Nie byłoby problemu gdyby ksiądz kardynał miał moc sprawczą. Niestety nie ma, a jego decyzja spowoduje, że zamiast godnie pożegnać i pochować prezydenta Kaczyńskiego np. w katedrze św. Jana w Warszawie, obok prezydentów II RP, rozpoczniemy gorszący, ogólnonarodowy spór. Wszystko wskazuje na to, że to jedno pochopne posunięcie bardzo nas skłóci i podzieli. Pytanie, czy prezydent Kaczyński, przedstawiany w licznych wspomnieniach jako ciepły i skromny człowiek, by tego chciał?!
Nigdy nie miałem nadziei, że mój sen będzie trwał wiecznie, ale skończył się zdecydowanie szybciej niż myślałem jeszcze wczoraj.