Ostatnio zalały nas wieści o „batalii między lekarzami a ministerstwem zdrowia". A o cóż ten spór?
Od lat większość z nas narzeka na sprawność systemu opieki zdrowotnej. Systemu finansowanego z naszych bieżących zarobków, lecz wymyślonego w bardzo zamierzchłych czasach.
Czasy się zmieniły, system pozostał. Rząd Buzka próbował decentralizacji. Wprowadził kasy chorych, lecz wyszła z tego „Kasa Chora". Rząd Millera w ramach „uzdrowienia kasy" zaoferował nam ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia, w której nie ma wniosków z błędów poprzedników, za to dziś okazało się, że jest niezgodna z Konstytucją RP. Czy Fundusz rzeczywiście chroni nasze zdrowie, czy coś zupełnie innego? Co na ten temat dowiedział się poprzedni prezes NFZ, że musiał popełnić samobójstwo?
Temat jest trudny, więc najłatwiej stroić przed kamerami srogie miny i piętnować „buntowników" z Porozumienia Zielonogórskiego, jako niegodnych bycia wzorem lekarza. Gdy mówiono o projekcie konstytucji Unii Europejskiej, to rząd rozumiał, że nie można godzić się na zmianę warunków tuż przed podpisaniem umowy. Lekarzom rodzinnym dorzucono całodobową opiekę bez dodatkowego wynagrodzenia, a gdy ci się oburzyli - postraszono, że krnąbrnych zastąpi się innymi lekarzami. Żadnej analogii?
Pod koniec roku uspokajano, że ogromna większość lekarzy domowych już podpisała kontrakty i nie ma problemu. Wczoraj przyznano im rację, ale mówi się, że nie ma na to pieniędzy (ciekawe, kto dotychczas płacił za podstawową opiekę w nocy?).
Za to nic nie mówi się o racjonalizacji zarządzania firmą, której roczny budżet przekracza 31 miliardów naszych złotówek, a temat refundacji lekarstw to już absolutne tabu! Poziom świadczenia usług przez poszczególne jednostki służby zdrowia nie ma żadnego wpływu na przydzielane pieniądze (centrala nie posiada takich informacji) – prawa rynku tu nie obowiązują, a to rodzi podejrzenia o niegospodarność i brak kontroli nad wydawaniem publicznych pieniędzy.
A kiedyż to będzie mowa o warunkach, jakie trzeba spełnić, by dojść do systemu dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych? Co nas czeka? Do czego mamy dążyć? „Biedny, boś głupi - głupi, boś biedny?". Prawie dwa miesiące temu w przychodni na terenie szpitala przy Królewieckiej udało mi się zapisać „już" na 6 stycznia 2004 (dobrze, że nie na dziś, bo mógłbym nie przejść obok wybuchowej stacji paliw!). Sprawnie i fachowo udzielono mi porady. Zapisano na kolejną wizytę - na marzec...
Kiedy przyjdzie czas na leczenie naszego zdrowia? Spokojnie, przecież mamy pewność murowaną, że kłopoty nas ominęły! Nawet po pół roku przerwy ponownie otwarte zostały pododdziały nerwic...
Zobacz także: "U nas spokojnie?"
Czasy się zmieniły, system pozostał. Rząd Buzka próbował decentralizacji. Wprowadził kasy chorych, lecz wyszła z tego „Kasa Chora". Rząd Millera w ramach „uzdrowienia kasy" zaoferował nam ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia, w której nie ma wniosków z błędów poprzedników, za to dziś okazało się, że jest niezgodna z Konstytucją RP. Czy Fundusz rzeczywiście chroni nasze zdrowie, czy coś zupełnie innego? Co na ten temat dowiedział się poprzedni prezes NFZ, że musiał popełnić samobójstwo?
Temat jest trudny, więc najłatwiej stroić przed kamerami srogie miny i piętnować „buntowników" z Porozumienia Zielonogórskiego, jako niegodnych bycia wzorem lekarza. Gdy mówiono o projekcie konstytucji Unii Europejskiej, to rząd rozumiał, że nie można godzić się na zmianę warunków tuż przed podpisaniem umowy. Lekarzom rodzinnym dorzucono całodobową opiekę bez dodatkowego wynagrodzenia, a gdy ci się oburzyli - postraszono, że krnąbrnych zastąpi się innymi lekarzami. Żadnej analogii?
Pod koniec roku uspokajano, że ogromna większość lekarzy domowych już podpisała kontrakty i nie ma problemu. Wczoraj przyznano im rację, ale mówi się, że nie ma na to pieniędzy (ciekawe, kto dotychczas płacił za podstawową opiekę w nocy?).
Za to nic nie mówi się o racjonalizacji zarządzania firmą, której roczny budżet przekracza 31 miliardów naszych złotówek, a temat refundacji lekarstw to już absolutne tabu! Poziom świadczenia usług przez poszczególne jednostki służby zdrowia nie ma żadnego wpływu na przydzielane pieniądze (centrala nie posiada takich informacji) – prawa rynku tu nie obowiązują, a to rodzi podejrzenia o niegospodarność i brak kontroli nad wydawaniem publicznych pieniędzy.
A kiedyż to będzie mowa o warunkach, jakie trzeba spełnić, by dojść do systemu dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych? Co nas czeka? Do czego mamy dążyć? „Biedny, boś głupi - głupi, boś biedny?". Prawie dwa miesiące temu w przychodni na terenie szpitala przy Królewieckiej udało mi się zapisać „już" na 6 stycznia 2004 (dobrze, że nie na dziś, bo mógłbym nie przejść obok wybuchowej stacji paliw!). Sprawnie i fachowo udzielono mi porady. Zapisano na kolejną wizytę - na marzec...
Kiedy przyjdzie czas na leczenie naszego zdrowia? Spokojnie, przecież mamy pewność murowaną, że kłopoty nas ominęły! Nawet po pół roku przerwy ponownie otwarte zostały pododdziały nerwic...
Zobacz także: "U nas spokojnie?"
Lew Rywinsky