Pierwsza połowa lutego to w Elblągu tradycyjnie już pora rozważań na temat tego jak określić pokonanie przez Armię Czerwoną wojsk niemieckich broniących Festung Elbing. W kwestii tej ścierają się dwie opcje. Obecnie wydaje się, że przeważa ta, która postrzega to wydarzenie w kategoriach zdobycia. Ciągle jednak żywa jest druga, dominująca przez długie lata opcja, dla której było to wyzwolenie spod okupacji hitlerowskiej. Pora już żeby autorytatywnie rozstrzygnąć ten ciągnący się od lat spór.
Kogo jak kogo, ale to szacowne gremium trudno podejrzewać o zakłamywanie historii. Po pierwsze sami tam walczyli, a więc wiedzieli czy zdobywali, czy wyzwalali, a po drugie gdyby się pomylili, to spotkałaby ich zasłużona kara, a tablica zostałaby szybko wymieniona. W późniejszych, słusznie minionych czasach cenzura udawała, że nie widzi tego nieprawomyślnego stwierdzenia.
Wokół pomnika rozsypane są groby żołnierzy z całego rozległego imperium Stalina. Większość z nich oddała życie w dobrej wierze, walcząc ze znienawidzonymi faszystami. Nie mieli żadnej wiedzy, ani tym bardziej wpływu na plany swojego wodza zawładnięcia cała wschodnią Europą. Spór toczy się o to czy byli to bohaterowie i wyzwoliciele, czy rabusie i gwałciciele. Zwolennicy jednej i drugiej tezy okopali się mocno w swoich poglądach i nie dopuszczają myśli, że historia nigdy nie jest czarno-biała. Lubię do tych okopów wrzucić granat w postaci opowieści jednej z moich ciotek. Zazwyczaj robi to duże zamieszanie w dyskusji. Wywieziona na przymusowe roboty do Gdańska, została wyzwolona przez jeden z oddziałów Armii Czerwonej. Już następnego dnia uciekając przed hordą zwyrodniałych sołdatów, którzy domagali się wdzięczności w naturze, rzuciła się pod wojskową ciężarówkę. Jakiś inny sołdat za kierownicą w ostatniej chwili zrobił unik i tylko ją potrącił. Mógł zostawić ją w przydrożnym rowie i nikt by mu złego słowa nie powiedział. Zamiast tego zabrał ciężko ranną dziewczynę do szpitala polowego, gdzie zapewne nie brakowało im roboty przy rannych żołnierzach. Otoczono ją troskliwą opieką, zoperowano i dożyła zacnego wieku. Morał z tego taki, że w każdym narodzie są bohaterowie, kanalie i zwykli przyzwoici ludzie.
Oczywiście polityka historyczna Rosji nie dopuszcza żadnych niuansów. Obowiązuje dogmat niepokalanego żołnierza wyzwoliciela i takim historiom prawdziwi patrioci dają zdecydowany odpór. Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że rosyjski odpowiednik naszego IPN-u nie wsadzi mnie na dwa lata, za przypisywanie narodowi rosyjskiemu odpowiedzialności za gwałty popełniane na ludności cywilnej wyzwalanych i zdobywanych terenów. Ponieważ nie jestem historykiem, ani artystą, a przytoczone fakty trudno byłoby mi udowodnić, to na wszelki wypadek postanowiłem najbliższy mundial oglądać przed telewizorem. Tym bardziej, że coraz trudniej mi uwierzyć w brak podatności tamtejszych sądów na polityczne naciski.