- Ryszard Kalinowski to nie Delegat - uważa elbląski historyk ks. dr Mieczysław Józefczyk, honorowy członek „Solidarności” i znawca problematyki solidarnościowej.
Dziennik „Rzeczpospolita” napisał, że Delegat szczegółowo poinformował SB o przebiegu spotkania delegacji „Solidarności” z Janem Pawłem II w styczniu 1981 roku. Agent Delegat starał się też wpływać na wybór przewodniczącego związku podczas pierwszego zjazdu, jesienią 1981 roku.
We wtorek poseł Prawa i Sprawiedliwości z Elbląga Leonard Krasulski powiedział, że „ma przeświadczenie graniczące z pewnością, iż (...) agentem o pseudonimie Delegat może być elblążanin”. Poseł nie zdradził, kogo miał na myśli. Na publikowanej w mediach liście uczestników delegacji figuruje jednak tylko jedno nazwisko z Elbląga - właśnie Ryszarda Kalinowskiego.
Ówczesny zastępca Lecha Wałęsy zaprzecza tym podejrzeniom.
Ks. Józefczyk, który zna Kalinowskiego, a nawet czuje się jego przyjacielem, mówi, że wystarczy dokładnie przeanalizować artykuł w „Rzeczpospolitej”, by przekonać się, że Delegat to nie Ryszard Kalinowski.
- W tekście można przeczytać, że osoba ta miała dobre umocowanie u prymasa Wyszyńskiego i prymasa Glempa - mówi ksiądz. - Jeśli chodzi o pana Kalinowskiego, stwierdzam, że on takiego umocowania nie miał. Gazeta napisała, że Delegat dostał polecenie zdezorganizowania zebrania wyborczego „Solidarności”, by utrącić bardziej radykalnych kontrkandydatów Lecha Wałęsy. Pan Kalinowski nie miał umocowania, by cokolwiek w tej sprawie zdziałać. Po trzecie, w raporcie, o ile został on w całości zamieszczony, na korzyść pana Kalinowskiego przemawia to, że został potraktowany bardzo niesympatycznie, jako człowiek, który wałęsał się do trzeciej w nocy, przy stole brał za duże porcje, nie zjadał wszystkiego, kiwał się i drzemał. Delegat daje więc o nim fatalne świadectwo. Mogę jeszcze dodać, że nie jest tak źle z panem Kalinowskim. Jest bardzo kulturalnym człowiekiem, a wtedy - jak sam przyznaje - z kilkoma innymi osobami, jak to młodzi ludzie, do późna chodził po Rzymie, a rano musiał wstać i był niewyspany.
Historyk nie pochwala wypowiedzi elbląskiego posła. - Nie powiedzieć dokładnie, o kim się mówi, ale określić to w 99 procentach to tak samo, jakby nazwać. Tylko że jest to większy stopień obłudy - ocenia ks. Józefczyk.
Jesienią ukaże się kolejny tom wspomnień ks. Józefczyka. Obejmie on okres od 1968 do 1993 roku. „Solidarności” i ludziom, którzy działali w Związku, będzie poświęconych około 150 stron tej publikacji.
We wtorek poseł Prawa i Sprawiedliwości z Elbląga Leonard Krasulski powiedział, że „ma przeświadczenie graniczące z pewnością, iż (...) agentem o pseudonimie Delegat może być elblążanin”. Poseł nie zdradził, kogo miał na myśli. Na publikowanej w mediach liście uczestników delegacji figuruje jednak tylko jedno nazwisko z Elbląga - właśnie Ryszarda Kalinowskiego.
Ówczesny zastępca Lecha Wałęsy zaprzecza tym podejrzeniom.
Ks. Józefczyk, który zna Kalinowskiego, a nawet czuje się jego przyjacielem, mówi, że wystarczy dokładnie przeanalizować artykuł w „Rzeczpospolitej”, by przekonać się, że Delegat to nie Ryszard Kalinowski.
- W tekście można przeczytać, że osoba ta miała dobre umocowanie u prymasa Wyszyńskiego i prymasa Glempa - mówi ksiądz. - Jeśli chodzi o pana Kalinowskiego, stwierdzam, że on takiego umocowania nie miał. Gazeta napisała, że Delegat dostał polecenie zdezorganizowania zebrania wyborczego „Solidarności”, by utrącić bardziej radykalnych kontrkandydatów Lecha Wałęsy. Pan Kalinowski nie miał umocowania, by cokolwiek w tej sprawie zdziałać. Po trzecie, w raporcie, o ile został on w całości zamieszczony, na korzyść pana Kalinowskiego przemawia to, że został potraktowany bardzo niesympatycznie, jako człowiek, który wałęsał się do trzeciej w nocy, przy stole brał za duże porcje, nie zjadał wszystkiego, kiwał się i drzemał. Delegat daje więc o nim fatalne świadectwo. Mogę jeszcze dodać, że nie jest tak źle z panem Kalinowskim. Jest bardzo kulturalnym człowiekiem, a wtedy - jak sam przyznaje - z kilkoma innymi osobami, jak to młodzi ludzie, do późna chodził po Rzymie, a rano musiał wstać i był niewyspany.
Historyk nie pochwala wypowiedzi elbląskiego posła. - Nie powiedzieć dokładnie, o kim się mówi, ale określić to w 99 procentach to tak samo, jakby nazwać. Tylko że jest to większy stopień obłudy - ocenia ks. Józefczyk.
Jesienią ukaże się kolejny tom wspomnień ks. Józefczyka. Obejmie on okres od 1968 do 1993 roku. „Solidarności” i ludziom, którzy działali w Związku, będzie poświęconych około 150 stron tej publikacji.
SZ