Ostatnie wybory do Sejmu utwierdziły polityków w przekonaniu, że suweren wcale nie chce wędki. Zdecydowanie bardziej woli rybę, najchętniej z frytkami i piwem. Dlatego zamiast np. programu 1000 żłobków na stulecie niepodległości, mamy program 500+, którym uszczęśliwiono wiele rodzin autentycznie potrzebujących pomocy, jak i takie, które miesięcznie wydawały 500 z dużym plusem na waciki i kosmetyczkę.
Efekt jest taki, że miliardy poszły do milusińskich, którym nawet ptasiego mleczka nie brakowało, a rodzice niepełnosprawnych dzieci dostają jakieś ochłapy i muszą walczyć o godne życie na sejmowych korytarzach.
Wybory samorządowe za pasem i lokalni politycy postanowili skorzystać z gotowej i pewnej recepty na sukces, czyli kupowania suwerena. Licytację dosyć wysoko rozpoczął PiS od propozycji istotnego obniżenia cen biletów dla wszystkich na przejazdy komunikacją miejską. Na to na razie skromniej odpowiedział prezydent próbując ograniczyć obniżki tylko dla posiadaczy Elbląskiej Karty Miejskiej. Czekamy na wist radnych PO. Nie pozostaje im nic innego jak zaproponować całkiem darmowe przejazdy, albo polec w wyborach. Elbląski podatnik musiałby wyłożyć na realizację tych pomysłów od jednego do dwóch milionów złotych, z czego znowu duża część trafiłaby do ludzi, którzy tej pomocy wcale nie potrzebują. Tańsze bilety nie sprawią, że Elbląg stanie się nagle miastem, w którym chce się mieszkać, pracować i inwestować, ale bez wątpienia nastawią przychylnie wyborców do tych, którzy zaproponują najniższe ceny.
Od połowy lutego na głównej stronie portElu ostrzegamy mieszkańców Elbląga o przekroczeniach norm zanieczyszczenia powietrza. W Londynie poziom alarmowy zanieczyszczenia pyłami PM10 wynosi 60 µg/m3 i jeśli zostanie przekroczony, to mer zamyka centrum miasta dla samochodów. Ten poziom w Elblągu tylko w bardzo ciepłym kwietniu został przekroczony 44 razy. O liczbie przekroczeń w szczycie grzewczym nie będę pisał, żeby nie wywoływać paniki. I bez tego z roku na rok ubywa nam coraz więcej mieszkańców.
Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że Elbląg to miasto prawie nadmorskie, a stan powietrza na Hetmańskiej czy Bażyńskiego niewiele odbiega od tego w Krynicy Morskiej. Prawda jest okrutna – tysiące tzw. „kopciuchów” i starych pieców kaflowych powodują, że oddychamy powietrzem niewiele lepszym od tego w Katowicach. Tymczasem na program wymiany systemu ogrzewania miasto wysupłało aż 150 tys. złotych. No cóż – czyste powietrze źle się sprzedaje w kampanii wyborczej, nie widać go i nie czuć, natomiast każdy wyborca bez trudu sobie policzy, że z pieniędzy oszczędzonych na biletach tramwajowych bardzo szybko uzbiera np. na kolejną ciekawą książkę do domowej biblioteczki. I tak samorządowcy zamiast dbać o zdrowie elblążan, cynicznie żerują na naszej słabości do literatury.
Wszystko wskazuje na to, że sztandarowym pomysłem na Elbląg ma być w tej kadencji Rady Miejskiej tańszy bilet. Pomysł genialny w swojej prostocie. Sam nie wiem dlaczego w tej sytuacji przyszłość miasta widzę w czarnych oparach smogu.
Wybory samorządowe za pasem i lokalni politycy postanowili skorzystać z gotowej i pewnej recepty na sukces, czyli kupowania suwerena. Licytację dosyć wysoko rozpoczął PiS od propozycji istotnego obniżenia cen biletów dla wszystkich na przejazdy komunikacją miejską. Na to na razie skromniej odpowiedział prezydent próbując ograniczyć obniżki tylko dla posiadaczy Elbląskiej Karty Miejskiej. Czekamy na wist radnych PO. Nie pozostaje im nic innego jak zaproponować całkiem darmowe przejazdy, albo polec w wyborach. Elbląski podatnik musiałby wyłożyć na realizację tych pomysłów od jednego do dwóch milionów złotych, z czego znowu duża część trafiłaby do ludzi, którzy tej pomocy wcale nie potrzebują. Tańsze bilety nie sprawią, że Elbląg stanie się nagle miastem, w którym chce się mieszkać, pracować i inwestować, ale bez wątpienia nastawią przychylnie wyborców do tych, którzy zaproponują najniższe ceny.
Od połowy lutego na głównej stronie portElu ostrzegamy mieszkańców Elbląga o przekroczeniach norm zanieczyszczenia powietrza. W Londynie poziom alarmowy zanieczyszczenia pyłami PM10 wynosi 60 µg/m3 i jeśli zostanie przekroczony, to mer zamyka centrum miasta dla samochodów. Ten poziom w Elblągu tylko w bardzo ciepłym kwietniu został przekroczony 44 razy. O liczbie przekroczeń w szczycie grzewczym nie będę pisał, żeby nie wywoływać paniki. I bez tego z roku na rok ubywa nam coraz więcej mieszkańców.
Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że Elbląg to miasto prawie nadmorskie, a stan powietrza na Hetmańskiej czy Bażyńskiego niewiele odbiega od tego w Krynicy Morskiej. Prawda jest okrutna – tysiące tzw. „kopciuchów” i starych pieców kaflowych powodują, że oddychamy powietrzem niewiele lepszym od tego w Katowicach. Tymczasem na program wymiany systemu ogrzewania miasto wysupłało aż 150 tys. złotych. No cóż – czyste powietrze źle się sprzedaje w kampanii wyborczej, nie widać go i nie czuć, natomiast każdy wyborca bez trudu sobie policzy, że z pieniędzy oszczędzonych na biletach tramwajowych bardzo szybko uzbiera np. na kolejną ciekawą książkę do domowej biblioteczki. I tak samorządowcy zamiast dbać o zdrowie elblążan, cynicznie żerują na naszej słabości do literatury.
Wszystko wskazuje na to, że sztandarowym pomysłem na Elbląg ma być w tej kadencji Rady Miejskiej tańszy bilet. Pomysł genialny w swojej prostocie. Sam nie wiem dlaczego w tej sytuacji przyszłość miasta widzę w czarnych oparach smogu.