- Nagłośniony przez media przypadek nie jest wyjątkowy ani szczególnie drastyczny - ocenia rzeczniczka Sądu Okręgowego w Elblągu, sędzia Ewa Mazurek. Przypomnijmy, dwoje małych dzieci trafiło do szpitala, gdy pracownicy pomocy społecznej zaalarmowali policję i pogotowie o tym, co w czasie rutynowej kontroli zastali w jednym z elbląskich mieszkań.
Oprócz dzieci było tam grono uczestników zakrapianej alkoholem imprezy.
- Ubrana tylko w rajstopki dziewczynka leżała w łóżku przykryta kilkoma kocami - relacjonuje lekarz. - Od razu było wiadomo, że ma co najmniej zapalenie oskrzeli. Ważyła około 10-12 kilogramów, o dwa lata starszy brat nie był dużo większy i również pokasływał.
Zabierając rodzeństwo do szpitala, pracownicy pogotowia nie znaleźli w mieszkaniu rzeczy, w które mogliby ubrać dziewczynkę, nie znaleźli też książeczki RUM czy jakiejkolwiek innej dokumentacji związanej z dzieckiem.
- Widok półnagiego, leżącego w stercie koców malucha powoduje, że każdy normalny człowiek zastanawia się, jak taka rodzina funkcjonuje. W mojej ocenie te dzieci były zaniedbane - uważa medyk.
Dzielnica, w której doszło do zdarzenia, nie ma najlepszej opinii. Mieszkańcy przyznają, że sporo tu biedy i alkoholizmu.
- Jest tu dość bezpiecznie, ale domy są stare, a ludzie biedni - potwierdza spotkana na ulicy starsza kobieta.
24-letnią matką dzieci pracownicy pomocy społecznej interesują się od kilku lat. Z informacji policji wynika, że w ciągu ostatnich trzydziestu miesięcy w mieszkaniu, które cała trójka zajmuje wraz z innymi członkami rodziny, było około 20 interwencji. Ich przyczyną był głównie alkohol.
- Naszym podopiecznym oferujemy różne formy wsparcia, ale nie jesteśmy w stanie zmusić ich do przyjęcia pomocy i zmiany sposobu życia – tłumaczy dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Zenona Ćwiklińska. – Według mnie zrobiliśmy wszystko, co było w tej sytuacji możliwe. Dajemy szansę wyjścia z trudnej sytuacji, ale rodzina też musi się wykazać aktywnością.
Sędzia Ewa Mazurek mówi, że nagłośnione przez media wydarzenie nie należy do wyjątkowych. Dozór kuratorski ma dziś pół tysiąca dzieci z miasta i powiatu, których rodzice mają ograniczone prawa rodzicielskie.
- Od początku roku do placówek opiekuńczych zabraliśmy z domów siedemdziesięcioro małych elblążan - mówi Ewa Mazurek. - Główną przyczyną, oprócz oczywiście jakichś skrajnych zaniedbań, nadużywania alkoholu czy też znęcania się, jest przede wszystkim bieda, niedożywienie i zagrożony stan zdrowia.
Jak zapewnia rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego Małgorzata Twardowska, stan rodzeństwa jest już dobry. Pozostanie ono jednak na oddziale do czasu wydania decyzji przez sąd rodzinny. Tymczasem nastolatka, która uczestniczyła w imprezie przerwanej pojawieniem się pracowników socjalnych i policji, uważa, że nie stało się nic wielkiego.
- Ten mały podchodził do mnie, nazywał ciocią, przytulał się i wszystko było dobrze. Nie wiedzieliśmy, że jego siostra jest chora, ale przeczuwaliśmy, że coś jest nie tak i mieliśmy rano iść z nią do lekarza. One mają w domu dobrą opiekę - ocenia dziewczyna. - Czasem, jak nie ma co
jeść, to wiadomo, że się je chleb z cukrem czy z czymś, ale oni na chleb zawsze mieli. Uważam, że dzieciaki powinny być przy mamie. Mama je przecież urodziła, a w domu dziecka nie będą miały do kogo się przytulić.
- Ubrana tylko w rajstopki dziewczynka leżała w łóżku przykryta kilkoma kocami - relacjonuje lekarz. - Od razu było wiadomo, że ma co najmniej zapalenie oskrzeli. Ważyła około 10-12 kilogramów, o dwa lata starszy brat nie był dużo większy i również pokasływał.
Zabierając rodzeństwo do szpitala, pracownicy pogotowia nie znaleźli w mieszkaniu rzeczy, w które mogliby ubrać dziewczynkę, nie znaleźli też książeczki RUM czy jakiejkolwiek innej dokumentacji związanej z dzieckiem.
- Widok półnagiego, leżącego w stercie koców malucha powoduje, że każdy normalny człowiek zastanawia się, jak taka rodzina funkcjonuje. W mojej ocenie te dzieci były zaniedbane - uważa medyk.
Dzielnica, w której doszło do zdarzenia, nie ma najlepszej opinii. Mieszkańcy przyznają, że sporo tu biedy i alkoholizmu.
- Jest tu dość bezpiecznie, ale domy są stare, a ludzie biedni - potwierdza spotkana na ulicy starsza kobieta.
24-letnią matką dzieci pracownicy pomocy społecznej interesują się od kilku lat. Z informacji policji wynika, że w ciągu ostatnich trzydziestu miesięcy w mieszkaniu, które cała trójka zajmuje wraz z innymi członkami rodziny, było około 20 interwencji. Ich przyczyną był głównie alkohol.
- Naszym podopiecznym oferujemy różne formy wsparcia, ale nie jesteśmy w stanie zmusić ich do przyjęcia pomocy i zmiany sposobu życia – tłumaczy dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Zenona Ćwiklińska. – Według mnie zrobiliśmy wszystko, co było w tej sytuacji możliwe. Dajemy szansę wyjścia z trudnej sytuacji, ale rodzina też musi się wykazać aktywnością.
Sędzia Ewa Mazurek mówi, że nagłośnione przez media wydarzenie nie należy do wyjątkowych. Dozór kuratorski ma dziś pół tysiąca dzieci z miasta i powiatu, których rodzice mają ograniczone prawa rodzicielskie.
- Od początku roku do placówek opiekuńczych zabraliśmy z domów siedemdziesięcioro małych elblążan - mówi Ewa Mazurek. - Główną przyczyną, oprócz oczywiście jakichś skrajnych zaniedbań, nadużywania alkoholu czy też znęcania się, jest przede wszystkim bieda, niedożywienie i zagrożony stan zdrowia.
Jak zapewnia rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego Małgorzata Twardowska, stan rodzeństwa jest już dobry. Pozostanie ono jednak na oddziale do czasu wydania decyzji przez sąd rodzinny. Tymczasem nastolatka, która uczestniczyła w imprezie przerwanej pojawieniem się pracowników socjalnych i policji, uważa, że nie stało się nic wielkiego.
- Ten mały podchodził do mnie, nazywał ciocią, przytulał się i wszystko było dobrze. Nie wiedzieliśmy, że jego siostra jest chora, ale przeczuwaliśmy, że coś jest nie tak i mieliśmy rano iść z nią do lekarza. One mają w domu dobrą opiekę - ocenia dziewczyna. - Czasem, jak nie ma co
jeść, to wiadomo, że się je chleb z cukrem czy z czymś, ale oni na chleb zawsze mieli. Uważam, że dzieciaki powinny być przy mamie. Mama je przecież urodziła, a w domu dziecka nie będą miały do kogo się przytulić.
Joanna Torsh