Dziesiąty Bieg Piekarczyka przeszedł do historii i trzeba przyznać, że z roku na rok impreza organizowana jest coraz bardziej profesjonalnie. W niedzielę, co prawda, na ostatnich punktach zabrakło wody dla zawodników, którzy biegli 10 km powyżej 55 minut, ale w upale takie rzeczy się zdarzają. Za to nie powinno się zdarzyć, że na koszulkach jest promowany prezydent z imienia i nazwiska, bo to jest Bieg Piekarczyka, a nie prezydenta. A tak, niestety, stało się w Elblągu, co w innych miastach podczas imprez biegowych jest nie do pomyślenia.
W Elblągu organizatorzy Biegu Piekarczyka postanowili być świętsi od papieża i zafundowali uczestnikom, którzy kupili koszulki (po 20 zł za sztukę), dodatkową promocję, czyli napis „Witold Wróblewski, prezydent Elbląga” ulokowany na przodzie koszulki, paradoksalnie w sam raz na sercu. Rozumiem, że chcą, by mieszkańcy mieli w sercu „miłościwie nam panującego”, szczególnie przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi, ale takie zabiegi wystawiają nasze miasto na pośmiewisko i to nie tylko w środowisku biegaczy.
Nie wiem, czy taką decyzję podjął sam prezydent, czy jego podwładni wykazali się nadgorliwością, ale przynosi ona więcej szkody niż pożytku. Ktoś może przyznać, że się czepiam, bo to tylko koszulka. Właśnie że nie chodzi o koszulkę, ale o to, w jaki sposób politycy wykorzystują pieniądze publiczne i prywatne (za koszulki płacili biegacze) do własnej promocji.